Ostatni dzień października Amsterdam powitał szarym
obliczem. Ulice zasnute były mleczno-szarą mgłą a silne podmuchy wiatru, którym
towarzyszył siąpiący deszcz, skutecznie odstraszały mieszkańców przed
spacerami.
Weronikę z narkotycznego snu obudził dźwięk rozkładanych na stole talerzy i stukot otwieranych szafek. Miała przedziwny sen w którym wysoki anioł oświetlony glorią niebiańską wynosił ją z piekła. Ów anioł pachniał mieszanką piżma i cytrusów a jego ramiona były ciepłe i opiekuńcze. Nie bardzo miała ochotę się budzić, jednak żołądek domagał się kawy a głowa tabletki przeciwbólowej.
Dziewczyna powoli otworzyła jedno oko, potem drugie. Usiłowała skupić wzrok na jednym punkcie, gdy udało jej się zlokalizować stalowy kinkiet z pomarańczowo- czarnym kloszem w kształcie tulipana, oniemiała.
Weronikę z narkotycznego snu obudził dźwięk rozkładanych na stole talerzy i stukot otwieranych szafek. Miała przedziwny sen w którym wysoki anioł oświetlony glorią niebiańską wynosił ją z piekła. Ów anioł pachniał mieszanką piżma i cytrusów a jego ramiona były ciepłe i opiekuńcze. Nie bardzo miała ochotę się budzić, jednak żołądek domagał się kawy a głowa tabletki przeciwbólowej.
Dziewczyna powoli otworzyła jedno oko, potem drugie. Usiłowała skupić wzrok na jednym punkcie, gdy udało jej się zlokalizować stalowy kinkiet z pomarańczowo- czarnym kloszem w kształcie tulipana, oniemiała.
Zerwała się z łóżka, zrzucając z siebie koc.
Przerażonym wzrokiem spoglądała na sypialnię.
Brzoskwiniowe ściany, półkę pełną książek, miękki skórzany fotel,
ratanową szafę i telewizor LCD. Wszystko urządzone ze smakiem, tchnące ciepłem
i domową atmosferą. Ale do cholery to nie była jej sypialnia!
- Gdzie ja jestem? – wyszeptała pobielałymi wargami. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Włosy w nieładzie, rozmazany makijaż i o zgrozo,błękitna, męska koszula sięgająca jej to ud.
- Gdzie ja jestem? – wyszeptała pobielałymi wargami. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Włosy w nieładzie, rozmazany makijaż i o zgrozo,błękitna, męska koszula sięgająca jej to ud.
W chwili kiedy miała usiąść i zacząć płakać do
pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna z tacą śniadaniową w rękach.
- Dzień dobry.- spojrzał na Weronikę, po czym
ostrożnie postawił jedzenie na niskiej ławie pod oknem. – Dobrze spałaś?
- Ja..ja…ja… czy my ze sobą spaliśmy?!- zapiszczała
panicznie.- Bo ja ciebie, pana nie znam…
Tytoń uśmiechnął się a w policzkach ukazały mu się
dwa urocze dołeczki.
Wyglądał jak czuły mąż. To było pierwsze skojarzenie Weroniki. Nie był klasycznie przystojny, ale mógł podobać się kobietom.
„O czym ja myślę?”- skarciła się w duchu.
- Nie spaliśmy ze sobą. Mam dwie sypialnie.
- To dlaczego mam na sobie męską koszulę? I co ja
tutaj robię?! I kim ty jesteś do cholery?!
Przemek z trudem powstrzymywał się przed wybuchem
śmiechu. Jego podopieczna, którą znaleźli w Red Banku stała przed
nim w męskiej koszuli, rozczochrana z podbitymi od rozmazanych cieni i tuszu
oczami. Wyglądała jak topielica z opowiadań jego babci.
