piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 16

    Grudzień powoli dobiegał końca. Tłumy Holendrów codziennie oblegały sklepy i centra handlowe w poszukiwaniu prezentów pod choinkę. Ostatni miesiąc roku, nie rozpieszczał swoją pogodą. Zamiast magicznego, białego puchu skrzącego się w delikatnym słońcu i chociażby lekkiego mrozu, była chlapa i padał przenikający do kości zimny deszcz.
Tydzień przed Wigilią Weronika została wypisana do domu. Nie wróciła jednak do mieszkania dzielonego z Aloną. Przemek bezdyskusyjnie przewiózł jej rzeczy do swojego domu w porozumieniu z Aloną. Wasyl również długo się nie namyślał i porwał Rosjankę do siebie. Wszyscy byli szczęśliwi.
Alona wzięła sobie wolne w wiadomy sobie tylko sposób. Po teatrze chodziły słuchy, że zwyzywała Haara od prostaków a szanowny ojciec dyrektor nie mógł pozwolić sobie na utratę dwóch aktorek. Weronika miała zwolnienie przynajmniej do lata.
Przemek opiekował się dziewczyną troskliwie i z miłością w oczach. Czuła się jak rozpieszczana księżniczka. Kiedy chłopcy grali ostatnie mecze w starym roku siedziała z nią Alona.
- Przemek jest bardzo zakochany...- Rosjanka uśmiechnęła się puszczając oczko w stronę przyjaciółki.
- Ja też go kocham, chociaż nie potrafiłam się do tego przyznać. Otworzyła mi oczy dopiero babcia Antonina. Opowiedziała mi o moich rodzicach...
- Przecież Kellerowie też się bardzo kochają. Gdy widzę oczy Krzysztofa jak spogląda na Agatę, to dziwię się że są prawie trzydzieści lat po ślubie...
- To nie o to chodzi, że ja wątpię w uczucie mamy i taty, ale potwierdzenie ze strony Fijałkowskich jest dla mnie ważne. Zawsze myślałam, że miłość nie jest uczuciem dla mnie. Odkąd pamiętam trafiałam na idiotów. Popatrz na Aleksego. Nawet nie zainteresował się moim wypadkiem.
Alona z trudem powstrzymała się przed komentarzem. Do dziś miała ochotę pojechać do Hoffmana i obić mu ten głupawy ryj.
Dziewczęta poplotkowały jeszcze o nastrojach w teatrze, Alona przekazała życzenia od ekipy. Dzień upłynął im wesoło. Potem Wera połączyła się z rodzicami.
Wybiła im z głowy przyjazd na święta do Holandii.
- Babcia nie może jeszcze latać a nie chcę rozdzielać rodziny w ten czas. Ja sobie tutaj poradzę, będzie ze mną Przemek.- uśmiechnęła się do ekranu laptopa.
Agata na dźwięk imienia młodego bramkarza rozpromieniła się, podczas gdy Krzysztof do całej sprawy podchodził raczej nieufnie. Sam był piłkarzem a teraz jako trener przebywał z chłopakami cały czas i wiedział że potrafią z nich być nieźli bałamutnicy.
- Masz bohatera w swoim domu.- zza rodziców wyjrzała dwudziestojednoletnia Natalia, jej przybrana siostra. - Powiedz mu, że pięknie obronił karnego. Połowa fanek futbolu ci zazdrości, siostra. - Natka pomachała jej i zniknęła machając ciemnymi lokami.
- Gdzie znowu pogoniła?- zapytała Weronika.
- Do Adama. Mają skończyć jakiś projekt.
- To poważne?-
- Myślę że tak samo jak twoje i Przemka. Jak wydobrzejesz musicie pokazać się babci.
- Oj mamo.
- Nie mamuj mi tutaj. To jest rozkaz odgórny.
- Dobrze. Ucałuj bunię i powiedz, że jutro do niej zadzwonię. Tatku rozchmurz się, jak tylko ściągną mi to cholerstwo przylecę do domu.- puściła całusa w powietrzu i rozłączyła się.
Odłożyła komputer na łóżko, poprawiając się na nim.
Wzięła do ręki książkę i po chwili wciągnęła ją fabuła, gotyckiego romansu z XIX wieku.
Godzinę później drzwi do sypialni otworzyły się gwałtownie a w progu stanął Przemek z naręczem żółtych tulipanów. Podbiegł do łóżka i pocałował ją namiętnie. Przytulił ją delikatnie jakby była figurką z delikatnej porcelany. Pachniał zimnem i deszczem.
- Twoje ulubione.- podał jej kwiaty.
- Dziękuję.- pocałowała go jeszcze raz, tym razem bardzo delikatnie.
- Ale mam pewną sugestię skarbie. Wasyl powiedział mi, że żółty tulipan oznacza niespełnioną miłość. Czy ty wypłakujesz za mną oczy pokątnie?- zapytał a w jego błękitnym spojrzeniu błysnął przekorny chochlik.
- Sama tak udaje że jest przy mnie. Sama wciąż wędruję z nim do rana. Bez niego w objęciach jego idę, i wierze że mnie znajdzie kiedy tylko zgubie drogę. Pada deszcz, chodniki błyszczą srebrem, światła lamp wirują w nurcie rzeki. A w ciemności na drzewach siadły gwiazdy, ja widzę tylko nas we dwoje razem aż na wieki.
Tak ja wiem, że to fantazji gra i że słucham własnych słów nie jego słów. I choć on nie widzi wcale mnie, łudzę się że się zdarzy cud. Ja kocham, lecz kiedy noc dogasa, znika sen a rzeka znów jest rzeką. Bez niego świat traci swą urodę...Ja kocham i uczę się codziennie, cały czas udaję i udaję. Beze mnie! On woli świat beze mnie! I znajdzie swoje szczęście choć ominie ono mnie!
Ja kocham... ja kocham... Tak kocham, a jednak sama tak.- wyśpiewała mu partię nieszczęśliwie zakochanej Eponine. Samotna łza zalśniła w jej jasnych oczach nie wiadomo czy wzruszyła się losem bliskiej jej sercu dziewczyny, którą grała czy po prostu była rozchwiana emocjonalnie.
Przemek scałował jej łzy, przytulając się do niej.
- Nie jestem taki jak Marius. Nigdy nie zostawiłbym dla pustej lali kogoś, kto oddał mi tak czystą miłość. Moja Eponine.- pocałował ją delikatnie.
Leżeli tak biorąc od siebie energię. Weronika wiedziała, że czeka ją długa droga do całkowitego wyzdrowienia.

