czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 12




„Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego człowieka…”

    Pierwszy dzień grudnia Amsterdam przykryty pierzyną z białego puchu. Śnieg zaczął sypać w nocy, wirując w światłach latarni. Rankiem prószył delikatnie, zamieniając miasto w miejsce z zimowej bajki.
Weronika przebudzała się powoli. Śniła jej się noc pełna miłosnych uniesień w duecie z Przemkiem Tytoniem. Nie otwierając oczu uśmiechnęła się na absurdalność tego zdarzenia.
Ona i Przemek?
Przeciągnęła się powoli, by po chwili zorientować się, że duża ciepła dłoń oplata ją w pasie i przygwożdża do materaca. Otworzyła oczy, spoglądając wprost w uśpione oblicze Tytonia.
Spał smacznie z pół otwartymi ustami, włosy zmierzwione przez sen opadały mu na czoło niczym lwia grzywa.
Dziewczyna rzuciła się na poduszkę przypominając sobie, że senne uniesienia były najprawdziwszą prawdą. Kochali się z Przemkiem!
- O Boże…- wyrwało się z jej gardła.
Przemek poruszył się przez sen. Wera przycisnęła się do materaca, tak jakby chciała się w niego wtopić.
Poczęła gorączkowo myśleć, jak wybrnąć z tej krępującej sytuacji.
W ekspresowym tempie zaczęła przypominać sobie wszystkie szczegóły wczorajszego wieczoru. Utarczkę słowną z Haarem, Aleksego, wypłakiwanie się u Przemka sowicie podlewane polską wiśniówką.
Potem seks z najlepszym przyjacielem.
Wpadła jak śliwka w kompot. Chociaż musiała uczciwie przyznać, że było wspaniale. Przemek rozpalił ją do czerwoności. Ale co ona ma mu powiedzieć?
Stało się? Nie była taką dziewczyną. Nie wskakiwała wszystkim do łóżka. Seks zawsze równał się ze stałym związkiem. A przecież oni byli przyjaciółmi. To wyklucza wspólne życie erotyczne.
W panice próbowała się wyswobodzić z objęć piłkarza. Gdy jej się to udało, ubrała się cichcem i wyszła z mieszkania.
Uciekła jak tchórz, ale w tej sytuacji nie mogła postąpić inaczej.
Pół godziny później wpadła do mieszkania trzaskając drzwiami. Alona wyjrzała ze swojego pokoju z wałkami na głowie.
- Co tak trzaskasz? I gdzie byłaś?- zapytała niezadowolona.
Weronika blada jak płótno siadła przy wyspie w kuchni. Nalała sobie obfitą porcję kawy, dosypując do niej trzy łyżki cukru oraz sporą ilość mleka.
Rosjanka skrzywiła się na takie połączenie.
Kawę winno się pić wyłącznie czarną, bez cukru.
Weronika upiła swojego kawopodobnego napoju i przemówiła.
- Przespałam się z Przemkiem.
Sokołowska nie wyglądała na zszokowaną.
- Mogłaś chociaż wysłać smsa, że nie wrócisz na noc. Masz szczęście, że dopiero się obudziłam.
- Alona nie rozumiesz?! Przespałam się ze swoim przyjacielem! To wszystko między nami skomplikuje, jak ja mu spojrzę w oczy?!
- Skarbie, myślę że nie związałaś go i nie zgwałciłaś. On też miał w tym swój udział , nie bez przyjemności zresztą. Rozmawiałaś z nim?
Weronika spłoniła się.
- Nie. Uciekłam od razu jak się zorientowałam. Przeholowaliśmy wczoraj z wiśniówką. Haar pojechał mi po pensji i wykluczył na dwa spektakle.
- Cooo? A to sukinsyn! Biedna. – przyjaciółka przytuliła ją do siebie. – Nic się nie martw, poradzimy sobie a z Przemkiem musisz sobie wszystko wyjaśnić.
- Myślisz, że możemy nadal się przyjaźnić? Że ta noc nie będzie między nami stała?
- Uważam, że jeśli coś was do siebie ciągnęło, to prędzej czy później wylądowalibyście w łóżku. Ochłońcie oboje a potem szczerze porozmawiajcie.
- Boje się.
- Nie bój się. Będzie dobrze, zobaczysz. Chodź zrobię ci porządne śniadanie. Na obiad przychodzi Wasyl.- Alona rozpromieniła się jak słoneczko.
Przemek obudził się z uśmiechem na ustach. Było mu tak dobrze, jakby stał u bram raju i został do nich wpuszczony na jedną noc.
Uczucie do Wery wezbrało w nim jak rzeka podczas powodzi. Rozlało się na całe jego serce. Dzisiaj mógł przenosić góry i bronić nawet z Realem Madryt.
Łóżko było puste, pewnie Wera poszła do łazienki.
Włożył spodnie i poszedł szukać dziewczyny. Chciał jej wszystko wyznać, roznosiło go szczęście. W łazience nikogo nie było, tak samo w kuchni i pokoju gościnnym.
Uciekła. Nie zostawiła nawet kartki.
Czego się bała?
Żałowała?
Cholera jasna!- strzelił dłonią w ścianę.
Musiał się z nią rozmówić. Bał się, że nie podziela jego uczuć i ta noc była dla niej życiowym błędem. 