- I od tego należało zacząć. Jestem Przemek,
mieszkam tutaj. Masz na sobie moją koszulę, ale uprzedzając twoje kolejne
pytanie. Sama ją sobie założyłaś, chociaż nakłonienie cię do tej czynności ,było
raczej długotrwałym zajęciem. A znalazłaś się tutaj dlatego, że mówiąc oględnie
rzuciłaś mi się w ramiona krzycząc:”Mój aniele”!
Wera patrzyła na chłopaka ze zdumieniem.
- Niczego nie pamiętam. – zaczęła a w jej niebieskich oczach zalśniły łzy.- Nigdy tak się nie zachowuję. Poszłam tylko zapalić papierosa i urwał mi się film. Przepraszam.
- Niczego nie pamiętam. – zaczęła a w jej niebieskich oczach zalśniły łzy.- Nigdy tak się nie zachowuję. Poszłam tylko zapalić papierosa i urwał mi się film. Przepraszam.
Tytoniowi zrobiło jej się żal. Nie posądzał ją o
bycie narkomanką. Zachowywała się nadpobudliwie, bo ktoś podrzucił jej trefnego szluga.
- Spokojnie. Ktoś wrzucił ci do papierosów Marinex.
To silnie odurzający skręt do złudzenia przypominający Marlboro. Dlatego nic
nie pamiętasz. Moi koledzy znaleźli twoją torebkę i dokumenty, ale nie było
telefonu komórkowego.
- Musiałam go zgubić. Jezu Alona mnie zabije! Pewnie
zadzwoniła już na policję i do wszystkich szpitali. Mogę od ciebie zadzwonić?- spojrzała na niego
błagalnie. Przemek wyszedł na chwilę z sypialni, by po chwili wrócić z
telefonem komórkowym w ręce. Wręczył go dziewczynie.
Podziękowała mu skinieniem głowy.
Zabrał tacę z zimnym już śniadaniem i zniknął za drzwiami.
Zabrał tacę z zimnym już śniadaniem i zniknął za drzwiami.
Młoda aktorka drżącymi rękami wystukała numer
najlepszej przyjaciółki.
Po kilku krótkich sygnałach odezwał się znajomy głos
z lekko rosyjskim akcentem.
- Halo?
- Alona?
- Wera? Do cholery jasnej gdzie jesteś?! Co ty
wyprawiasz?! Całą noc cię szukaliśmy, masz szczęście, że policjanci nie chcieli
przyjąć zgłoszenia bo nie minęło 48 godzin!- Rosjanka krzyczała w słuchawkę.
- Ktoś podmienił mi papierosy i zjarałam się. Potem
uratował mnie jakiś chłopak i przenocował.
- Wykorzystał cię?!
- Nie! Spał w innej sypialni, podobno się na niego rzuciłam i wyznawałam mu
miłość. To Polak. Zaraz podam ci jego adres. Błagam przyjedź po mnie!
- Już pędzę. Czekaj tam na mnie.
- Dobrze. Pa.- rozłączyła się. Jeszcze raz spojrzała na swoje
odbicie w lustrze i przed kolejną rozmową z Przemkiem postanowiła się umyć. W
łazience przylegającej do sypialni, urządzonej w motywy marynistyczne znalazła
swoje wyprane, wysuszone i poskładane ubrania. Nie było tylko żakietu.
Czym prędzej się umyła, włożyła ciuchy a włosy
związała gumką, która miała na ręce.
Wyglądała już jak człowiek a nie halloweenowa zmora,
postanowiła porozmawiać z Przemkiem. Kogoś jej przypominał, ale nie mogła
skojarzyć kogo. Może widziała go w teatrze?
Tytoń siedział w kuchni czytając poranną gazetę.
Obok niego stała taca ze śniadaniem, którą zabrał wychodząc z sypialni.
Zaparzył świeżą kawę, której aromat roznosił się po kuchni.
- Dzień dobry, jeszcze raz.- uśmiechnął się z nad
gazety.- Zadzwoniłaś po kogoś z rodziny?
