poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 8

Alona weszła do szatni zaróżowiona i rozczochrana. Włosy wcześniej związane w kok na czubku głowy teraz sterczały we wszystkich kierunkach.
Weronika w odróżnieniu do niej wyglądała jak ucieleśnienie ładu i porządku, chociaż to ona  w tym duecie była roztrzepaną bałaganiarą.
Sokołowska swoimi nienagannymi manierami mogłaby spokojnie udawać przedstawicielkę wysokich elit w carskiej Rosji. Była zresztą z Sankt Petersburga, miasta z wielowiekową tradycją i kulturą.
- Już gotowa? Zaczekasz na mnie?- Rosjanka spojrzała na gotową do wyjścia Polkę. Pod nosem błąkał jej się rozmarzony uśmieszek. Wyglądała jak kot, który przed chwilą dobrał się do słodkiej śmietanki.
- Czekałam na ciebie. Myślałam, że treningi kończymy tak samo.- Wera spojrzała na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem. – Mieliście dodatkowe lekcje pierwszej pomocy?
Alona prychnęła.
- Guzik ci do tego Fijałkowska.- z rosyjskim zaśpiewem zaakcentowała końcówkę nazwiska. – Ty stoisz na bramce  a ja musiałam poćwiczyć obronę przy bramce. Poza tym Marcin opowiadał mi o teatrach w Polsce.
- Ach tak… - wzruszyła ramionami. – Możecie sobie romansować z Wasilewskim, nic mi do tego. Chciałam tylko poinformować cię , że nie wracamy razem do domu.
Idealnie wyregulowane brwi Alony uniosły się ku górze w geście zdziwienia.
- Idziesz na randkę?- zapytała podekscytowana jakby przed chwilą łyknęła coś na pobudzenie.- I nie pomalowałaś się? Nie przebrałaś? Co to za randka? Pfffff
Fijałkowska przewróciła oczami.
- Uważaj bo na pewno będę stroić się i fiukować dla faceta, który widział mnie zaćpaną a potem zaliczającą zgon. Dodatkowo ma przyjemność doprowadzać mnie do wylewania siódmych potów.
- Dla Aleksego siedzisz w łazience pół dnia.
- Z nim muszę mieć tonę szpachli. Wiesz, że elita w której się obraca ma tendencję do ukrywania rysów twarzy pod zaprawą murarską.
- Tak, widziałam tę jego sekretarkę. Walniesz z plaskacza w twarz i odbije ci się jej lico na dłoni. Coś w rodzaju całunu turyńskiego, tylko w stylu body painting.
- Mitzi… - mruknęła Weronika. Rozglądała się po szatni w poszukiwaniu tuszu.
 Ostatecznie może lekko podkreślić rzęsy. Tak żeby nie straszyć przechodniów. – Jest zakochana w Alseksym. Mieli kiedyś romans.
- Kiedyś znaczy tydzień temu? – zapytała przyjaciółka.
- Nie spotykam się chwilowo z Aleksym.
- Bo masz randkę z Tytoniem…- Alona uśmiechnęła się promiennie.- Podoba mi się ten chłopak. Ma piękne oczy.
Weronika czuła przypływ załamania.
- Kobieto! Ja nie idę z nim na randkę. Facet już dwa razy ratował mi dupsko, chcę mu się jakoś minimalnie odwdzięczyć. Czy ty wszędzie widzisz spiski i romanse?
- Romanse niuanse… - Sokołowska spojrzała na niezadowoloną przyjaciółkę. – No dobra, dobra. Już nic nie mówię.
Wera ostatecznie odstąpiła od załamywania się nad dobrymi chęciami przyjaciółki.  Pociągnęła rzęsy maskarą, puściła Alonie buziaka i wyszła z szatni. W korytarzu wpadła na Marcina Wasilewskiego. Gdyby nie poznała go w dziennym świetle i przyszło jej spotkać się z nim w ciemnym zaułku , to na pewno uciekłaby z krzykiem. Wyglądał jak połączenie pirata, bossa mafijnego i sama nie wiedziała kogo jeszcze.  Budził w niej jakiś dziwny niepokój.
- Witam ponownie. Jak się pani ma po treningu?- zapytał z galanterią.
Ten facet to są dwie buzujące w sobie skrajności. Wygląd zbira i wspaniałe maniery.
- Dobrze. I proszę mówić mi Weronika.
Wasilewski zaprezentował rząd bielutkich zębów w swoim firmowym uśmiechu.
- Marcin. Ale mów do mnie Wasyl.
- Dobrze, Wasyl.
- Alona jest w środku? Podrzucić was do domu?
- Dziękuję mam samochód.
Stoper schylił się do ucha Fijałkowskiej, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.
- Miałbym prośbę.- zaczął uśmiechając się jakby odkrywał przed nią niezgłębione tajemnice.
Oj już wiem co urzekło moją Rosjaneczkę.- pomyślała dziewczyna.
- Słucham.
- Mogłabyś zabrać ze sobą samochód?- zapytał.
Weronika spojrzała na niego ze zdziwieniem, zaraz jednak wybuchła głośnym śmiechem.
- Boże jaka ja jestem tępa! Oczywiście wezmę ze sobą samochód. A ty przyjechałeś z Przemkiem?
- Tak moim wozem ale powiedział że ma jak wrócić.
Aktorka uśmiechnęła się szeroko, obserwując zmarszczki mimiczne wokół oczu Wasilewskiego. Zbir Śmieszek… Powinna być taka bajka dla dzieci.
- Dobrze więc.  Powiedz Alonie, że musiałam zabrać samochód. I powodzenia.- przerzuciła torbę na ramię i poczłapała wesoło do samochodu.
Przemek czekał na nią opierając się o zielonego garbusa.