A co będzie jak jego obawy okażą się rzeczywistością? Musi ją zdobyć! Weronika musi być jego!
Zakochał się w niej. Nie czuł czegoś takiego w stosunku do Isabelli ani żadnej innej kobiety.
Jeśli będzie musiał to zawalczy o nią, nawet jakby miało mu to zająć kilka lat.

Wera była tego warta. 
__________________________________________________________________
Krótko, wiem... Ale jakoś tak nie mogę poukładać stosunków pomiędzy Weroniką i Przemkiem.
On chce czegoś więcej, ona się boi i chce przyjaźni. Boi się zranienia.
Czekam na wasze komentarze w tej sprawie. :)

Buziaki :* 

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 11



Nie jesteś sama, nie jesteś sama
Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas…

Nadszedł dzień meczu towarzyskiego artystów (włączając celebrytów) z politykami. Szatnia przed spotkaniem huczała, aktorzy i twarze telewizji motywowali się nawzajem.  W drużynie Weroniki i Alony znalazły się jeszcze dwie kobiety piosenkarka i prowadząca wieczorny dziennik. Drużyna polityków posiadała panią sztuk jeden grającą w ataku. 
Przemek z Wasylem i triem zasiedli na trybunach. Misiaczki zabrały ze sobą chipsy, popcorn i puszki. z Coca Colą.
- Zapowiada się fajowe widowisko. – Lewy z charakterystycznym pstryknięciem otworzył puszkę z napojem. Uśmiechnął się przy tym cwaniacko, bo dostała mu się ta ze swoją własną podobizną.
- Amatorzy.- zakpił Kuba. – Baby nie powinny wyłazić na boisko, bo jeszcze sobie nogi połamią.
Piszczek pacnął przyjaciela w czerep.
- Debil. Jesteś zazdrosny bo trenowałeś tego ichniego Lisa z telewizji. Facet ma żółte zęby i trzy włosy na krzyż. Nie to co Wasyl i Przemek oni mieli całkiem fajne kobitki, szczególnie ta Weronika. Poznałem, że grała tę nędzarkę z Uliczników.
- Nędzników- poprawił go Wasyl.
- No fajna dupa-  skomentował Lewandowski z ustami pełnymi popcornu.
Przemek miał ochotę strzelić mu w twarz.
- Powiedz o niej tak jeszcze raz a wsadzę ci ten kubeł na łeb.- wysyczał do kolegi z drużyny. Kuba zamarł z chipsem w ręku, Piszczek wytrzeszczył  oczy a Wasyl zachichotał.
- Nie denerwuj się Przemku. Napatrzył się na tę niemiecką gwiazdę z cyckami to wszystkich mierzy jedną miarą. Poza tym wyczuwam wpływ Wojtusia. Pamiętacie tę historię z zarywaniem dup na drogi samochód? – Wasyl spojrzał na towarzystwo. Piszczek w lot podłapał temat. Nie przepadał za Szczęsnym, odkąd ten doniósł na niego ówczesnemu trenerowi.
- Wiecie, Wojtuniowi Michał Anioł gęby dłutem nie haratał, więc dupy…przepraszam dziewczyny rwie na samochody. Ale widziałeś tę jego ostatnią raszplę? Jak nic kuzynka Jolanty Rutowicz. Moja Ewka twierdziła, że ta jego niunia uczyła ją jak namalować liverpoolskie brwi. Kobieta mi prawie ze śmiechu zeszła.
- A co to są te liverpoolskie brwi?- zapytał Błaszczykowski.
- Namalowane czarną kredką, długie na pół czoła. Do tego obowiązkowa solarka i ciemny puder. – Piszczek rzekł tonem mentora.
- Dobra chłopaki. Mordy w kubeł bo mecz się zaczyna.- Wasyl tonem kapitańskim uciszył towarzystwo.- Pogadacie sobie potem.