Weronika usiadła na taborecie obok, ostrożnie nalała
sobie kawy. Ręce jeszcze jej się trzęsły, tak jakby miała delirę. Swoją drogą
miała ochotę na papierosa. Cholera jasna! Przecież przez nałóg ktoś mógł wykorzystać
jej odurzenie.
- Dzień dobry.- uśmiechnęła się słabo.- Nie mam tutaj rodziny. Moi rodzice mieszkają
we Wrocławiu. Od dwóch lat mieszkam w Amsterdamie. A przyjedzie po mnie
najlepsza przyjaciółka. Zmyła mi głowę, ale wyjaśniłam jej, że nie zabalowałam
nigdzie, tylko przydarzył mi się ten…incydent.
- Każdemu mogło zdarzyć się coś takiego. Po
prostu trzeba uważać na swoje rzeczy, pilnować szklanek. Wiesz… Ale fajnie, że
wszystko dobrze się skończyło. I w gruncie rzeczy, poznałem kogoś nowego z
Polski.
- Cóż nie było to konwencjonalne rozpoczęcie
znajomości. A ja się nawet nie przedstawiłam. Weronika jestem.- wyciągnęła do
niego rękę.
Odwzajemnił uścisk, biorąc jej drobną dłoń w swoją
dużą i ciepłą. Weronika jeszcze raz mu się przyjrzała. Skądś go znam?! Nie
miała jednak odwagi zapytać.
- Wiem. Grzebaliśmy ci w torebce, bo chciałem
sprawdzić gdzie można cię odtransportować. – No tak. Nie obrażam się o to.
Powinnam ci podziękować, co też teraz czynię. Tak więc, dziękuję ci Przemku. Z
całego serca, bo uchroniłeś mnie przed złem i rozpustą dzielnicy czerwonych latarni.
- Przyjmuję podziękowania. A teraz zjedz coś, bo o pustym żołądku cię nie wypuszczę. Tamte tosty były już zimne, ale zrobię nowe.- zaczął kręcić się po kuchni, po chwili postawił przed Weroniką talerz pełen pachnących tostów, Nutellę i dżem truskawkowy.
Posilali się w ciszy, którą przerwał dzwonek do drzwi.
- Przyjmuję podziękowania. A teraz zjedz coś, bo o pustym żołądku cię nie wypuszczę. Tamte tosty były już zimne, ale zrobię nowe.- zaczął kręcić się po kuchni, po chwili postawił przed Weroniką talerz pełen pachnących tostów, Nutellę i dżem truskawkowy.
Posilali się w ciszy, którą przerwał dzwonek do drzwi.
Tytoń poszedł otworzyć. Do mieszkania wparowała niska brunetka. Podbiegła do Weroniki i zaczęła ją
obejmować przy okazji dziękując zszokowanemu Przemkowi w zlepku
polskiego-holenderskiego-rosyjskiego i angielskiego.
- Jest pan bohaterem, gdyby nie pan to nie wiem co
by się stało. – jedną ręką przytulała przyjaciółkę a drugą ściskała dłoń
Tytonia. – A ty!- zwróciła się do Wery. Masz w cholerę rzucić do świństwo.
Tytoń ci szkodzi!-tłumaczyła jak do dziecka.
Przemek zaśmiał się pod nosem, jednak nie umknęło to
uwadze Alony.
- Pana to śmieszy?!
- Ależ skąd droga pani, po prostu przypomniałem
sobie o czymś. I proszę mówić mi Przemek.
- Alona- podała mu dłoń.
- To może już chodźmy i będziesz na mnie krzyczeć w
domu, dobrze?- Weronika spojrzała błagająco na przyjaciółkę. – Nie chcę już
dłużej siedzieć Przemkowi na głowie.
Podeszła do niego i uśmiechnęła się najpiękniej jak
umiała.
- Dziękuję. I do zobaczenia.
- Do widzenia. – odwzajemnił jej uśmiech.
Po chwili został w mieszkaniu sam.