- Trochę małe to wasze cacko.- uśmiechnął się głupkowato.
- To samochód Alony.- Wera zaczęła grzebać w przepastnej torbie poszukując kluczyków. Robiła to tak zamaszyście i wnikliwie, że wysypała połowę rzeczy na czele z paczką papierosów. Tytoń schylił się by pomóc jej pozbierać. Zrobili to z Fijałkowską w jednym momencie, co doprowadziło ich do zderzenia czołowego.
- Ale masz twardą głowę.- zaśmiała się, trzymając dłoń na czole.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Wiesz, że mogłem mieć ponowny uraz? Już kiedyś wylądowałem w szpitalu przez stłuczkę czołową.
- Nie wiedziałam.
- Zdarza się. Nie interesujesz się piłką?
- Ja? No właściwie to byłam na meczu Euro we Wrocławiu. Akurat zaczął nam się sezon ogórkowy i pojechałam do rodziców. Chłopak mojej siostry miał trzy bilety, więc zmusiłam się żeby pójść. Oboje żałowali, bo prawie rozwaliłam krzesełka.
-Aż tak?- zszokował się bramkarz.
- Nie lubię przegrywać.
- Ja też…
- Więc mamy coś wspólnego. Znalazłam te cholerne kluczyki. Oddaj mi proszę papierosy i wskakuj do bryki.
Posłusznie oddał jej paczuszkę.
- Dobrze pani generał.
Wsiadł do garbusa Alony z wrażeniem jakby jechał w trumnie na kółkach. Weronika jeździła jak pirat drogowy, zszokował go fakt iż nigdy nie dostała mandatu. W rekordowym tempie przedarła się przez zakorkowany Amsterdam.
Ostatecznie lepiej znała stolicę i zawiozła ich do swojej ulubionej knajpy na starówce. 

Alona weszła do szatni zaróżowiona i rozczochrana. Włosy wcześniej związane w kok na czubku głowy teraz sterczały we wszystkich kierunkach.
Weronika w odróżnieniu do niej wyglądała jak ucieleśnienie ładu i porządku, chociaż to ona  w tym duecie była roztrzepaną bałaganiarą.
Sokołowska swoimi nienagannymi manierami mogłaby spokojnie udawać przedstawicielkę wysokich elit w carskiej Rosji. Była zresztą z Sankt Petersburga, miasta z wielowiekową tradycją i kulturą.
- Już gotowa? Zaczekasz na mnie?- Rosjanka spojrzała na gotową do wyjścia Polkę. Pod nosem błąkał jej się rozmarzony uśmieszek. Wyglądała jak kot, który przed chwilą dobrał się do słodkiej śmietanki.
- Czekałam na ciebie. Myślałam, że treningi kończymy tak samo.- Wera spojrzała na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem. – Mieliście dodatkowe lekcje pierwszej pomocy?
Alona prychnęła.
- Guzik ci do tego Fijałkowska.- z rosyjskim zaśpiewem zaakcentowała końcówkę nazwiska. – Ty stoisz na bramce  a ja musiałam poćwiczyć obronę przy bramce. Poza tym Marcin opowiadał mi o teatrach w Polsce.
- Ach tak… - wzruszyła ramionami. – Możecie sobie romansować z Wasilewskim, nic mi do tego. Chciałam tylko poinformować cię , że nie wracamy razem do domu.
Idealnie wyregulowane brwi Alony uniosły się ku górze w geście zdziwienia.
- Idziesz na randkę?- zapytała podekscytowana jakby przed chwilą łyknęła coś na pobudzenie.- I nie pomalowałaś się? Nie przebrałaś? Co to za randka? Pfffff
Fijałkowska przewróciła oczami.
- Uważaj bo na pewno będę stroić się i fiukować dla faceta, który widział mnie zaćpaną a potem zaliczającą zgon. Dodatkowo ma przyjemność doprowadzać mnie do wylewania siódmych potów.
- Dla Aleksego siedzisz w łazience pół dnia.
- Z nim muszę mieć tonę szpachli. Wiesz, że elita w której się obraca ma tendencję do ukrywania rysów twarzy pod zaprawą murarską.
- Tak, widziałam tę jego sekretarkę. Walniesz z plaskacza w twarz i odbije ci się jej lico na dłoni. Coś w rodzaju całunu turyńskiego, tylko w stylu body painting.
- Mitzi… - mruknęła Weronika. Rozglądała się po szatni w poszukiwaniu tuszu.
 Ostatecznie może lekko podkreślić rzęsy. Tak żeby nie straszyć przechodniów. – Jest zakochana w Alseksym. Mieli kiedyś romans.
- Kiedyś znaczy tydzień temu? – zapytała przyjaciółka.
- Nie spotykam się chwilowo z Aleksym.
- Bo masz randkę z Tytoniem…- Alona uśmiechnęła się promiennie.- Podoba mi się ten chłopak. Ma piękne oczy.
Weronika czuła przypływ załamania.
- Kobieto! Ja nie idę z nim na randkę. Facet już dwa razy ratował mi dupsko, chcę mu się jakoś minimalnie odwdzięczyć. Czy ty wszędzie widzisz spiski i romanse?
- Romanse niuanse… - Sokołowska spojrzała na niezadowoloną przyjaciółkę. – No dobra, dobra. Już nic nie mówię.
Wera ostatecznie odstąpiła od załamywania się nad dobrymi chęciami przyjaciółki.  Pociągnęła rzęsy maskarą, puściła Alonie buziaka i wyszła z szatni. W korytarzu wpadła na Marcina Wasilewskiego. Gdyby nie poznała go w dziennym świetle i przyszło jej spotkać się z nim w ciemnym zaułku , to na pewno uciekłaby z krzykiem. Wyglądał jak połączenie pirata, bossa mafijnego i sama nie wiedziała kogo jeszcze.  Budził w niej jakiś dziwny niepokój.
