niedziela, 30 września 2012

Rozdział 2


    Ostatni dzień października Amsterdam powitał szarym obliczem. Ulice zasnute były mleczno-szarą mgłą a silne podmuchy wiatru, którym towarzyszył siąpiący deszcz, skutecznie odstraszały mieszkańców przed spacerami.
Weronikę z narkotycznego snu obudził dźwięk rozkładanych na stole talerzy i stukot otwieranych szafek. Miała przedziwny sen w którym wysoki anioł oświetlony glorią niebiańską wynosił ją z piekła. Ów anioł pachniał mieszanką piżma i cytrusów a jego ramiona były ciepłe i opiekuńcze. Nie bardzo miała ochotę się budzić, jednak żołądek domagał się kawy a głowa tabletki przeciwbólowej.
Dziewczyna powoli otworzyła jedno oko, potem drugie. Usiłowała skupić wzrok na jednym punkcie, gdy udało jej się zlokalizować stalowy kinkiet z pomarańczowo- czarnym kloszem w kształcie tulipana, oniemiała.
Zerwała się z łóżka, zrzucając z siebie koc. Przerażonym wzrokiem spoglądała na sypialnię.  Brzoskwiniowe ściany, półkę pełną książek, miękki skórzany fotel, ratanową szafę i telewizor LCD. Wszystko urządzone ze smakiem, tchnące ciepłem i domową atmosferą. Ale do cholery to nie była jej sypialnia!
- Gdzie ja jestem? – wyszeptała pobielałymi wargami. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Włosy w nieładzie, rozmazany makijaż i o zgrozo,błękitna, męska koszula sięgająca jej to ud. 
W chwili kiedy miała usiąść i zacząć płakać do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna z tacą śniadaniową w rękach.
- Dzień dobry.- spojrzał na Weronikę, po czym ostrożnie postawił jedzenie na niskiej ławie pod oknem. – Dobrze spałaś?
- Ja..ja…ja… czy my ze sobą spaliśmy?!- zapiszczała panicznie.- Bo ja ciebie, pana nie znam…
Tytoń uśmiechnął się a w policzkach ukazały mu się dwa urocze dołeczki.
Wyglądał jak czuły mąż. To było pierwsze skojarzenie Weroniki. Nie był klasycznie przystojny, ale mógł podobać się kobietom.
„O czym ja myślę?”- skarciła się w duchu.
- Nie spaliśmy ze sobą. Mam dwie sypialnie.
- To dlaczego mam na sobie męską koszulę? I co ja tutaj robię?! I kim ty jesteś do cholery?!
Przemek z trudem powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu. Jego  podopieczna, którą znaleźli w Red Banku stała przed nim w męskiej koszuli, rozczochrana z podbitymi od rozmazanych cieni i tuszu oczami. Wyglądała jak topielica z opowiadań jego babci.
- I od tego należało zacząć. Jestem Przemek, mieszkam tutaj. Masz na sobie moją koszulę, ale uprzedzając twoje kolejne pytanie. Sama ją sobie założyłaś, chociaż nakłonienie cię do tej czynności ,było raczej długotrwałym zajęciem. A znalazłaś się tutaj dlatego, że mówiąc oględnie rzuciłaś mi się w ramiona krzycząc:”Mój aniele”!
Wera patrzyła na chłopaka ze zdumieniem.
- Niczego nie pamiętam. – zaczęła a w jej niebieskich oczach zalśniły łzy.- Nigdy tak się nie zachowuję. Poszłam tylko zapalić papierosa i urwał mi się film. Przepraszam.
Tytoniowi zrobiło jej się żal. Nie posądzał ją o bycie narkomanką. Zachowywała się nadpobudliwie, bo ktoś podrzucił jej trefnego szluga. 
- Spokojnie. Ktoś wrzucił ci do papierosów Marinex. To silnie odurzający skręt do złudzenia przypominający Marlboro. Dlatego nic nie pamiętasz. Moi koledzy znaleźli twoją torebkę i dokumenty, ale nie było telefonu komórkowego.
- Musiałam go zgubić. Jezu Alona mnie zabije! Pewnie zadzwoniła już na policję i do wszystkich szpitali.  Mogę od ciebie zadzwonić?- spojrzała na niego błagalnie. Przemek wyszedł na chwilę z sypialni, by po chwili wrócić z telefonem komórkowym w ręce. Wręczył go dziewczynie.