Mecz zaczął się czasowo przy czym połowy z czterdziestu pięciu minut zostały skrócone do trzydziestu. Weronika przez pierwsze piętnaście nudziła się jak mops. Okazało się, że artyści mają więcej siły niż politycy i właściwie pojedynek rozgrywa się na drugiej połowie boiska. Bramkarz polityków miał ręce pełne roboty. W dwudziestej minucie Alona zdołała trafić do bramki przeciwników, jednak politycy szybko zorganizowali kontrę. Jeden z polityków dostał z korka w głowę.. Sędzia podyktował karnego.
Weronika zamarła. Wezwała w duchu wszystkie bóstwa opiekuńcze.
Facet, który miał strzelać do jej bramki miał ponad dwa metry. Fijałkowska przygotowała się psychicznie i fizycznie. Ciało napięło się w oczekiwaniu, gwar z trybun ucichł na moment.
Polityk zrobił rozbieg i strzelił w prawy róg, Weronika zamknęła oczy rzucając się dokładnie w tor lotu futbolówki. Wybiła piłkę wpadając w kałużę, powstałą z ulewy przed meczem. Trybuny ryknęły entuzjazmem.
Misiaczki zakrzyknęli wysypując popcorn a Przemek klaskał uradowany.
W drugiej połowie do bramki wszedł aktor telenowelowy, podczas gdy Weronika przebierała się w służbowy strój. Musiała jechać na popołudniowy spektakl Nędzników. Jej zmienniczka  dostała półpaśca.
Fijałkowska żałowała, że nie zdążyła przywitać się z Tytoniem ani mu podziękować. A miała za co.
Od akcji pod teatrem codziennie dzwonił i pytał o zdrowie. Na treningach był kochany i przyjacielski. Czasami przecierała oczy ze zdumienia, że spotkała przeciwieństwo Hoffmana.
Amsterdam o tej porze był wyludniony. Listopadowa niedziela po południu nie nastrajała do spacerów a ruch wracających zza miasta miał wzmóc się za kilka godzin.
Wera wpadła do teatru zziajana. Charakteryzatorki szybko wykonały swoją robotę i młoda aktorka mogła z marszu wcielić się w rolę Eponine.
Kątem oka dostrzegła w pierwszym rzędzie Aleksego. Uśmiechał się szyderczo a jego wzrok pałał żądzą mordu.
Weronikę sparaliżowało. Podczas On my own zapomniała tekstu i szyła niemiłosiernie. Nie mogła doczekać się sceny śmierci, żeby nie widzieć okropnej twarzy swojego jeszcze nie eks chłopaka. Jeszcze się z nim nie rozmówiła. Bała się panicznie. Dzwonił kilka razy nagrywając niewybredna żarty na automatyczną sekretarkę. Dostała też kilka chamskich maili.
Donosił także szmatławcowi w Polsce, dzięki czemu o rzekomym romansie jej i Przemka dowiedziało się pół kraju. W Holandii nikt nie zwracał na to uwagi nad Wisłą było inaczej.
Scenę finałową Les Mis, zagrała jak na autopilocie starając się nie patrzeć w publikę. Zignorowała również bukiet żółtych róż z jadowitym liścikiem od młodego prawnika.
Po spektaklu nie zmywając charakteryzacji chciała czmychnąć z teatru. Na jej drodze stanął dyrektor.
- Dokąd to?- zapytał zdenerwowany.- Mamy do pogadania panno Fijałkowska.
Weronika spojrzała na reżysera i włodarza  teatru w jednym. Czuła, że szykuje się długie przemówienie z wymówkami w tle.
- Do domu panie dyrektorze. Miałam ciężki dzień.
- Słyszałem, że obroniła pani karnego. Ale dzisiejsza gra została kompletnie spartaczona. Czułem się zażenowany.- podkreślił dobitnie.- Co ma pani na swoje usprawiedliwienie?
Dziewczyna spojrzała na Haara jakby wyrosła mu trzecia głowa.
- Uganianie się po boisku i brak regeneracji. Chyba każdemu może się zdarzyć. – odpowiedziała sucho.
Haar aż się cały zagotował. Jego twarz spurpurowiała a oczy prawie wyszły z orbit.