- Witam ponownie. Jak się pani ma po treningu?- zapytał z galanterią.
Ten facet to są dwie buzujące w sobie skrajności. Wygląd zbira i wspaniałe maniery.
- Dobrze. I proszę mówić mi Weronika.
Wasilewski zaprezentował rząd bielutkich zębów w swoim firmowym uśmiechu.
- Marcin. Ale mów do mnie Wasyl.
- Dobrze, Wasyl.
- Alona jest w środku? Podrzucić was do domu?
- Dziękuję mam samochód.
Stoper schylił się do ucha Fijałkowskiej, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.
- Miałbym prośbę.- zaczął uśmiechając się jakby odkrywał przed nią niezgłębione tajemnice.
Oj już wiem co urzekło moją Rosjaneczkę.- pomyślała dziewczyna.
- Słucham.
- Mogłabyś zabrać ze sobą samochód?- zapytał.
Weronika spojrzała na niego ze zdziwieniem, zaraz jednak wybuchła głośnym śmiechem.
- Boże jaka ja jestem tępa! Oczywiście wezmę ze sobą samochód. A ty przyjechałeś z Przemkiem?
- Tak moim wozem ale powiedział że ma jak wrócić.
Aktorka uśmiechnęła się szeroko, obserwując zmarszczki mimiczne wokół oczu Wasilewskiego. Zbir Śmieszek… Powinna być taka bajka dla dzieci.
- Dobrze więc.  Powiedz Alonie, że musiałam zabrać samochód. I powodzenia.- przerzuciła torbę na ramię i poczłapała wesoło do samochodu.
Przemek czekał na nią opierając się o zielonego garbusa.
- Trochę małe to wasze cacko.- uśmiechnął się głupkowato.
- To samochód Alony.- Wera zaczęła grzebać w przepastnej torbie poszukując kluczyków. Robiła to tak zamaszyście i wnikliwie, że wysypała połowę rzeczy na czele z paczką papierosów. Tytoń schylił się by pomóc jej pozbierać. Zrobili to z Fijałkowską w jednym momencie, co doprowadziło ich do zderzenia czołowego.
- Ale masz twardą głowę.- zaśmiała się, trzymając dłoń na czole.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Wiesz, że mogłem mieć ponowny uraz? Już kiedyś wylądowałem w szpitalu przez stłuczkę czołową.
- Nie wiedziałam.
- Zdarza się. Nie interesujesz się piłką?
- Ja? No właściwie to byłam na meczu Euro we Wrocławiu. Akurat zaczął nam się sezon ogórkowy i pojechałam do rodziców. Chłopak mojej siostry miał trzy bilety, więc zmusiłam się żeby pójść. Oboje żałowali, bo prawie rozwaliłam krzesełka.
-Aż tak?- zszokował się bramkarz.
- Nie lubię przegrywać.
- Ja też…
- Więc mamy coś wspólnego. Znalazłam te cholerne kluczyki. Oddaj mi proszę papierosy i wskakuj do bryki.
Posłusznie oddał jej paczuszkę.
- Dobrze pani generał.
Wsiadł do garbusa Alony z wrażeniem jakby jechał w trumnie na kółkach. Weronika jeździła jak pirat drogowy, zszokował go fakt iż nigdy nie dostała mandatu. W rekordowym tempie przedarła się przez zakorkowany Amsterdam.
Ostatecznie lepiej znała stolicę i zawiozła ich do swojej ulubionej knajpy na starówce.
De Librije było małą restauracją prowadzoną przez urocze, starsze małżeństwo z nastoletnią wnuczką. Oboje byli Polakami, ale wyjechali z ojczyzny w latach sześćdziesiątych. 
- Dzień dobry.- Weronika przywitała się z panią Marią.
- Och widzę, że przyprowadziłaś przyjaciela…- Maria Konarowska wyciągnęła drobną dłoń w stronę Przemka.  – Stefan! Stefcio idź pogoń Otto żeby zrobił danie dnia.
- Ale my wpadliśmy tylko na kawę.- Weronika próbowała oponować, zaraz jednak została przegadana przez właścicielkę lokalu.
- Wyglądacie na wygłodniałych. Poza tym taki wysoki mężczyzna potrzebuje dobrze zjeść.
- perorowała Konarowska. Zza drzwi do kuchni wyłonił się brzuchaty jegomość z kępką siwych włosów na czubku głowy. Zobaczywszy Przemka otworzył usta w niemym zdziwieniu.
- Coś taki milczący! Rusz się i znajdź stolik.
- Tytoń…- wydukał Stefan.
Żona miała ochotę zdzielić go po głowie patelnią.
- Dodałeś coś do tego gulaszu z ryby? Bredzisz… Nie pozwalam ci palić bo potem dostajesz zadyszki, lekarz mówił…- nie dokończyła.
- Mogę poprosić pana o autograf?- starszy meżczyzna wyciągnął notes w którym Przemek złożył zamaszysty podpis.
Weronika wyjaśniła Marii, że jej znajomy jest polskim piłkarzem, co starsza kobieta skwitowała wzruszeniem ramion.
Piłkarz. A co to za zawód? Ale skoro Weronika go lubi…
Gdy już usadziła ich przy wygodnym stoliku, dała jeść, w końcu mogli porozmawiać spokojnie. Pani Maria poszła poganiac kucharza i jego pomocników.
- Fajna babka, tylko strasznie dużo mówi.
- Oj tak. Nie ma z kim rozmawiać po polsku. No oprócz rodziny w tej dzielnicy nie mieszka za dużo rodaków. Kiedy mnie poznała, prawie zabiła mnie swoim gadulstwem. Ale jest przekochana.