Podziękowała mu skinieniem głowy.
Zabrał tacę z zimnym już śniadaniem i zniknął za drzwiami. 
Młoda aktorka drżącymi rękami wystukała numer najlepszej przyjaciółki.
Po kilku krótkich sygnałach odezwał się znajomy głos z lekko rosyjskim akcentem.
- Halo?
- Alona?
- Wera? Do cholery jasnej gdzie jesteś?! Co ty wyprawiasz?! Całą noc cię szukaliśmy, masz szczęście, że policjanci nie chcieli przyjąć zgłoszenia bo nie minęło 48 godzin!- Rosjanka krzyczała w słuchawkę.
- Ktoś podmienił mi papierosy i zjarałam się. Potem uratował mnie jakiś chłopak i przenocował.
- Wykorzystał cię?!
- Nie! Spał w innej sypialni,  podobno się na niego rzuciłam i wyznawałam mu miłość. To Polak. Zaraz podam ci jego adres. Błagam przyjedź po mnie!
- Już pędzę. Czekaj tam na mnie.
- Dobrze. Pa.- rozłączyła się. Jeszcze raz spojrzała na  swoje odbicie w lustrze i przed kolejną rozmową z Przemkiem postanowiła się umyć. W łazience przylegającej do sypialni, urządzonej w motywy marynistyczne znalazła swoje wyprane, wysuszone i poskładane ubrania. Nie było tylko żakietu.
Czym prędzej się umyła, włożyła ciuchy a włosy związała gumką, która miała na ręce.
Wyglądała już jak człowiek a nie halloweenowa zmora, postanowiła porozmawiać z Przemkiem. Kogoś jej przypominał, ale nie mogła skojarzyć kogo. Może widziała go w teatrze?
Tytoń siedział w kuchni czytając poranną gazetę. Obok niego stała taca ze śniadaniem, którą zabrał wychodząc z sypialni. Zaparzył świeżą kawę, której aromat roznosił się po kuchni.
- Dzień dobry, jeszcze raz.- uśmiechnął się z nad gazety.- Zadzwoniłaś po kogoś z rodziny?
Weronika usiadła na taborecie obok, ostrożnie nalała sobie kawy. Ręce jeszcze jej się trzęsły, tak jakby miała delirę. Swoją drogą miała ochotę na papierosa. Cholera jasna!  Przecież przez nałóg ktoś mógł wykorzystać jej odurzenie.
- Dzień dobry.- uśmiechnęła się słabo.-  Nie mam tutaj rodziny. Moi rodzice mieszkają we Wrocławiu. Od dwóch lat mieszkam w Amsterdamie. A przyjedzie po mnie najlepsza przyjaciółka. Zmyła mi głowę, ale wyjaśniłam jej, że nie zabalowałam nigdzie, tylko przydarzył mi się ten…incydent.
- Każdemu mogło zdarzyć się coś takiego. Po prostu trzeba uważać na swoje rzeczy, pilnować szklanek. Wiesz… Ale fajnie, że wszystko dobrze się skończyło. I w gruncie rzeczy, poznałem kogoś nowego z Polski.
- Cóż nie było to konwencjonalne rozpoczęcie znajomości. A ja się nawet nie przedstawiłam. Weronika jestem.- wyciągnęła do niego rękę.
Odwzajemnił uścisk, biorąc jej drobną dłoń w swoją dużą i ciepłą. Weronika jeszcze raz mu się przyjrzała. Skądś go znam?! Nie miała jednak odwagi zapytać.
- Wiem. Grzebaliśmy ci w torebce, bo chciałem sprawdzić gdzie można cię odtransportować. – No tak. Nie obrażam się o to. Powinnam ci podziękować, co też teraz czynię. Tak więc, dziękuję ci Przemku. Z całego serca, bo uchroniłeś mnie przed złem i rozpustą dzielnicy czerwonych latarni.
- Przyjmuję podziękowania. A teraz zjedz coś, bo o pustym żołądku cię nie wypuszczę. Tamte tosty były już zimne, ale zrobię nowe.- zaczął kręcić się po kuchni, po chwili postawił przed Weroniką talerz pełen pachnących tostów, Nutellę i dżem truskawkowy.
Posilali się w ciszy, którą przerwał dzwonek do drzwi.