- Ma pani czelność wygadywać takie bzdury? Wie pani gdzie gra? To jest teatr na poziomie europejskim tutaj nie ma mowy o złych dniach. Pa pani zakichany obowiązek grać jak na premierze i guzik mnie interesuje pani zła kondycja.
Zawieszam panią na dwa najbliższe przedstawienia. Odliczymy to pani z pensji a Monika wskoczy za panią do pierwszej obsady! Nie będę tolerował takiej niesubordynacji!
- Co proszę? Jest pan osłem!- krzyknęła po polsku i wybiegła z teatru. Nie zauważyła Aleksego obłapiającego się ze swoją sekretarką. Wsiadła do samochodu i z piskiem opon odjechała w stronę centrum.
Przeleciała przez miasto niczym startujący w rajdzie Kubica, wyładowując emocje na pedale gazu i dławiąc się własną furią i łzami. Nie zastanawiając się co robi, kierowała się prosto do domu Tytonia.
Zahamowała z wściekłym jazgotem opon, zostawiając na asfalcie czarne krechy stopionej gumy i po chwili stała już przed drzwiami mieszkania piłkarza, wciskając przycisk dzwonka niemal do oporu.
- Wera? - Zamek szczęknął i w uchylonych drzwiach ukazał się Tytoń z ręcznikiem w dłoni. Jego jasne włosy, zwykle schludnie zaczesane na bok, tym razem sterczały na wszystkie strony. - Wybacz, nie słyszałem dzwonka, prysznic wszystko zagłuszał.
- Mogę wejść? - zapytała aktorka, siąkając dość żałośnie nosem. - Muszę się komuś wygadac, bo mnie szlag trafi.
Odsunął się, wpuszczając ją do środka. Sam widok jego wysokiej, smukłej postaci, odzianej w wyblakłe dżinsy i t-shirt, podziałał na Werę jak balsam. Przemek był taki.. kojący. Sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
Umoszczona wygodnie na kanapie, opowiedziała Tytoniowi o tym, co zaszło w teatrze.
- Ten bezczelny sukinsyn siedział na widowni - mówiła, z trudem hamując zgrzytanie zębami i drżenie głosu. - Śmiał się ze mnie!
Bramkarz zacisnął szczęki oraz pięści, czując, co nader rzadko mu się zdarzało, gwałtowną potrzebę gruntownego przemodelowania gęby tego cholernego fagasa. Jak on śmiał tak ją nękać?
- Wyleciałam przez niego z obsady na dwa spektakle - Wera zaczęła płakać. - Boję się, Przemek.
Tytoń delikatnie otarł jej łzy opuszkami kciuków.
- Nie płacz - powiedział, tuląc ją do siebie. - On nie jest tego wart.
Ale Wera nie mogła się opanować. Tłumione emocje znalazły swe ujście w postaci niepohamowanego strumienia łez.
Tytoń, jako człowiek rozważny, gdy ujrzał, że kołysanie w ramionach i głaskanie po głowie nie pomaga, a młoda aktorka najwyraźniej nie może przestać szlochać, postanowił zaordynować innego rodzaju lekarstwo.
- Poczekaj - rzekł, puszczając Werę z objęć.
Po chwili wrócił, niosąc paczkę chusteczek higienicznych, butelkę wybornej wiśniówki (prezent od przyjaciół z Polski) i dwa kieliszki. Nalał hojnie do obu naczyń, bo sam czuł potrzebę wzmocnienia swych sił, a następny dzień miał najzupełniej wolny, po czym zaserwował Werze kieliszek lekarstwa.
Wypiła duszkiem, Tytoń poszedł w jej ślady. Medykament podziałał bez pudła, w ruch poszły chusteczki i po chwili Wera mogła znowu mówić.
I mówiła, wspomagając się wiśniówką, której Tytoń nie żałował ani jej ani sobie. Opisała dokładnie spięcie z dyrektorem, nie żałując epitetów i podkreślając odporność pryncypała na wszelką logikę.