Wasyl stał pod prysznicem udając, że to mikrofon. Śpiewał piosenkę Elvisa Presleya- Love me tender, zawodząc przy tym żałośnie.
Alona nigdy nie poinformowała go, że gdy śpiewa to sąsiedzi walą w ściany.
Weszła tylko do łazienki widząc za parującą szybą zarys męskich pośladków wymachujących w takt piosenki.
Ogarnęło ją szatańskie uczucie, żeby zrobić mu jakiś psikus. Wymknęła się do pomieszczenia, gdzie można było zakręcić ciepłą wodę. Z premedytacją zakręciła kurek i czekała w napięciu.
Po chwili w całym mieszkaniu rozległ się wrzask Marcina.
- Co do kurwy nędzy?!- na korytarzu pojawił się w samym ręczniku z namydloną czupryną.
- Alona! Alona gdzie jesteś?!
Wynurzyła się z pomieszczenia patrząc na Wasyla z błyskiem przekory w ciemnych oczach.
Mężczyzna łypnął na nią jednym okiem, które nie zalewała mu piana.
- Ładnie pachniesz misiaczku...- próbowała go udobruchać.
- To ty? Ty mi zakręciłaś ciepła wodę?! Podła istoto.
Puścił się w pościg za Aloną, która uciekając piszczała wniebogłosy. Wasyl biegając za nią po całym domu zgubił na schodach ręcznik.
- Golas!- krzyknęła gdy w końcu ją złapał. Oboje tarzając się ze śmiechu, wylądowali na łóżku. Wasyl ryczał jak wściekły tygrys.
Rosjanka chichocząc starła mu brzegiem kołdry pianę z oczu.
Pocałowała go w usta, pozwalając swojemu dużemu kiciusiowi na pieszczoty.
Wasilewski został jako tako udobruchany.
- Żądam zadośćuczynienia!- odpowiedział odklejając się od ponętnych ust kobiety.
- W naturze?- zapytała niewinnie Alona.
- Pod prysznicem!- porwał ją na ręce i uniósł w stronę łazienki.
Zamknął drzwi na klucz, rozebrał ją i zrobili wszystko to, na co zasłania tak zwana cenzura obyczajowa.
Wigilia
Wasyl postanowił wymiksować się z rodzinnego spędzania Świąt. Wolał zostać w Holandii z przyjaciółmi i Aloną. Rosjanka była wyznania prawosławnego a święta w tym obrządku wypadały dwa tygodnie po rzymskokatolickich.
- Last Christmas I give you my heart...- zawyła zawieszając gwiazdę na czubku choinki.
Wigilię czworo przyjaciół przez wzgląd na nogę Wery miało spędzić w domu Przemka. Rano chłopcy pojechali do szkółki leśnej po dwumetrowego świerka. Teraz instruowani przez Alonę zawieszali dekorację.
- Skarbie przestań śpiewać tę piosenkę. Wiesz jak nienawidzę tego utworu. - Sokołowska spojrzała na Wasilewskiego z groźbą w oczach.
- A co mam śpiewać?
- Jakieś polskie kolędy?
- Skoro sobie życzysz!- westchnął by potem zaryczeć potężnie- Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi. Wstańcie pasterze Bóg się wam rodzi...
- O matko!- Alona złapała się za głowę i pochyliła do ucha, chichoczącej Weroniki. - O czym to jest?
- O tym, że pośród nocnej ciszy rozległ się głos nawołujący pasterzy do powitania narodzonego Jezusa.
- Gdyby z głębi nieba ktoś zaryczał takim głosiskiem, to zapewne biedacy by pouciekali.
- Nie wątpię.
Przemek dołączył się do śpiewu i obaj przepięknie masakrowali wszystkie polskie kolędy.
Kolacja przebiegła już bez śpiewania.
Na stole nie pojawiło się dwanaście dań, ale każdy przemycił coś, co w jego domu robi furorę. Przemek wcześniej dogadał się ze znajomymi Wery, prowadzącymi restaurację. Staruszkowie chętnie zgodzili się przygotować wszystko z listy. Alona przyrządziła aromatyczną kaczę w glazurze pomarańczowo- miodowej. Wasyl wpisał na listę górę pierogów, zwłaszcza zaś małopolski specjał numer jeden pierogi z kwaśną kapustą. Weronika miała skromne wymaganie, zupę grzybową z łazankami a Przemek nie wyobrażał sobie świąt bez barszczu z uszkami.
Po zjedzonej wieczerzy Alona i Weronika zaśpiewały panom najpiękniejsze polsko- rosyjskie kolędy i pastorałki. Na życzenie Wasyla wykonały również po kilka piosenek z musicalu. Obaj piłkarze bili brawo swoim dziewczynom puchnąć z dumy. Po koncercie zadzwonili jeszcze do każdego z misiaczków oraz indywidualnie do swoich rodzin.
Na sam koniec przyszła pora na odpakowanie prezentów. Wasyl podarował Alonie nocną bieliznę, uśmiechając się przy tym zagadkowo.
Ona zaś podarowała mu sweter z reniferem, który stoper od razu na siebie włożył.
- Brakuje ci tylko poroża i nosa. - zaśmiał się Przemek.
Bramkarz kupił Weronice srebrny łańcuszek z szmaragdową łezką w otoczeniu małych diamencików. Werze aż dech zaparło z wrażenia. Ona miała dla niego zegarek z dedykacją. Zamówiła go na internecie, bo z wiadomych względów nie mogła wychodzić z domu.
Wasyl i Alona zmyli się z mieszkania dość szybko patrząc na siebie wygłodniale. Przemek zaniósł Weronikę do łóżka, pomógł jej się przebrać a sam załadował naczynia do zmywarki.
Gdy wszystko było już posprzątane, wślizgnął się pod pierzynę, przytulając się do pleców Wery.
Przebudziła się z lekkiej drzemki.
- Śpij.- pocałował ją delikatnie w ucho.
- Przemek mam do ciebie prośbę.- odpowiedziała sennie.
- Słucham?
- Tylko mnie kochaj.
Isabella van der Meyde odeszła od stołu odbierając tajemniczy telefon zaczynający się od cyfr 666.
- Halo?- zapytała sucho.
- Mam dla ciebie propozycje Isabello.- odpowiedział cichy głos.
- Aleksy?- zapytała zszokowana.- Po co dzwonisz do mnie w święta?
- Chcę żebyś pomogła mi rozdzielić Tytonia z Weroniką.
- Po co?
- Nie chcesz go odzyskać? Wiem, że nie związałaś się z nikim. A ona odebrała ci jego miłość. Naprawdę wielka Isabella da sobie odebrać miłość swojego życia nędznej teatralnej aktoreczce?- zapytał zjadliwie.
- Jaki ty masz w tym interes?
- Zemstę. - odpowiedział wprost. - No i jak? Pomożesz mi?
- Dobrze. Pomogę. - powiedziawszy to włożyła telefon do torebki.
__________________________________________________________________
No i napisane. :D
Ostatnio pisze mi się jakoś mniej opornie, gorsze są podchody do wyznania sobie miłości. Ale nie spodziewajcie się lukru cały czas, nie byłabym sobą gdybym nie wyciągnęła jakiegoś Asa z rękawa :D