- W to nie wątpię. Ma coś z mojej babci. Gdy mnie widzi też tyle mówi.
- To tak samo jak moja. Złota kobieta.
- Babcie mają to do siebie, że są złote i wszystko chcą za nas zrobić. – uśmiechnął się ciepło.
Wera znowu to poczuła.   Jego uśmiech działał na nią jakoś tak uspokajająco.
- Mam ochotę zapalić. – ni stąd ni z owąd wypaliła dziewczyna.- Uwielbiam do kawy zaciągnąć się tytoniem…- rozmarzyła się.
Przemek wybuchnął głośnym śmiechem, takim od którego niektórzy dostawali czkawki.
Weronika nie wiedziała o co mu chodzi. Powiedziała coś śmiesznego? Zaraz jednak zorientowała się co chlapnęła i jak to mogło zabrzmieć. Zapłoniła się niczym piwonia. Przemek bezlitośnie lustrował ją spojrzeniem jasnych oczu.
- Nie śmiej się!- zakryła  twarz dłońmi.- Jestem mistrzynią kompromitacji a zwłaszcza przy tobie.
- Och nie przesadzasz czasem? Każdemu się zdarza zrobić coś głupiego.
- Mi zdarza się nad wyraz często.
- Nie mam z tym problemu.- dotknął delikatnie jej ręki.
Nic. Nie było motyli! Och dzięki ci Ojcze Niebieski. – pomyślała uszczęśliwiona. Tytoń nie rusza mnie jako facet, możemy zostać kumplami.
Przemek poczuł dokładnie to samo. Nigdy nie wierzył, że pomiędzy dziewczyną a chłopakiem może nawiązać się koleżeństwo bez podtekstów miłosnych. Miał dość  relacji typowo damsko męskich. A koleżanka może mu ułatwić zrozumienie niektórych zachowań płci przeciwnej.
Resztę wieczoru przegadali  przechadzając się po alejkach na starówce. 

wtorek, 23 października 2012

Rozdział 7



Weronika po pamiętnym, lub raczej niepamiętnym wieczorze w Red Banku zaniechała przyjmowania do swojego organizmu tytoniu i nikotyny. Innymi słowy dostała wstrętu papierosianego. Alona nie ukrywała zadowolenia, jako przeciwniczka nałogów wszelakich od dwóch lat usiłowała nakłonić Werę do rzucenia tego świństwa.
Młoda Polka nie przyznała się jednak do tego, iż fakt że jej bohaterski Przemek jest znanym polskim piłkarzem totalnie ją skołował i na dodatek ponownie wpędził w nałóg.
- Masz ci los z tym tytoniem. Jak nie jeden to drugi…- mruknęła pod nosem jedną ręką manewrując w torebce, zaś w drugiej dzierżąc białe nieszczęście z filtrem.
- Co tam mruczysz?- zza rogu wyłonił się jej teatralny ukochany Tim.
- Szukam zapalniczki. Nie masz czasem ognia przy sobie?
Chłopak uczynnie podpalił jej papierosa. Wera zaciągnęła się dymem, wypuszczając obłoczki z błogim spokojem na twarzy.
- Alona mówiła, że rzuciłaś. Widzę długo nie wytrzymałaś. Ale nie przejmuj się, ja też rzucam już od kilku miesięcy, ale jak nasz ukochany dyrektor i reżyser w jednym wkurwi mnie do białości to innej rady jak zajarać szluga nie ma.
- A cóż znowu wymyślił nasz wizjoner?
- Trzeba było do pracy wczoraj przyjść to byś wiedziała.
- No mów człowieku!- ponaglała go kończąc papierosa. W międzyczasie psiknęła sobie w usta odświeżaczem.
- Dobra, dobra nie bij. Za dwa tygodnie jakaś fundacja organizuje mecz towarzyski „Artyści Dzieciom” i nasz ukochany dyrektor zgłosił trójkę z nas do występu.
- Wiadome kogo?
- Po spektaklu będzie losowanie. Mam nadzieję, że nie będę to ja, nie cierpię bieganiny po boisku.
- Dziewczyny też?
- Ehe. Garniecie się do piłki to macie, panuje równouprawnienie.
Weronika trzepnęła go po głowie.
- Nie wyjeżdżaj mi tutaj z takimi hasłami. Jak cię wylosują to będziesz musiał wystąpić w końcu bycie aktorem w Illusie nie jest łatwą pracą. A dyrektor lubi się promować wszelkimi sposobami.
- Co racja to racja. A teraz pójdź Eponino wskaż mi drogę do Cosette.- teatralnie przepuścił ją przed sobą.
Przedstawienie minęło bez większych wpadek w tekście. Publiczność z zadowoleniem odchodziła do domu, komentując między sobą fabułę.
Aktorzy nie mieli zbyt wiele czasu na zamianę kostiumów na prywatne stroje.  Sala prób powoli zapełniała się artystami i chórzystami występującymi w trzech musicalach wystawianych w Illusie.
- Moi mili…- dyrektor Lars Haar uśmiechnął sztucznie obnażając swoje idealnie białe zęby. Złośliwi szeptali, że była to proteza. – Jak zapewne wiecie, bo pani Mila z koordynacji wysłała wam maile, fundacja Liefde razem z żoną premiera panią Rutte organizują charytatywny mecz towarzyski. W meczu wystąpią dwie drużyny, politycy i artyści.
Ponieważ nasza placówka jest na wysokim poziomie europejskim…
-Znowu zaczyna- Ruben mruknął Alonie do ucha.
-… postanowiliśmy i my włączyć się w tą szlachetną akcję.
- Przy okazji zrobić sobie darmową reklamę.- odpowiedziała mu Alona.
Dyrektor dostrzegł ich szepty, po czym spiorunował oboje wzrokiem bazyliszka.