- Nawet mu nie tłumaczyłam co się stało, to by było kompletnie bez sensu - westchnęła. - A on mi poleciał po pensji i wywalił z obsady na dwa spektakle. Jak tak dalej pójdzie  będę musiała wracać do Polski...
- Nie! - wyrwało się bramkarzowi. - To znaczy, nie będziesz miała innego wyjścia?
- Nie wiem - potrząsnęła głową.  - To jest wszystko takie porąbane...
Tytoń objął Werę ramieniem i spojrzał jej głęboko w oczy.
"Ma takie długie rzęsy"  przemknęło aktorce przez głowę. "I takie jasne jak len."
- Poradzisz sobie - rzekł, przykładając czoło, do czoła Wery. Jego głos był głęboki i uspokajający. - Jesteś świetną aktorką, wiesz?
Nie myśląc co czyni, Wera położyła rękę na karku bramkarza, gładząc palcami ciepłą skórę.
- Powinnam ci podziękować - szepnęła.
- Za co? - usta Przemka dotykały teraz niemal jej ucha.
- Za wszystko. Za to że mi pomagałeś, broniłeś... I za tego karnego dzisiaj - zachichotała, jej ciepły oddech owionął szyję piłkarza. Nie wiedzieć czemu zrobiło mu się gorąco.
- Mhm. To była świetna robota - odpowiedział.
Po czym pocałował usta Wery, te słodkie czerwone usta, które znajdowały się tak blisko jego własnych.
No i stało się. Wera, z początku zaskoczona, szybko dała się ponieść namiętności. To było tak słodkie i cudowne, ten delikatny pocałunek, bliskość Przemka, jego zapach... Przywarła do Tytonia całym ciałem, wsuwając dłonie pod jego podkoszulek, czując pod palcami ciepłą skórę i grające pod nią twarde mięśnie.
Wkrótce t-shirt Przemka i bluzka Wery legły, splątane razem na podłodze, podczas gdy ich właściciele obdarzali się coraz śmielszymi pieszczotami i pocałunkami. Płynęli na rzece namiętności, która, przynajmniej na chwilę, staje się też rzeką zapomnienia, badali palcami i ustami tajemne zakątki swych ciał, wypełniając ciszę nocy coraz głośniejszymi westchnieniami i jękami.
Tytoń rozebrał siebie i Weronikę do końca, gorącymi ustami znaczył szlak wzdłuż jej ciała od pagórków piersi aż po pępek, zataczając językiem kręgi wokół niego.
Kobieta westchnęła przeciągle wczepiając palce w jego włosy.
Piłkarz na moment oderwał się od rozpalonej skóry kochanki  by wycisnąć na jej ustach kolejny namiętny pocałunek. Wera zarzuciła ręce na jego barki rozkoszując się grą mięśni pod śliską od potu skórą.
Załkała, prężąc ciało w łuk, gdy poczuła go w sobie. Delikatnymi ruchami prowadził ją ku krawędzi, za którą rozciągała się niezmierzona otchłań rozkoszy. Teraz byli połączeni w kosmicznej unii ciał i dusz, wspólnie opadając w tę otchłań. Po ucichnięciu burzy zmysłów leżeli na łóżku, dysząc jak gladiatorzy po walce.
Przemek przeczesał ręką wilgotne włosy w jego głowie poczucie winy biło się z niewiarygodną falą szczęścia. Wera wtuliła twarz w jego pierś, usiłując nie myśleć co będzie dalej. Tak zasnęli.
______________________________________________________________
Ufff :D Najcięższa do tej pory scena, napisana pod wpływem chwili i dzięki wsparciu i pomocy pewnej osóbki :D:* Nie miało tak być, ale czułam że trzeba pogmatwać trochę stosunki Przemka i Weroniki.
Miłego czytania :)  
                                                                               Fiola :)