Życzę Wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku i wielu piłkarskich wzruszeń. 
                                                                 Pozdrawiam :)

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 15

"Połóż mi dłoń na ra­mieniu i po­pat­rz w oczy, tak jak zaw­sze ro­bisz to na powitanie.
Czy zro­zumiesz to spoj­rze­nie pełne pot­rze­by, gdy nie po­wiem ani słowa? Ale Ty też nie mów nic. Niech ta chwi­la trwa. Poczuj tę przyg­niecioną wza­jemną jed­ność. Nie od­chodź. Zos­tań ze mną.
"


     Przemek nie pamiętał ani sekundy z drogi jaką przebył z pod lotniska do szpitala. Paraliżujący strach o życie Weroniki ściskał mu wnętrzności i odbierał oddech. Czuł jakby w jednej sekundzie słoneczny dzień przesłoniła mu ciemna chmura odcinająca dopływ promieni słonecznych.
Czekał zaledwie kilka minut na karetkę, wydawało mu się jednak, jakby były to powolnie upływające godziny.
Lekarz i sanitariusze odciągnęli go od nieprzytomnej dziewczyny, układając ją na noszach, zakładając kołnierz i przykrywając folią.
Jakaś kobieta widząc łzy i przerażenie w jego oczach zaproponowała podwózkę do szpitala, zadzwoniła również do Wasyla który zajął się poinformowaniem rodziny Weroniki.
Młody bramkarz siedział na korytarzu chowając twarz w dłoniach. Nie miał siły nawet płakać w myślach przypominał sobie formułki modlitw.
- Co ty tutaj robisz?- usłyszał głos naładowany złością. Podniósł głowę widząc stojącego nieopodal Aleksego Hoffmana. Jak zawsze ufryzowany a garniturze jak z pod igły najlepszego krawca emanujący pychą, cynizmem i samouwielbieniem.
Tytoń nie trawił tego idioty i zastanawiał się jak ktoś tak wartościowy jak Wera, mógł związać się z tym padalcem.
- Gówno cię to obchodzi Hoffman! - odburknął bramkarz.
- Ohohoho znasz moje nazwisko? Wiesz, że nie powinieneś nigdy wejśc mi w drogę i brać tego co moje?
- Weronika nie jest przedmiotem i nie należy od ciebie. Spierdalaj stąd póki jeszcze jestem dobry.
- Miłosiernie ją przeleciałeś?! Jakiż z ciebie samarytanin. I tak miałem ją zostawić. Jest nic nie warta.
Przemek już zbierał się do wymierzenia ciosu w obmierzłą mordę rywala, gdy z sali operacyjnej wyszła zaaferowana pielęgniarka.
- Który z panów jest rodziną pani Fijałkowskiej?- zapytała rzeczowo.
Aleksy szykował się do odpowiedzi, jednak bramkarz ubiegł go, co wywołało w młodym adwokacie furię.
- Ja. Jestem jej narzeczonym.- skłamał gładko. - Jak ona się czuje?
- Narządy wewnątrzne są całe, ale noga została złamana w trzech miejscach, musieliśmy ściągać ortopedę i neurologa. Kręgosłup na szczęście nie jest złamany. Jest tylko jeden problem, pani Weronika straciła sporo krwi i będzie potrzebna transfuzja. Ma rzadką grupę krwi AB RH- a nie mamy jej za wiele w banku. Czy któryś z panów ma możę zgodną grupę?
- Ja mam ARH+- odpowiedział Przemek
- Dobrze więc, będziemy ściągać z banku krwi. Gdyby ktoś się jednak znalazł, proszę jak najszybciej zgłosić go do punktu pobrań na trzecim piętrze.- powiedziawszy to zniknęła za oszklonymi drzwiami.
Aleksy uśmiechnął się pod nosem.
- Ja mam ABRH-. - powiedział triumfująco. - Oddam krew dla Weroniki pod jednym warunkiem. Odpierdolisz się od niej raz na zawsze i znikniesz z jej życia, tak żeby mogła wrócić do mnie. Zapewne zapytasz mnie po co mi ona, skoro jej nie kocham? Odpowiadam. Nikt nie będzie porzucał mnie, to ja mogę ją zostawić. Zresztą po co mi taka kaleka?!
Tym razem Przemek nie wytrzymał.  Rzucił się na Hoffmana jak dzikie zwierze łapiąc go za poły garnituru i z całej siły rzucając na ścianę. Gdy młody prawnik zsuwał się po niej na posadzkę, dopadł do niego jeszcze raz i wymierzył mu cios prosto w nos. Krew bryzgnęła na śnieżnobiałą koszulę Aleksego i rękę bramkarza.
Tytoń czuł, że w tej chwili mógłby go zamordować. Siedziała w nim dzika bestia, rządna krwi tego sukinsyna.
W ostatniej chwili przed zakatowanie uratował Aleksego Wasyl, który nadszedł bocznym korytarzem wraz z zaniepokojoną Aloną.
Marcin szybko odciągnął Przemka od Hoffmana.
- Zabiję cię ty skurwysynu!- wrzeszczał bramkarz miotając się w żelaznym uścisku przyjaciela.
- Oskarżę cię o napaść!- pisnął  Aleksy, tamując cieknącą z nosa krew, jednorazową chusteczką. Alona chciała pomóc mu wstać, ten jednak odepchnął wyciągniętą przez nią rękę.
- O co poszło?- zwróciła się do Przemka.
- Ma tę samą krew co Wera i stawia mi warunki. Sczeznij  w piekle, podła gnido!- ryknął bramkarz.
W oczach Alony zalśniła furia.
Miała ochotę zamachnąć się i przyłożyć Hoffmanowi, poprawiając po Przemku.
Wasyl myślał tak samo, ale gdyby rzucili się na tę gnidę we troje mogłoby dojść do tragedii.
Hoffman zdołał się jakoś podnieść i chwiejącym się krokiem począł zmierzać do windy. Stojąc już w środku uśmiechnął się cynicznie.
- Jeszcze mi za to zapłacicie.- uśmiechnął się co przy jego obitej twarzy wyglądało iście groteskowo.
- Wypad.- syknął Marcin. Drzwi windy zamknęły się a Aleksy zniknął z pola widzenia.
- Jaką Wera ma grupę krwi?- Wasyl puścił Przemka. Ten zachwiał się jakby wypił co najmniej 0,7 mkę czystej.
- ABRH- ale nie mają wystarczająco w banku krwi.