- Zarządzam losowanie, wasze nazwiska są już w puszcze. Trójka z was zostanie przydzielona do reprezentacji artystów i przystąpi do treningów. Z informacji jakie otrzymałem od fundacji, przeprowadzaniem ćwiczeń zajmą się profesjonalni piłkarze. Pani Milo! Proszę podać mi puszkę. Weroniko podejdź tutaj będziesz mi ją trzymała.
Weronika niechętnie stanęła przy dyrektorze, uśmiechając się równie sztucznie jak on.
- Alona , Ruben i… Wera! Gratuluję wam bardzo serdecznie. Tutaj macie numery telefonów do waszych trenerów. Zadzwońcie i umówcie się na spotkanie. Mam nadzieję, że godnie nas zaprezentujecie. – powiedziawszy to wyszedł z gwiżdżąc pod nosem piosenkę przewodnią z Upiora w Operze.
Reszta zespołu wychodząc z sali ze współczuciem klepała wylosowaną trójkę. Ruben zaklął szpetnie. Alona wzruszyła ramionami a Weronika jakby wcale się tym nie przejęła. Łamagą nie była, pobiega po boisku kopnie kilka razy w piłkę a dyrektor przestanie po niej jeździć. Decydując się na zostanie aktorką i wyjazd z Wrocławia wiedziała, że oprócz spełnienia zawodowego będzie też dostawała we znaki.
- Chodźmy do domu napiłabym się kakao.- Alona zabrała torebkę i poszła w stronę wyjścia. Weronika poczłapała za nią. Telefon w jej torebce zawibrował, po czym rozległa się uwertura z musicalu Elisabeth. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Aleksego. Odrzuciła połączenie, nie miała ochoty z nim rozmawiać. Na pewno znowu będzie się pienił.
Rosjanka spojrzała na przyjaciółkę pytająco.
- Tak to Aleksy. – mruknęła dziewczyna. – Nie daje mi spokoju.
- To spuść go na drzewo. Przecież nie możesz się tak miotać! Ten facet cię terroryzuje.
- Terroryzować to on mnie będzie jak go rzucę. Wiesz, ze wywęszył  sprawę z Tytoniem? Podobno jakiś szmatławiec w Polsce opisał mnie jako podrzędną aktorkę dla której wielki piłkarz i bohater narodu zostawił swoją dziewczynę. Oczywiście ukochany Aleksy w mailu nie omieszkał mi nadmienić, iż karygodne  z mojej strony jest zatajanie przed nim tej publikacji. Jakbym kurwa o niej wiedziała!
- Skarbie. Dlatego powinnaś rzucić tego patałacha. A szmatławce jak sama nazwa wskazuje zajmują się nieprawdziwymi dyrdymałami. Nawet nie wiedzą kim jesteś i napisali to co zobaczyli na zdjęciach. Byłaś najarana a  Przemek taką cię wynosił z klubu. Nie wiem co ja jako osoba nie znająca sytuacji bym pomyślała. Myślę, że powinnaś zapomnieć o tej sprawie i żyć własnym życiem.
- Wiesz że cię kocham?- Weronika przytuliła się do Alony. Ta poklepała ją po ręce.
- Wiem słoneczko.
Wsiadły do samochodu Alony kierując się ku ulicy na której stała kamienica w której mieszkały.
Następnego dnia obie telefonicznie umówiły się na trening. Ćwiczenia miały odbywać się na boisku przy szkółce dla młodych piłkarzy w godzinach, kiedy młodzież uczęszcza do szkoły.
Miły ochroniarz wpuścił obie panie na obiekt, żeby mogły spokojnie poczekać na trenerów.
Po kilku minutach pojawił się pierwszy z nich wysoki brunet o fascynującej facjacie.
- Dzień dobry.- uśmiechnął się do obu pań.- Nazywam się Marcin Wasilewski i będę trenerem pani Weroniki Fijałkowskiej. To pani!- wskazał Werę. Po chwili przyglądnął się również Alonie.
Widziałem już tę twarz!- pomyślał. To była jego Fantyna! Miała ciemne włosy, widać tamte złociste loki były tylko peruką. Ale te ciemne fale również przypadły mu do gustu. Anioł.
- Pan wybaczy, ale nie pamiętam pana. To znaczy…- pomyślała chwilę.- Kojarzę! Czy na pana przypadkiem nie mówią Wasyl?
- Przypadkiem mówią.- wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Pani Weroniko, jesteśmy krajanami. A z panią miałem przyjemność kilka tygodni temu w restauracji. Ale rozumiem, że może mnie pani nie pamiętać.- uśmiechnął się szeroko.
Weronika oblała się rumieńce. Alona patrzyła na piłkarza zafascynowana jego zbójecką facjatą. Marcin nie był klasycznie przystojny, ale jej wyobraźnia już ubrała go w kozacki strój i usytuowała na stepach ukraińskich.
- Panie Marcinie a gdzie mój trener?- zapytała Rosjanka.- Czyżby równie miły jak pan?
Jakby w odpowiedzi na jej pytanie w drzwiach stanął Przemek Tytoń. Spojrzał na Weronikę uśmiechając się pod nosem.
- Dzień dobry.- przywitał się z kobietami.- Ja jestem trenerem pani Alony.
- Nie pomylił się pan czasem?- zapytała przekornie Sokołowska. Proszę mi pokazać tę kartkę.- zabrała mu rozpiskę wyciągając długopis z torebki.
- Niestety ja chyba jestem dla pana ciut za niska. Poza tym pan jest bramkarzem, prawda?
Przytaknął jej skinieniem głowy.
- Och to Weronika bardziej nadaje się do bramki. Kiedyś prawie zleciał na dyrektora naszej placówki szyld z karczmy teatralnej. Weronika z iście bramkarskim refleksem popchnęła go i uchroniła od guza. Dadzą panowie wiarę?