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 10




                
 Teraz, gdy w ruchomych piaskach tonę
I kiedy cała przeszłość przed oczami
Rozumiem, rozumiem swój błąd...




                
    Bramkarz ułożył Weronikę na fotelu pasażera, sam zaś zasiadł za kierownicą. Włączył lampkę wewnątrz pojazdu patrząc na okrwawioną rękę dziewczyny.  Pochylił się chcąc wyciągnąć ze schowka apteczkę, przez przypadek otarł się o obity bok Fijałkowskiej, która skrzywiła się z bólu.
- Bardzo boli?- spojrzał na nią współczująco.
Weronika uśmiechnęła się boleściwie.
- Powinnam żyć.
Przemek rozdarł opakowanie z opatrunkiem jałowym, polał ranę obficie wodą utlenioną po czym zakleił wszystko plastrem.  Wyrównał brzegi, dotykając przy tym skóry Weroniki. Zadrżała patrząc mu prosto w oczy. Poczuł coś, co nie było tylko współczuciem, ale sam jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.
- No to jedziemy do ciebie.- zapalił silnik płynnie włączając się do ruchu.
Droga pod kamienicę w której mieszkała Weronika zajęła im niecałe piętnaście minut. Przebyli je w ciszy, oboje pogrążeni we własnych myślach.
Przemek jako pierwszy dostrzegł znajomą postać w garniturze przechadzającą się w tę i z powrotem.
- Aleksy stoi pod kamienicą.- spojrzał na Weronikę.
Na twarzy dziewczyny wykwitło przerażenie, ścisnęła mocno rękę Przemka, tak jakby chciała wziąć trochę jego odwagi.
- Błagam zabierz mnie stąd.- jęknęła w panice.
Przemek przytulił ją do siebie.
- Pojedziemy do mnie a ten błazen niech sobie tutaj czeka. Oby nie napatoczył się na Wasyla, bo mój przyjaciel może mu poprawić.- powiedziawszy to wrzucił bieg i ruszył przed siebie.
Weronika była skrajnie wycieńczona. Przemek od razu po przyjeździe zrobił jej ciepłą kąpiel, na pralce zostawiając czystą koszulę i szlafrok.
Dziewczyna pozwoliła ciepłej wodzie obmyć swoje obolałe ciało. Położyła głowę na zagłębieniu pozwalając myślom płynąć.
Zrozumiała swój błąd zanim będzie za późno cokolwiek zmienić. Bijatyka pod teatrem obnażyła jej zachowanie Aleksego. Już od dawna wiedziała, że to co ich łączy nie jest miłością, ale coś trzymało ją przy nim. Bała się. Ale koniec z tym. Coś w niej pękło i teraz będzie panią swojego życia.
Po kojącej kąpieli wsunęła się w pachnącą płynem do płukania koszulę Przemka, zarzucając na ramiona puchaty szlafrok. Łazienka przylegała do sypialni w której była po raz drugi. Usiadła na ratanowym fotelu wpatrując się w Jamesa Deana, którego portret wisiał na ścianie. W drzwiach pojawił się Tytoń. Uśmiechnął się a z jego oczu biła tak nieskazitelna szczerość i życzliwość, że płacz zaczął dławić ją w gardle.
Skąd się biorą tacy ludzi?- pomyślała mimochodem.