- Ja mam ABRH- - odpowiedział spokojnie Wasyl. - Gdzie mam się zgłosić?
- Na trzecim piętrze jest punkt pobrań.- Przemek czuł jak obręcz ściskająca jego płuca powoli ustępuje.
Alonie kamień spadł z serca.
- To ja pójdę z Marcinem a ty tutaj zostań.- powiedziawszy to oboje zniknęli na schodach.
Przemek oparł się głową o ścianę powoli się uspokajając.
Pięć godzin później.
Rodzice Weroniki przylecieli najbliższym samolotem.
Zajęła się nimi Alona, którą znali. Dziewczyna wyjaśniła, że Wasyl i Przemek to ich przyjaciele i bardzo martwią się o dziewczynę.
Agata Keller, wysoka brunetka o piwnych oczach cały czas z ciekawością spoglądała na Przemka.
Krzysztof od razu rozpoznał Wasyla i Przemka, wdając się w stoperem w rozmowę. Weronika została przewieziona do sali pooperacyjnej, gdzie rozpoczęto wybudzanie.
Lekarze złożyli jej nogę po trwającej kila godzin operacji. Teraz jeden z nich rozmawiał z rodzicami aktorki.
- Doszło do uszkodzenia nerwu w stawie skokowym a także potrójnego złamania. Dwa z nich nie były bardzo groźne, jednakże kość biodrowa została ukruszona. Musieliśmy w jej miejsce wstawić żelazną blaszkę. Córka będzie musiała ograniczyć ruch na minimum osiem miesięcy. Przy intensywnej rehabilitacji, powinna odzyskać pełną formę, jednak nie mogę tego państwu zagwarantować w stu procentach. Możliwe, że będzie nieznacznie utykać. Skorygować to może następna operacja, ale póki zrosty będą świeże nikt się jej nie podejmie.
- Czy to oznacza, że będzie miała problemy z chodzeniem?- zapytał Krzysztof.
- Nie wykluczam takiej możliwości. Proszę jednak być dobrej myśli, pani Weronika jest zdrową i silną kobietą i przy pomocy zdoła wrócić do pełni sił. Teraz można ją odwiedzać, ale tylko rodzina.
Przemek nie potrafił ukryć rozczarowania, tak bardzo chciał przy niej teraz być.
Agata spojrzała na młodego człowieka. Od początku wiedziała, że ten wysoki blondyn nie jest tylko przyjacielem Wery. Podejrzewała, że między młodymi jest coś więcej a widząc strach w jego oczach a potem ulgę przechodzącą w  rozczarowanie niemożnością zobaczenia jej córki, uświadomiło ją tylko w uczuciu jakim ten chłopak darzył Weronikę.
- Najpierw niech wejdzie narzeczony mojej córki.- poinformowała pielęgniarkę.
Krzysztof chciał coś powiedzieć, jednak żona spojrzała na niego wymownie.
Przemek podziękował Agacie i prawie wbiegł do sali gdzie leżała Weronika.
Pielęgniarka podała mu fartuch i obuwie ochronne, włożył je a po chwili stał już nad uśpioną Weroniką. Wyglądałaby jak Śpiąca Królewna z baśni, gdyby pod jej zamkniętą powieką nie widniał krwawo- fioletowy siniak. Jasne włosy miała zaplecione w schludny warkocz. Jej prawa ręka była podłączona do powoli sączącej się kroplówki.
Chłopak podszedł bliżej dotykając dziewczynę delikatnie.
- Moje biedne kochanie, ile musiałaś przejść...- pocałował ją delikatnie w czoło.- Już nigdy nie dam ci od siebie odejść. - wyszeptał cicho.
Weronika poruszyła się przez sen. Jej powieki lekko zadrgały. Po chwili otworzyła oczy patrząc wprost na Tytonia. Kilka razy zamrugała, żeby przyzwyczaić wzrok, potem poruszył;a się sycząc z bólu.
- Przemek?- wyszeptała zbolałe. - Gdzie ja jestem? I dlaczego tak bardzo wszystko mnie boli?
- Jesteś w szpitalu ale wszystko będzie dobrze. Miałaś wypadek przed lotniskiem.
- Umrę?-
- Nie, nie umrzesz.- pocałował ją delikatnie w usta.
Dziewczyna uspokoiła się, dotykając jego policzka drugą ręką.
- Co mi jest?
- Przeszłaś operację nogi. Twoi rodzice tutaj są, mam ich poprosić?
- Za chwilę.- przełknęła ślinę.- Możesz dać mi pić? Czuję jakbym miała język z drewna.
Zwilżył jej wargi wacikiem a potem ostrożnie przechylił szklankę z wodą.
- Dziękuję. - rzekła.- Muszę ci coś powiedzieć. Przemek ja...ja sobie wszystko przemyślałam i doszłam do wniosku, że to było wspaniałe. To co między nami zaszło.
Serce Tytonia podskoczyło w górę i fiknęło kilka koziołków.
- Kochanie.- jeszcze raz pocałował ją w usta.- Ja czuję to samo, właściwie to zakochałem się w tobie w Red Banku, kiedy chwiałaś się naćpana. - zaśmiał się cicho.
- Podobają ci się upadłe kobiety?- uśmiechnęła się delikatnie.
- Podobasz mi się ty.
- Kocham cię.- odpowiedzieli unisono.
Zaśmiali się równocześnie, Wera jednak szybko się skrzywiła. Bolał ją bok i płuca.
- Jesteśmy zgrani jak szwajcarski zegarek.- całował wierzch jej dłoni.
- Ja jestem popsutym zegarkiem.  Moi rodzice nadal tutaj są?
- Czekają przed drzwiami.
- Mógłbyś ich poprosić?
- Dobrze. - ostatni raz pocałował jej usta a potem odwrócił się puszczając jej buziaka.
Czuł jakby wygrał los na loterii.
Weronika przeniesie się do niego i będzie jej pomagał w rehabilitacji. Szybko postawi ją na nogi a potem będą już tylko szczęśliwi.
__________________________________________________________________
Dzisiaj malutki poślizg, znowu nie wyrobiłam się w tygodniu bo zabrałam się za pisanie dopiero wieczorem. 
Nic nie łączy tak ludzi jak obawa przed stratą ukochanej osoby. Póki co Przemek i Weronika są razem i będą się zmagać z jej chwilowym kalectwem. 
Już niedużo zostało do końca, ale to nie znaczy, że nie zamieszam jeszcze.
Tymczasem popełniłam dzieło, część z was mogła już tam zaglądać.