- Wstrząsające!- Wasyl z udawanym podziwem spojrzał na Weronikę, która mroziła wzrokiem łgającą Alonę.
Marci podłapał temat, wiedząc o co chodzi pięknej aktorce.
- Myślę Przemysławie, że powinieneś zając się panią Weroniką. Z twoimi umiejętnościami i jej talentem stworzyć zgrany zespół. – spojrzał na Przemka.
- Jeśli pani Weronika nie ma nic przeciwko.- Tytoń spojrzał na Werę. Ta wzruszyła ramionami.
- Może być i pan.
- Wobec tego ja porywam pana Marcina. I idziemy trenować. Weroniko widzimy się za dwie godziny.- Alona pomachała przyjaciółce uśmiechając się złośliwie.
Zabiję ją. – pomyślała Fijałkowska
Przez chwilę między Przemkiem a Werą panowała krępująca cisza. W końcu bramkarz reprezentacji Polski przemówił.
- Co u ciebie?
- W porządku.- odpowiedziała mu lakonicznie. – Jesteś piłkarzem, szkoda że wcześniej nie przyznałeś się kim jesteś. – czuła się urażona. Chociaż prawdą a Bogiem nie miał obowiązku spowiadać się jej ze swojego życia prywatnego.
- Nigdy nie pytałaś. Poza tym spotykaliśmy się w raczej mało sprzyjających warunkach. – uśmiechnął się a w jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki. Błękitne oczy lśniły jakąś wewnętrzną dobrocią. Ogólnie Tytoń wydał się Weronice fajnym facetem.
- Przepraszam cię. Ciągle na siebie wpadamy.  Czytałam artykuł w polskim brukowcu, niestety Aleksy którego miałeś nieprzyjemność spotkać oznajmił mi, że mamy romans i nie omieszkał wysłać skanu artykułu.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Nie zrobiłaś nic złego, pomógłbym każdemu a ten Aleksy to idiota. Myślę, że powinniśmy zacząć naszą znajomość od nowa. – wyciągnął do niej rękę. – Jestem Przemek Tytoń bramkarz.
- Weronika Fijałkowska aktorka.- uścisnęła jego dłoń swoją.
Uśmiechnęli się do siebie. Przemek przez chwilę wpatrywał się w jasne oczy dziewczyny. Była bardzo ładna, co zauważył już dawno ale dzisiaj podobała mu się szczególnie.
- Miło mi Weroniko. Czy teraz możemy przystąpić do treningu?
- Oczywiście.
Pobiegli na boisko. Pierwszy trening upłynął im w przyjemnej atmosferze. Przemek opowiadał Weronice o swoim życiu w Holandii.
Wera odwzajemniła się anegdotami  z życia w teatrze.
- Wasyl jest fanem musicalu. Myślę, że twoja koleżanka wpadła mu w oko. Już po pierwszym akcje Nędzników zachowywał się jakby go piorun poraził.
- Aż tak?- aktorka spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Powiem szczerze nie wygląda na fana teatru.
Tytoń wybuchnął śmiechem.
- No cóż. Marcin może nie wygląda jak elegancik pod krawatem, ani ktoś zajmujący się szeroko pojętą kulturą, ale jest zapaleńcem. Wyobraź sobie, że jest nas w klubie pięciu Polaków. Całym składem wyciągnął nas do teatru. Właśnie wtedy spotkaliśmy się pod teatrem.
- Pomogłeś mi. Jestem twoją dłużniczką.
- Daj spokój. Wystarczy, że postawisz mi kawę.
- Załatwione. Możemy iść od razu. I tak widziałeś mnie już bez makijażu.
- Pobiegajmy jeszcze trochę, powrzucam ci piłkę a potem możemy iść. Wasyl da sobie radę z tą uroczą Rosjanką.
- Nie byłabym tego taka pewna. To co biegniemy?
- Biegniemy.
_______________________________________________________________________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Okropnie ciężko mi się go pisało, więc nie będę zdziwiona jeśli Wam się nie spodoba. Tak czy siak miłego czytania! :) 

czwartek, 18 października 2012

Rozdział 6



Samolot holenderskich linii lotniczych z piątką polskich reprezentantów na pokładzie, wzbił się w powietrze punktualnie o godzinie dziewiątej trzydzieści. Na polskiej ziemi a konkretnie w Warszawie powinni wylądować około jedenastej trzydzieści, jeśli nie będzie opóźnień. Póki co przemiły głos z głośników oświadczył w dwóch językach- holenderskim i angielskim, że lot powinien upłynąć bez problematycznie. Po życzeniach miłej podróży, pasażerowie mogli odpiąć pasy i rozmieścić się wygodnie w swoich fotelach.
Przemek założył na uszy słuchawki, odcinając się tym z najbliższym otoczeniem. Celowo wybrał miejsce przy oknie, gdyż obserwowanie chmur i mikroskopijnego świata w dole, zawsze działało na niego uspokajająco.
Ostatnie dni nie należały do najprzyjemniejszych.Przed jego mieszkaniem w Amsterdamie znalazło się kilka hien z Polski, które poniewczasie postanowiły wyciągnąć na jedynki jego wyjście do palarni sziszy i uratowanie polskiej aktorki. Według prasy był kobieciarzem, który zostawia utalentowaną i piękną Holenderkę dla chwilowego zafascynowania zupełnie nieznaną artystką, o wątpliwym talencie  . Na zakończenie można było sobie obejrzeć galerię zdjęć z jego wypadu do teatru.
Kulminacją nieszczęsnych wypadków, było kiblowanie na ławce rezerwowych w ostatnich meczach klubowych, co postawiło pod znakiem zapytania jego miejsce w podstawowym składzie kadry narodowej w dwóch najbliższych meczach.