Tytoń poszedł otworzyć.  Do mieszkania wparowała niska brunetka. Podbiegła do Weroniki i zaczęła ją obejmować przy okazji dziękując zszokowanemu Przemkowi w zlepku polskiego-holenderskiego-rosyjskiego i angielskiego.
- Jest pan bohaterem, gdyby nie pan to nie wiem co by się stało. – jedną ręką przytulała przyjaciółkę a drugą ściskała dłoń Tytonia. – A ty!- zwróciła się do Wery. Masz w cholerę rzucić do świństwo. Tytoń ci szkodzi!-tłumaczyła jak do dziecka.
Przemek zaśmiał się pod nosem, jednak nie umknęło to uwadze Alony.
- Pana to śmieszy?!
- Ależ skąd droga pani, po prostu przypomniałem sobie o czymś. I proszę mówić mi Przemek.
- Alona- podała mu dłoń.
- To może już chodźmy i będziesz na mnie krzyczeć w domu, dobrze?- Weronika spojrzała błagająco na przyjaciółkę. – Nie chcę już dłużej siedzieć Przemkowi na głowie.
Podeszła do niego i uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała.
- Dziękuję. I do zobaczenia.
- Do widzenia. – odwzajemnił jej uśmiech.
Po chwili został w mieszkaniu sam. 

czwartek, 27 września 2012

Rozdział 1


    Wieczór w knajpie „Red Bank”(czerwona sofa) w amsterdamskiej dzielnicy, czerwonych latarni zaczynał się dosyć późno. Na bramce przed wejściem dwóch rosłych karczków spojrzało oceniająco na grupkę młodych ludzi.
- Karty podkładowa macie?- łysek w zielonej koszulce łypnął do dwóch chłopaków z grupy.
- Co proszę?- zapytał blondyn  potrząsając kręconymi lokami, przyciętymi tak, żeby wyglądały na artystyczny nieład. W gruncie rzeczy był to przemyślany trik fryzjerski.
- Karty pokładowe, albo nie wchodzicie.- dodał drugi ochroniarz jeszcze paskudniejszy od tego pierwszego. Napompowane sterydami mięśnie sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały rozerwać koszulkę osobnika.
- Proszę.- wysoka brunetka podała jednemu z osiłków pięć czerwonych biletów, na wierzchu których widniała grafika czerwonej kanapy na której siedziała roznegliżowana kobieta, śmiało wyginająca swoje kształty.
Pierwszy bardziej kumaty  rzucił okiem na kartoniki a drugi odpinał sznur od bramki. Po chwili grupa przyjaciół mogła swobodnie wejść do pomieszczenia. Klub, przy okazji był też palarnią sziszy. Fajki wodne zajmowały miejsca pośrodku okrągłych stoliczków i lóż obitych czerwonymi tkaninami. Dla wymagających klientów były specjalne pokoje, gdzie można było rozłożyć się na miękkich poduszkach i oddać przyjemności palenia.
Wnętrze lokalu spowite było słodko- mdłym dymem o przeróżnych orientalnych i owocowych zapachach.
- Ależ to capi.- jęknęła niska brunetka poprawiając włosy, które od wilgoci zaczęły jej się mocno się kręcić. – Mało mamy dymu na barykadzie? Dzień w dzień gramy musical w którym dym jest chlebem powszednim. Wiecie jak nienawidzę takich miejsc.
- Spokojnie Alonko.- Ruben, blondyn o anielskich loczkach uśmiechnął się do niej ukazując klawiaturę bielutkich zębów.- Ty nie grasz w scenach barykadowych.
Alona spojrzała na niego wzrokiem morderczyni.
- A myślisz, że za kulisami nie czuć tego smrodu?
Sytuację próbowała ratować Dana i drugi z chłopaków Tim.  W musicalu grali zakochanych i tak też było w rzeczywistości. Oboje ciemnowłosi i ciemnoocy.
- Nie denerwuj Alony, Ruben. Skoro mówi, że ją to denerwuje to nie powinieneś z nią dyskutować. Tak ma być.- Dana uśmiechnęła się wesoło a w jej policzkach ukazały się dwa urocze dołeczki.
- Jak musi codziennie przebywać z palaczką, to się jej nie dziw. – dodał Tim.
Owa palaczka zrobiła teatralnie oburzoną minę i wystawiła język.