Będzi  to pięciopartowe opowiadanie o niecodziennym spotkaniu w windzie. 
 http://otuleni-ciemnoscia.blogspot.com/
Jest napisane w trochę innej konwencji niż poprzednie moje wypociny.
Z nowości szykuję się również do osobnego opowiadania o Marcinie Wasilewskim. Historia będzie nosić tytuł "Morze miłości" a pierwszy odcinek pojawi się w okolicach Nowego Roku. 
Dodałam już bohaterów, więc możecie sobie obejrzeć.
 http://morze-miloscii.blogspot.com/
                                                                Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i dziękuję za każdy komentarz! Fiolka :*

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 14



  Rozdział 14
„Tęsknię za sobą, kiedy nie znałam bólu. Tęsknię za pustką, w której nie znałam miłości. Tęsknię za czasem, kiedy mogłam powiedzieć, że jeszcze nigdy nie tęskniłam”

    Weronika wyszła z hali przylotów wpadając prosto w stęsknione ramiona ojca.
Krzysztof Keller przytulił najstarszą córkę, głaszcząc ją po jasnych lokach. Dziewczyna spojrzała na przystojnego bruneta, którego włosy gdzieniegdzie przecinało srebrzyste pasmo.
W łagodnych, piwnych oczach trenera Śląska Wrocław, widać było morze miłości, którym obdarzył córkę odkąd razem ze swoją żoną Agatą postanowił ją adoptować.
- Jak ci minął lot Weroniczko?- zapytał biorąc od niej wózek z bagażami.
Dziewczyna spojrzała na ojca ze łzami w oczach.
- Znośnie, ale cały lot myślałam o babci. Jak ona się czuje?
- Niestety bez zmian. Teraz są przy niej Agata i Natalia. Zawiozę cię do domu, przebierzesz się, zjesz coś i odwiedzisz babcię.
- Nie! Chcę jechać do niej od razu.- Wera zaprotestowała żywiołowo.
Ojciec nie oponował, nie chciał kłócić się z córką. Wiedział, że najbardziej ze wszystkich przeżywa chorobę Antoniny.  Była jedynym ogniwem łączącym ją ze swoimi prawdziwymi rodzicami. Jej rodzona matka Nicoletta od urodzenia była sierotą a ojciec Maksa i mąż Antoniny umarł przedwcześnie na raka wątroby.
Wera kochała swoich przybranych rodziców, ale więź z babką była dla niej wyjątkowa. Miała tę świadomość, że przynależy do kogoś, że nie była znajdą a kochanym i upragnionym dzieckiem. Antonina kochała również Natalkę, żadnej z wnuczek nie faworyzowała, taki sam stosunek do dziewczynek mieli również rodzice Agaty i Krzysztofa.
Keller otworzył bagażnik wkłądając do środka bagaże córki. Weronika tymczasem wsiadła na miejsce pasażera zapinając pasy. Ojciec płynnie włączył się w ruch drogowy, kierując się do Akademickiego Szpitala Specjalistycznego.
Dwadzieścia minut później zajechali pod placówkę medyczną.
Na oddziale kardiologicznym panował senny nastrój, długi korytarz rozwidlał się na samym końcu. Przy jednej z sal  siedziały cztery osoby. Agata Keller z córką Natalią, oraz rodzice jej męża Maria i Władysław.
Weronika przywitała się ze wszystkimi, babcia Maria załamywała ręce nad chudością wnuczki, matka zaś głaskała ją delikatnie po głowie.
Po paru minutach dziewczyna uspokoiła się na tyle, że mogła wejść do sali.
Pomieszczenie było wypełnione aparaturą medyczną do której była podłączona Antonina Fijałkowska. Drobna staruszka o siwych kręconych włosach,niegdyś w kolorze pszenicznego blondu wyglądała jakby zapadła w przyjemny sen. Na jej twarzy nie było oznak bólu ani cierpienia.
Weronika ze łzami w oczach podeszła do babci łapiąc ją za drobną dłoń.
- Babciu, babciu… - rozpłakała się a jej łzy moczyły białą szpitalną pościel.- Nie odchodź!  Tak bardzo cię kocham, nie zostawiaj mnie.- przytuliła się do drobnego ciała staruszki.
Nagle poczuła na głowie czyjąś dłoń. Zerwała się patrząc w otwarte, błękitne oczy Antoniny.
- Weroniczko to ty? Czekałam na ciebie.- wyszeptała kobieta.- Musisz być silna dziecinko. Ja nie umrę. Nie mogę tego zrobić! Obiecałam twojemu ojcu że zawsze będę się tobą opiekowała. – poklepała ją po ręce.
Do sali wszedł lekarz prowadzący. Wysoki mężczyzna z zaczesanymi w kitkę, kręconymi włosami z oczami o najpiękniejszym odcieniem błękitu jaki kiedykolwiek widziała.
Posłał dziewczynie pokrzepiający uśmiech.
- Dzień dobry. Nazywam się Jan Kamiński i jestem lekarzem prowadzącym. Pani babcia przeszła zawał, ale nie był na tyle rozległy, że trzeba było operować. Pani Antonina jest bardzo silna i myślę, że organizm przyjmie leki. Ale musi zostać tu przynajmniej tydzień a potem dużo odpoczywać. Zawsze powtarzam rodzinie, że muszą być w formie żeby opiekować się chorym. Rozmawiałem z pani rodzicami i dowiedziałem się, że dopiero co pani przyleciała. Proszę pojechać do domu, my dobrze zaopiekujemy się babcią.- powiedziawszy to uśmiechnął się jeszcze raz.
Weronika nie wiedziała dlaczego, ale Jan Kamiński wzbudził w niej duże zaufanie. Pojechała do domu rodziców rzucając się na łóżko i zapadając w zdrowy sen.
Dwa tygodnie później…