Przemyślenia polskiego golkipera przerwał incydent kilka siedzeń dalej.
- Proszę pana… ja się na to nie godzę! Ja chcę rozmawiać z pilotem!- jeden z pasażerów, niski i krępy człowieczek z wąsem a la Adolf Hitler przepychał się ze stewardem.
- Szanowny panie, palenie fajki w samolocie jest surowo zabronione. W toalecie znajduje się czujnik dymu.
- Ja niczego nie paliłem proszę nie godzić w moją narodowość! Myślicie, że jak macie Brukselę to możecie mi podskakiwać! Nie wiecie kim ja jestem!
Steward i jego dwie koleżanki przewrócili oczyma. Do rozmowy wtrąciła się kobieta siedząca w przeciwległym rzędzie siedzień.
- Buraku jeden! To jest Holandia nie Belgia! Czym żeś ty się chłopie zjarał?
- Niech mnie pani nie obraża!- odpowiedział hitlerek.- Ja jestem prezesem! Czy pani wie co to jest za zaszczytna funkcja. Pode mną jest całe zachodnio-pomorskie! Ja jestem baronem!
Starsza pani nie wytrzymała.
- A możesz być nawet księciem Williamem. Gówno mnie to interesuje. Najarałeś się zioła i pierdolisz. A teraz siądź na dupie i będzie git majonez.!
Hitlerek spocił się i zaczerwienił, na jego łysej głowie, otoczonej zaledwie garstką siwych włosów.
Bezpośrednia pasażerka puściła oczko do Wasyla, po czym z szerokim uśmiechem zagłębiła się w lekturę kolorowej gazety.
Marcin zaczerwienił się delikatnie, co nie uszło uwadze Piszczka i Błaszczykowskiego. Lewandowski w tym czasie odpłynął w niebyt pochrapując z cicha.
- No no Wasylku. Spodobałeś się pani.- Piszczek klepnął stopera w ramię.
- Powiem więcej… Leci na ciebie! – dołączył się Błaszczykowski.
Wasyl przezwyciężając chęć zamordowania młodszych kolegów odezwał się cichym i głosem.
- Zamknijcie dzioby misiaczki.
- Calm down…- Łukasz próbował załagodzić sytuację.- Nic się nie stało. A Tytek co on taki dzisiaj w podłym nastroju?- wskazał głową na Przemka przyklejonego twarzą do szyby.
- A tego, że dziennikarze zrobiły z niego don juana. – mruknął Wasyl.
- Z naszego poczciwego Przemysława? Toż to jest ostatni rycerz na białym rumaku, jakiego wydała nasza ojczyzna. – zszokował się Łukasz. – Co prawda Ewka coś mi rano mówiła, że jesteśmy sławni i że teściowa wiesza na mnie psy, ale nie sadziłem, że to grubsza afera. Myślisz że paparazzi będą nas ścigali po Okęciu?
- Myślę, że jest to prawdopodobne.- wtrącił się do rozmowy Kuba. – Poza tym chamskie ze strony Izki, że tak potraktowała Przemka. Gdzie ona znajdzie drugiego takiego?
- To już jest jej problem. – Wasyl jeszcze raz spojrzał na zamyślonego Przemysława. – Drugiego takiego ze świecą szukać.
- Święta racja. I powiem wam coś chłopaki. Musimy go wspierać, ot co! Pogadam z Fornalikiem, wiem że jako kapitan nie powinienem się wpierdzielać do składu, ale żeby chłopaka nie skreślał, że miał gorszy czas w klubie. – Kuba spojrzał na Łukasza i Marcina a ci ochoczo mu przytaknęli.
Lot przebiegł spokojnie, tak jak mówiła stewardessa.
Młyn zaczął się w hali przylotów, gdzie na piątkę kadrowiczów napadł dziki tłum paparazzich, fanów i fanek.
Ci pierwsi rzucali się od jednego do drugiego w celu uzyskania informacji o ich życiu prywatnym. Zależało im zwłaszcza na Tytoniu.
- Przemek to prawda, że rzuciłeś narzeczoną dla polskiej aktorki? – wypiszczała redaktorka SE.
- Przemek ustosunkuj się do informacji, że Fornali wysłał ci powołanie na mecze ze względu na naciski w PZPNie. – odkrzyknął ktoś inny. – Czy myślisz że narzeczona ci wybaczy?
- Nie będę odpowiadał na te pytania.- Tytoń twardo postawił sprawę, zmierzając ku wyjściu z lotniska.
- Tchórzysz?- zawył wąsaty grubas w koszulce z jaskrawym napisem. Nie bacząc na innych pasażerów zmierzających do wyjścia, szturchnął kobietę z córeczką na rekach. W Błaszczykowskim idącym za Tytoniem zagotowała się krew. Odepchnął dziennikarza, który z impetem wylądował na powierzchni płaskiej.
Starsza pani obok której wylądował grubas zdzieliła go torebką w głowę.
- Bandyta! Zostaw panów reprezentantów ty hieno dziennikarska. Zajmij się poważnymi sprawami!
Młoda kobieta z dzieckiem uśmiechnęła się do Kuby.
- Dziękuję panu.
Błaszczykowski uśmiechnął się do blondynki.
- Cała przyjemność po mojej stronie i jestem Kuba!- wykrzyknął na odchodnym.
Piłkarzom jakoś udało się dojść na parking, skąd do warszawskiego hotelu Hayatt zabrał ich wynajęty samochód.
Najbliższe dni reprezentacja poświęciła na treningi i zgrywanie się na boisku. Humory dopisywały wszystkim oprócz Przemka, którego nadal coś gryzło. Inną sprawą było to, że jego zły humor nie wpływał na jakość gry a nawet ją wzmacniał.