Pasmo jasnych włosów opadło jej na oczy a umalowane na czerwono usta, rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Lubię tytoń.- odpowiedziała machając paczką mentolowych Marlboro.
- A ja nie lubię Weroniko Piotrowno Fijałkowska!- Alona zabrała jej paczkę, chowając do swojej przepastnej torby, gdzie zmieściłby się maluch w częściach.
Weronika przez holenderskich przyjaciół zwana Werą, nie zrobiła sobie nic z utraty cennego dla siebie przedmiotu. A raczej przedmiotów. Palenie było dla niej rytuałem niemalże mistycznym. Papieros do kawy i po spektaklu, w czasie stresu i wtedy kiedy po prostu miała na niego ochotę.
- Jestem uzależniona od tytoniu!- odpowiedziała przekornie.- Wiesz, że nie noszę w torebce jednej paczki.
- Wiemy to!- odpowiedzieli przyjaciele unisono.
Całe towarzystwo wybuchło śmiechem. Po chwili rozgorzała dyskusja co robić dalej.
- Proponuję się napić. – Ruben tonem przywódczym skierował przyjaciół ku loży wciśniętej w najodleglejszy róg sali, gdzie disco- trzaski nie rozwalały bębenków a dym był dość rzadki.
- To idźcie a ja pójdę do toalety.- Weronika złapała swoją torebkę i zniknęła za filarem, gdzie znajdowała się główna burdel kanapa. Przepychała się przez gawiedź, snującą się ślimaczym tempem, to dla odmiany nadaktywną. Klub był palarnią tytoniu, ale w wyzwolonej Holandii a zwłaszcza w słynnym na całym świecie De Wallen(amsterdamska dzielnica czerwonych latarni) preferowało się raczej mocniejsze doznania. Trawka  czy jak kto woli marihuana była dostępna w  kilkudziesięciu jak nie kilkuset rodzajach. Od słabej wywołującej napady śmiechu po mocniejszy towar, wytwarzający halucynacje, oraz retrospekcje nie zawsze zgodne z przeszłością. Gdy Wera dotarła do damskiej toalety ta okazała się zatrzaśnięta.  Odczekała zwyczajowe pięć minut i załomotała pięścią w pomalowane na czerwono drzwi. Z wnętrza opieszale wytoczyły się dwie rozmazane dziewczyny chichoczące coś pod nosem.
Werka, która czuła silne parcie na pęcherz wleciała do środka, zapominając o torbie na podłodze. Minutę później zauważyła jej brak i szybko wyjrzała z ustronnego pomieszczenia.
- Szlag by to!- fuknęła kopiąc w drzwi. Jej poirytowanie okazało się bezpodstawne, bo torebka leżała tam gdzie ją pozostawiła. W myślach podziękowała aniołowi stróżowi i poczęła w niej grzebać. Gdzieś z tyłu głowy czuła zapalający się wskaźnik spadku nikotyny w organizmie. Alona zarekwirowała jej jedną paczkę, ale ona nie była taka głupia, żeby nie zabrać zapasowej. Za kosmetyczką leżała druga, napoczęta wcześniej paczuszka, z wciśniętą do środka różową zapalniczką z Hello Kitty.
Weronika rozpromieniła się jak słoneczko, gdy między ustami trzymała ów biały przedmiot pożądania. Drżącą ręką odpaliła papierosa, zaciągając się dymem. Niczym w starych hollywoodzkich filmach wyciągnęła go z ust, wypuszczając kłąb biało-szarego dymu. Czerwona szminka pozostawiła ślad ust na papierowej otoczce papierosa.
Na palenie rytualne nie było czasu, więc zrobiła jeszcze kilka zaciągnięć, po czym niedopałek wrzuciła do kosza na śmieci. Psiknęła w usta odświeżaczem, zagryzła Orbitką i poszła szukać znajomych. Nie uszła daleko, bo nagle wyraźny wcześniej, kolorowy korowód młodych ludzi zaczął jej się rozmywać, tworząc bezkształtny i rozmazany miraż. Głowa stawała się ciężka a wnętrze rozsadzało uczucie nie skrępowanej radości. To tak jakby nagle wewnętrzna tama, tłumiąca euforię nagle puściła i radość wesoło buzowała w jej wnętrzu.
Weronika zaśmiała się perliście i poczęła machać głową w takt piosenki. Ściągnęła żakiet, rzucając go na oparcie sofy, gdzie całowała się jakaś parka.