    Dom Przemka Tytonia nawiedzili jego kumple w składzie Piszczu, Kuba i Lewy. Wasyl miał dołączyć później, gdyż na dzisiaj wykupił bilet na Nędzników.
Misiaczki postanowiły wyrwać kumpla z matni do której wpadł zaraz po wyjeździe Weroniki. W tym celu zaordynowali whisky i pizzę oraz granie w najnowszą wersję FiFy.
Tytoń zgodził się nie chcąc robić im przykrości. Przez pierwszy tydzień zasypał Werę milionami mailów, na które nie odpowiedziała. Codziennie zamęczał Alonę, jedyną osobę od której mógł cokolwiek się dowiedzieć. Aktorka wyjaśniła, ze przyjaciółka wzięła trzy tygodnie wolnego i chce spędzić je z babcią. Potem będzie musiała wrócić na próby do nowego musicalu. Haar łaskawie zgodził się nie egzekwować kary jaką na nią nałożył.
- Przemku przynieś szkło to naleję.- Piszczu pokazał butelkę Johnny Walkera.
Bramkarz poczłapał do kuchni przynosząc cztery kieliszki do whisky.
Kuba z Lewym rzucili się na grę. Kłócili się jak zwykle kto ma grać Realem.
- Ja  będę grać Realem!- Lewy przestawiał coś w grze.  Kuba walnął go w ramię.
- Nie bo ja chcę grać!
- Miałem propozycję przejścia do Realu!- odpowiedział  Lewandowski.
- Ty? Do Realu? Chyba po piwo!- zaśmiał się Błaszczykowski.
- Spokój misie!- Piszczek wkroczył pomiędzy dwóch kolegów. Wyglądali jak dwa nieopierzone koguty, które biją się o kurę.
- Żaden nie będzie grał Realem. Kubulek zagra Manchesterem a Lewy  Chelsea. Kapiszi?
Chłopaki spuścili potulnie głowy i włączyli grę.
Tymczasem Łukasz nalał Przemkowi obfitą porcję trunku.
- Napij się chłopie, bo widzę że tego potrzebujesz. Kobieta?
- Skąd wiesz? – zapytał bramkarz.
- Żartujesz sobie? Snujesz się od dwóch tygodni, grasz jak wściekła bestia i przestałeś żartować. Martwimy się o ciebie. Wasyl nabrał wody w usta, powiedział że masz problemy ale nie jest w jego kompetencjach żeby rozpowiadać o tym.
- Świetny z niego kumpel. Z was zresztą też. Napijmy się.
Stuknęli się szkłem, po chwili dołączyli do nich Kuba i Lewy.
Godzinę później do mieszkania zawitał Wasyl. Chłopcy mieli nieźle w czubie. Lewy i Kuba spali na kanapie w czułych objęciach a Tytoń żalił się Piszczkowi.
- Fiesz co stary? Jestem do dupy! Ona mie nie kce! Fiesz?
- No fiem Tytku, fiem. Moja Efka tesz tak zrobiła! Hik! Ale potem byli…byliśmy rasem! Kocham jom!- wyznał Łukasz.
- Ja Were też kocham! – odparł żarliwie Tytoń.
Wasyl obserwował ich z progu nie wiedząc czy się załamać czy zacząć śmiać.
Przemek z Piszczkiem nadal bulgotali przerzucając się życiowym doświadczeniem, podczas gdy Kuba przebudził się wyrywając z objęć Lewego.
- O Jezusie! Gdzie są kluczyki do czołgu?!- jęknął macając się po kieszeniach.
- SSssso?- zapytali Piszczu i Tytek. Lewy ani drgnął chrapiąc donośnie.
- No te do bulbatora!
- Ssso on pierdoli?- Łukasz złapał za kieliszek, który wyleciał mu z rąk spadając na puszysty dywan.
Wasyl postanowił interweniować.
- Chłopaki macie już dość. Koniec imprezy. Kuba do pokoju gościnnego, Tytek do siebie, Lewego zostawiamy na kanapie a ty Piszczu jedziesz ze mną. Ewa się będzie niecierpliwić.
- Ale ja kce zostać!- jęknął Piszczek.- Muszę być z Tytusiem!
- Tytuś będzie w dobrych rękach.- poklepał go po głowie.
Kuba poczłapał do gościnnego, Lewy spał kamiennym snem a Przemek zamknął się w sypialni.
Wasyl odwiózł ululanego Piszczka, zataczając go do sypialni. Wdzięczna mu Ewka ucałowała go w policzek.
- Dzięki Ci Wasylu. Te zapijaczone mordy jak zwykle narozrabiały.
Dzień później.
Jasne światło wdarło się do sypialni świecąc prosto w oczy Tytonia.
Mężczyzna obudził się z potężnym kacem, obok łóżka stała butelka z wodą i środkiem przeciwbólowym. Szybko połknął medykament i popił, czując się jakby mózg odmawiał mu posłuszeństwa.
- Ja pierdolę.-wyrwało mu się gdy człapał do łazienki.
Po załatwieniu pilnej potrzeby fizjologicznej i wykąpaniu się poszedł robić śniadanie. Lewy spał na kanapie w salonie nie zmieniając pozycji w jakiej zasypiał. Zamiast obejmować Błaszczykowskiego, trzymał w ramionach poduszkę.
Przemek włączył ekspres czekając na kawę.
Po chwili rozległ się dźwięk telefonu komórkowego.
- Halo?
- Przemek? Z tej strony Alona. Jesteś w stanie za godzinę być na lotnisku? Weronika przylatuje!
Po ostatnim zdaniu kac przeszedł mu całkowicie.
- Tak! Już się ubieram!- rozłączył się.
Godzinę później stał swoim samochodem na po drugiej stronie ulicy, przy którym stał budynek lotniska.
Z bukietem żółtych tulipanów czekał na pojawienie się Weroniki. Musiał jej wszystko wyjaśnić, zapewnić że to nie był jednorazowy seks i bardzo mu na niej zależy.
Dziewczyna pojawiła się w drzwiach.
Serce podskoczyło jej z radości, że go widzi. Chciała z nim porozmawiać.
Patrzyła prosto w jego oczy, nie zauważając rozpędzonego taksówkarza. Auto uderzyło w idącą dziewczynę wyrzucając ją w powietrze jak bezwładny worek.
Leżała w kałuży krwi z wykręconą nogą bez przytomności.
Przemek wyrzucił kwiaty biegnąc do ukochanej. Dotykał jej bezwładnych rąk i sinej twarzy patrząc na wszystko z przerażeniem.
- Weronika! Obudź się kochana proszę cię!
Nie obudziła się. 
________________________________________________________________
Błagam nie zabijajcie mnie! Od dawna planowałam ten wypadek i ten rozdział był do tego najlepszy. 
Ale nie martwcie się Weronika przeżyje. 
                                                                              Pozdrawiam :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział 13