W końcu nadszedł dzień meczu z RPA. Na boisku nie pojawił się Kuba, który na treningu uszkodził torebkę stawową. Lewy i Piszczek siedzieli oszczędzający siły na ważniejszy mecz z Anglią a Wasyl przejął opaskę kapitańską. W pierwszej połowie panowie grali jakby ktoś zmotał im nogi powrozem. Wasilewski w szatni nie szczędził chłopakom przykrych słów.
- Ruszcie k***a dupska! Mamy wygrać ten mecz a wy gracie jak panienki.
Ostatecznie Biało- Czerwoni zdołali wymęczyć jednego gola.
Dwa dni później cały zespół szykował się do meczu z Anglikami. Który jednak nie odbył się, gdyż wyższa instancja w niebiosach nie rozpatrzyła pozytywnie wniosku o słoneczną pogodę. Organizator nie miał w swoim teamie osoby, która podjęłaby się arcytrudnego zadania wciśnięcia czerwonego guzika zsuwającego dach. Zawiedzeni kibice buczeli, rzucali w stronę boiska makulaturą a delegat FIFA i działacze związku spoglądali na bajora tworzące się na boisku. Kilku śmiałków z obu drużyn potruchtało w deszczu, by potem schować się w szatniach. Kapitan Błaszczykowski w wywiadzie dał  upust swojemu niezadowoleniu, komentatorzy TVP i Polsatu Sport łapali się za głowy w geście niedowierzania.
Dwóch kibiców łamiąc kordon stewardów wtargnęło na murawę by niczym Don z musicalu Deszczowa Piosenka, pląsać po boisku tuż przed nosami goniących ich ochroniarzy. Ich bieg po Basenie Narodowym, jak nazwali obiekt internauci skończył się przepięknym wślizgiem i obezwładnieniem. Po godzinie tępego patrzenia się na złą pogodę, która pokrzyżowała wszystkim plany, organizator oznajmił iż mecz przełożony zostaje na dzień następny. Kibice gwiżdżąc i wyśpiewując pod pieśń o  PZPN( Jeba*, jeba*PZPN) ruszyli do wyjścia.
W tłumie słychać było wyzwiska a w gęstym i wilgotnym powietrzu czuć było koniec ery Gregory’ego Summer. 
Następnego dnia kibice, którym nie straszna była noc na dworcach w samochodach i innych miejscach do tego nieodpowiednich postanowili wspomóc drużynę. Dwóch bohaterów basenowych zostało zamkniętych w więzieniu a Polska jak długa i szeroka stanęła w obronie dowcipnisiów. Wstawił się za nimi nawet szef rządu.
W świat poszła opinia, że Anglicy mają swojego Monty Pythona a Polska swój PZPN.
Mecz zaczął się dla Polaków słabo. Przez niewielką pomyłkę Łukasza Piszczka Wayne Rooney, kwintesencja angielskiej urody, główny konkurent Jamesa Bonda(oczywiście pod względem seksapilu) strzelił Polakom bramkę z tak zwanego łba.
Do przerwy Polacy bronili się zaciekle, lecz bramki wyrównującej nie było.
I znów w przerwie Wasyl musiał użyć perswazji słownej w postaci wymienienia imienia patronki polskiej kopanej.
Druga połowa była powrotem do polskiej piłki za czasów śp już Kazimierza Górskiego. Biało Czerwoni niczym polska husaria pędząca na Szedów pod Kircholmem, zrzucili Anglików do defensywy. To nasi dyktowali warunki.
Około siedemdziesiątej minuty niejaki Glik, po fantastycznym dośrodkowaniu wbił piłkę ponad ramieniem Joe Harta. Zremisowaliśmy zupełnie jak trzydzieści dziewięć lat wstecz na Stadionie Śląskim. Sędzia odgwizdał zwycięski remis. Anglicy zeszli do szatni z oklapłymi uszami. Wszak drużyna plasująca się w pierwsze dziesiątce rankingu FIFA zremisowała z krajem zajmującym pięćdziesiąt oczek mniej.
- W szatni szczęście.  Tytoń zatrzymał Anglię. Dziennikarze na jakiś czas zapomnieli o jego rzekomych skłonnościach do zdrad. Przemek urósł mentalnie. Wasyl ściskał go i klepał, Lewy popłakał się ze wzruszenia a kontuzjowany Kuba wychwalał Wasyla pod niebiosa. Piszczek dawał wywiad jako pierwszy, zaraz za nim przy dziennikarzu pojawił się Tytek.
- Zatrzymałeś Anglię.- stwierdził dziennikarz spoglądając na spoconego, ale szczęśliwego bramkarza.
- No powiedzmy… Miałem wiele pomocników.
- Razem z Glikiem jesteście bohaterami.
- Myślę, ze to za duże słowo powinniśmy pokusić się o zdobycie trzech punktów.
- Czy chcesz powiedzieć coś fanom.
- Chcę podziękować wszystkim kibicom, którzy pomimo wczorajszego rozczarowania, dzisiaj dzielnie nas dopingowali. – Przemek uśmiechnął się do kamery.
Kilka tysięcy kilometrów dalej w małym amsterdamski mieszkaniu na podłodze w kuchni roztrzaskała się szklanka. Właścicielka przedmiotu wpatrywała się w ekran z wypiekami na twarzy.
- To on! Alona, Alona chodź!
- Czego się drzesz?- przyjaciółka przybiegła z ręcznikiem zawiniętym na mokrych włosach.
- Popatrz na ekran.
- To ten twój bohater?! No, no… Koleżanko o ile umiem czytać po polsku ze zrozumieniem, to w pasku na dole pisze, że ten chłopak zatrzymał Anglię.
- Nie wierzę… Ja go nie poznałam! – Weronika wyszeptała do siebie.