Chłopak trzymał w ręce kubek z Kubusiem Puchatkiem. Podał go Weronice patrząc jeszcze intensywniej. W błękitnych oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Na ten widok odstawił kakao na stolik, biorąc Weronika w ramiona. Przytuliła się do niego mocno, czując pod palcami mięśnie jego pleców. Był ciepły i opiekuńczy. Łagodnymi ruchami gładził jej włosy a do ucha szeptał słowa pocieszenia. Weronika rozpłakała się jeszcze bardziej, czerpiąc z siły spokoju Tytonia. W tym momencie był jej ostoją i człowiekiem na którego ramieniu mogła wypłakać wszystkie swoje bóle i krzywdy.
- Ciiii- uspokajał ją głszcząc delikatnie. Czuł jak jej drobne ciało przylega do niego z ufnością.
Weronika budziła w nim długo usypiane instynkty opiekuńcze. Isabella nie potrafiła płakać, zawsze opanowana i pewna siebie. Chłodna. Młoda aktorka, którą tulił była jak promień słońca... ciepły i dający radość, zasłonięty przez chmury chował się.
Żywa istota, która potrzebowała czasem męskiego ramienia.
Fijałkowska wychlipała się w koszulę Tytonia, po czym odsunęła się ocierając szlafrokiem załzawione oczy. Przemek spojrzał na nią z troską.
- Wszystko dobrze?- zapytał przysiadając na krześle.
- Nic nie jest dobrze. Właśnie uzmysłowiłam sobie jaką byłam idiotką wiążąc się z Aleksym a potem trwając w tym chorym układzie.- upiła łyk napoju, sobie dzieciństwo kiedy mama dawała jej kakao.
- Kochałaś go. A miłość czasem zaślepia.
- Myślę, że to nie była miłość. Fascynacja, chęć posiadania kogoś bliskiego w tym obcym kraju a może zwykła głupota. Nie wiem…
Tytoń wziął w swoje duże dłonie jej rękę.
- Nie jesteś głupia. Jesteś wspaniałą i wartościową dziewczyną a on jest głupim gnojem, który nie docenił skarbu jaki ma. I uwierz mi każdy facet byłby zaszczycony faktem, że tak piękne i utalentowana kobieta jest jego partnerką. – ucałował delikatnie jej dłoń.
- Dziękuję ci. – odpowiedziała prosto.
- Za co?- zdziwił się a po jego ustach błąkał się uśmiech.
- Za to, że jesteś moim przyjacielem.- przytuliła się do niego jeszcze raz.
Odwzajemnił uścisk.
- I zawsze będę.- pogłaskał ją delikatnie.- A teraz śpij. Jutro będzie piękny dzień.- zostawił ją samą, udając się do sypialni gościnnej. Nie mógł zasnąć myśląc nad zaistniałą sytuacją i przyjaźnią która zrodziła się tak szybko i którą odczuwał tak intensywnie. 

     Aleksy zorientował się, że jego dziewczyna nie nocowała u siebie. Do klatki wchodziła tylko Alona ze facetem, który wyglądał jak ucieleśnienie zła.
Uśmiechali się do siebie i paplali.
A ta dziwka Weronika pojechała pewnie do tego piłkarzyny pożal się boże.
Splunął na chodnik w geście pogardy.
- Jeszcze mi za to zapłacicie. Srogo...- otulił się szczelniej płaszczem i zniknął w ciemnej uliczce.

_____________________________________________________________
Przepraszam Was za poślizg, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego zdania. Pomogła motywacja i jest rozdział. Krótki, ale poprawię się na przyszłość.
Polska przegrała z Urugwajem, ale grał Przemek i Kuba przez chwilkę, więc jestem w miarę zadowolona.
Pozdrawiam Was :):*