Życie to nie bajka
A wielka  miłość trafia nam się tylko raz…

    Wera weszła pod prysznic z nadzieją zmycia z siebie zapachu Przemka. Przewiesiła ręcznik na kabinie, wchodząc pod strumień gorącej wody. Na dolnej półce znalazła gąbkę, wycisnęła na nią pokaźną ilość żelu pod prysznic. Strumień wody uderzał w jej plecy z siłą wodospadu. Dziewczyna poczęła szorować się zamaszyście. Gdy wymyła się dokładnie, spłukała pianę. Zmęczona fizycznie i psychicznie oparła się o mokre kafelki. Nadal pod powiekami widziała twarz Tytonia naznaczoną rozkoszą, rozszerzone źrenice gdy razem dochodzili na szczyt rozkoszy. Czuła na ciele dotyk jego delikatnych dłoni i smak ust. Tego nie dało się zapomnieć ani wymazać.
Musiała stawić czoło tej sytuacji. Nie chciała stracić Przemka, ale też wiedziała, że żadne z nich nie jest gotowe na nowy związek.

     Marcin zastukał dwa razy do drzwi mieszkania Alony i Wery po czym wparował z bukietem czerwonych róż i drugim znacznie mniejszym z tulipanów. Pod pachą niósł butelkę hiszpańskiego wina.
- Witaj kochanie.- przywitał uradowaną na jego widok Alonę.- Gdzie Weronika?
- Przebiera się. Rozgość się misiaczku. Te kwiaty są dla mnie?
- Róże dla róży, ale żadna z nich nie przyćmi twojej słowiańskiej urody.- wyrecytował szczerząc się jak do reklamy pasty Colgate.
Sokołowska zarumieniła się uroczo.
- Och ty mój poeto.- wpiła się w jego usta, po czym zostawiła go samego znikając w kuchni.
Stoper rozwalił się na kanapie, luzując krawat.
Po chwili komórka w wewnętrznej części jego marynarki zaczęła wibrująco wygrywać melodyjkę z Deszczowej piosenki. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Przemka Tytonia.
- Siema Tytku, dlaczego nie ma cię na obiedzie u naszych aktorek?
- Nie zostałem zaproszony.- mruknął Tytoń.- Nie wiesz, czy Weronika jest w domu?
- Nie widziałem jej, ale Alona twierdzi że się przebiera. Dziwi mnie, że cię nie zaprosiła, ostatnio dogadujecie się wręcz koncertowo. Wyczuwam jakąś nutę żalu w twoim głosie. Coś się stało?
- Opowiem ci potem. Wyskoczymy na piwo. Muszę z kimś pogadać zanim rozmówię się z Fijałkowską.
- Uhuhuhu. Węszę grubszą sprawę. Ale nie ciągnę cię za język. Pogadamy potem. Pa.
Marcin wyłączył telefon w chwili gdy w salonie pojawiła się Weronika. Miała na sobie jeansy i chabrową marynarkę a pod nią białą bluzkę. Wyglądałaby prześlicznie, gdyby nie bladość na twarzy. Widać, że coś ją trapiło.
- Cześć.- Wasyl uśmiechnął się promiennie. – Co tam u ciebie. Przed chwilą dzwonił Przemek i pytał o ciebie.
Wera spojrzała na piłkarza wzrokiem spłoszonej sarny.
Czyżby wiedział?
- O co konkretnie pytał?- zapytała niepewnie.
- Czy jesteś w domu.
- Aha. Miło z jego strony.
Alona przerwała im rozmowę pojawiając się z parującym półmiskiem, z którego wydobywały się kuszące zapachy.
Na widok pieczeni jagnięcej Wasylowi pociekła ślinka.
Czuł się jakby wylądował w krainie rozmaitości. Spotkał kobietę, która podzielała jego pasję, była obdarzona niepospolitą urodą i nieprzeciętną inteligencją a w dodatku uwielbiała gotować. Anioł!
- Kochani zasiądźmy do stołu!- oznajmiła uroczyście stawiając półmisek na stole w małej jadalni.
Posiłek przebiegł w miłej atmosferze, dzięki niesamowitemu poczuciu humoru Wasyla, nawet Weronika trochę się rozpogodziła. Alona promieniała pod komplementami przystojnego piłkarza. Byli teraz na etapie kadzenia sobie czułymi słówkami, co z boku wyglądało trochę śmiesznie.
Przy deserze rozdzwoniła się komórka Fijałkowskiej. Niechętnie sięgnęła po aparat, myśląc że dzwoni Przemek. Jak się okazało telefonował jej ojciec.
- Halo?
- Weroniczko. Stało się nieszczęście. Antonina, twoja babcia miała zawał leży w szpitalu.- w słuchawce odezwał się ciepły baryton, należący do ojca Wery, Krzysztofa Kellera.
Antonina Fijałkowska była jej rodzoną babką w odróżnieniu od Krzysztofa i Agaty Kellerów, którzy adoptowali małą Weronikę.
Kellerowie nie mogli mieć dzieci, długo lecząc się na niepłodność co w tamtych czasach nie było rzeczą ani tanią ani łatwą.
Krzysztof był wtedy asystentem trenera Śląska Wrocław. W drużynie występował zawodnik Maks Fijałkowski, który ożenił się z piękną studentką z Francji Nicolettą. Młodzi szybko postarali się o dziecko. Z tego związku urodziła się mała Weronika, oczko w głowie obojga. Niestety pół roku po narodzinach, jadąc w odwiedziny do matki Maksa, Antoniny młodzi małżonkowie zginęli na miejscu pod kołami tira. Mała Weronika ocalała.
Antonina ze względu na słabe serce nie mogła zająć się półroczną sierotką. Uzgodniła wspólnie z Kellerami, że mała zostanie przez nich adoptowana a ona przeniesie się z Lublina do Wrocławia, aby być bliżej wnuczki. Dwa lata po adopcji do Kellerów uśmiechnęło się szczęście, Agata urodziła córkę Natalię.
Obie dziewczynki wychowywane jak siostry pokochały się od razu. Gdy Wera miała osiem lat, przybrani rodzice wyznali się, że jest ich córeczką ale nie urodziła jej Agata.
Dziewczynka przyjęła to z dziecięcym spokojem. Nigdy nie czuła się gorsza a jej rodzona babcia była też ukochaną bunią dla Natalii.
Gdy Weronika zdała do szkoły aktorskiej a ojciec był już znanym działaczem w PZPnie i trenerem Śląska Wrocław postanowiła wrócić do nazwiska swoich biologicznych rodziców.
Kellerowie przyjęli to dobrze, nie stracili przecież swojej ukochanej córeczki.
- Czy babcia przeżyje?- Weronika pobladła, trzymając kurczowo komórkę.
Alona od razu spostrzegła, że coś jest nie tak.
- Nie wiem misiaczku. Musisz szybko przyjechać.
- Już rezerwuję bilet. Będę najpóźniej jutro.
- Daj znać kochanie to przyjadę po ciebie na lotnisko.
- Dobrze tatku, opiekujcie się Bunią.
- Będziemy, obiecuję ci to słoneczko.- ojciec odłożył słuchawkę.
Weronika spojrzała na Alonę i Marcina z łzami w oczach.
- Co się stało ?- Rosjanka nie wytrzymała.
- Moja babcia przeszła zawał, dzwonił tato.
- O Jezu!- wyrwało się przyjaciółce. – Pakuj się kochanie, ja zadzwonię zarezerwować bilet. Marcinku zawieziesz nas na lotnisko?- zwróciła się w stronę stopera.
- Ależ oczywiście.- zgodził się od razu.
Wera pakowała się połykając łzy.
Alonie udało się zarezerwować bilet na najbliższy lot. Pół godziny później Wasyl zawiózł obie kobiety na lotnisko.
Dwie godziny później samolot z Amsterdamu do Wrocławia wzniósł się w przestworza.
Wasilewski odwiózł Alonę do domu a sam pojechał na umówione spotkanie w barze pod Toporem i Siekierą.
Przemek już czekał. Wyglądał jak zbity pies. Obok niego stał do połowy opróżniony kufel z piwem.
Wasilewski przysiadł obok przyjaciela, klepiąc go pocieszająco po ramieniu.
- Stary wyglądasz jakby przejechał po tobie walec. Nieogolony, wymiętolony co jest?
- Do dupy.- odpowiedział Tytoń wychylając łyk piwa.
- A poza tym coś jeszcze?- dociekał Wasyl.
- Przespałem się z Weroniką.
Ciemna brew Wasilewskiego powędrowała w górę w geście zdziwienia.
- I to cię wpędziło w nastrój emo? Może użyczyć ci pluszowej żyletki i dać misia na sznurze z wydziobanymi włosami?- zakpił.
- Nie pierdol Wasilewski. Spędziłem najlepszą noc w swoim życiu a rano dostałem w twarz.
- Dała ci w pysk?
- To taka przenośnia. Uciekła.
- Hmmm to chyba jeszcze nie świadczy o tym, że ma cię w dupie. Może musi sobie wszystko poukładać.
- Muszę z nią porozmawiać.
- To będzie chyba trudne. Właśnie odleciała do Wrocławia.
- Cooo?!- Tytoń poderwał się wywracając stołek barowy.
- Spokojnie. Poleciała do chorej babci. Na pewno wróci. Napij się a potem odwiozę cię do domu. Zobaczysz, babcia wydobrzeje, Weronika wróci i wszystko sobie wyjaśnicie.
- Oby…- mruknął bramkarz. 

________________________________________________________________
Pisałam ten rozdział dwa razy, ale ostatecznie wyszło mi coś takiego.
Młodzi muszą odpocząć od siebie i przemyśleć sobie kilka ważnych rzeczy. Ale to nie pierwsze zdarzenie, które oddali ich od siebie.
Na razie nie zapowiada się różowo, ale dążę do tego, żeby sytuacja się powoli wyjaśniała.
Co sądzicie o rozdziale?
                                                                Pozdrawiam Fiolka