- Yeaaah! – młoda aktorka wyginała się na parkiecie, torebka tak pilnie wcześniej strzeżona, teraz leżała pod stołkiem barowym. Dwóch mięśniaków towarzyszyło dziewczynie, bezczelnie ją obmacując.
Nagle Wera potknęła się o kufel, który ktoś nieopatrznie porzucił na parkiecie. Przeleciała w powietrzu lądując pod nogami grupki mężczyzn.
- Ładny lot.- zachichotał jeden z nich pomagając poturbowanej dziewczynie wstać.
- Ale lalunia. – dodał drugi klepiąc tego pierwszego w ramie. Obaj rozmawiali po polsku. Do otępionej Weroniki dochodził sens ich słów.
- Mieliśmy się napić i poszukać Wasyla i Tytonia.- dodał trzeci z wyrzutem robiąc przy tym minę obrażonej panienki.
- Uspokój się Lewy! Marudzisz jak stara Zagulina. Przecież zaraz przyjdą i się napijemy, lepiej byś się za jakaś laską obejrzał. – pierwszy z grupki wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Piszczu nie stresuj chłopaka, wiesz że on nie lubi ganiać po klubach. Laska go rzuciła i wolałby popłakać w kąciku.- dodał drugi.
- Odszczekaj to Błaszczykowski!- ryknął Lewy. W jasnych oczach zalśniła furia. Nikt nie będzie mu wytykał braku partnerki.- Sam jesteś miglanc, już trzecia cię rzuciła.
- Ja ją rzuciłem!- zakpił Kuba.- Ciebie rzuciła laska.
- Och do cholery przestańcie pierdolić! Jesteśmy misiaczkami z Ajaxu, tak nas nazwały nasze nowe, holenderskie fanki.- uśmiechnął się do Weroniki, która próbowała zrozumieć sens ich słów. Słyszała każdego podwójnie i o zgrozo widziała tak samo.
-Witajcie misie kochane!- zza filaru wyłoniła się sylwetka naczelnego dowcipnisia reprezentacji a zarazem polskiego rzeźnika, czołgu i pewnie też niedźwiedzia, tygrysa i lamparta. Wasyl wyszczerzył w uśmiechu białe zęby. Wera przeraziła się, gdyż twarz z dość ostrymi rysami, w świetle dziennym potrafiąca wzbudzić grozę teraz dwoiła jej się i troiła. Była to interesująca facjata, ale dość niepokojąca zarazem. Zza  Wasyla wyłonił się wysoki, mężczyzna o włosach w kolorze ciemny blond.
Jednak  pod wpływem zapalonego przez Werę „papierosa” jawił jej się jako złocisty anioł o jasnych jak wiosenne niebo oczach w otoczeniu glorii.
- Anioł!- szepnęła i wyswobodziła się z uścisku Piszczka. Przylgnęła do swojego skrzydlatego i wtuliła się w jego klatkę piersiową.
- Uhuhuhu- zahukał Wasyl.- Przemusiu masz adoratorkę.
Trio zarechotało.
Przemek Tytoń, drugi bramkarz reprezentacji i nowa, niekwestionowana jedynka Ajaxu, spłonił się niczym dziewica. Nie lubił takich sytuacji. Żałował, że znalazł się w takim miejscu, po Euro liczba jego fanek wzrosła o 300 proc i nie czuł się z tym komfortowo. Poza tym Isabella będzie wściekła i znowu zrobi mu awanturę, że szlaja się po klubach.
- Kim pani jest?- zapytał po holendersku. Jasnowłosa dziewczyna spojrzała na niego niewiarygodnie błękitnymi oczyma i przytuliła się mocniej.- Weronika- odpowiedziała po polsku.
- To Polka!- zauważył inteligentnie Kuba.
- Chłopaki, ona jest zjarana! Popatrzcie jak się chwieje.
Weronika przestała się przytulać do swojego anielskiego przedstawiciela i zaczęła na zmianę śmiać się i płakać. Przemkowi zrobiło się jej żal. Wasyl też nie wyglądał na zadowolonego.
Kuba zauważył przedmiot walnięty pod jeden ze stołków barowych, po chwili szedł do nich z wielką, niebieską torebką.
- Patrzcie to może jej?- machając nią przed nosem Lewego.
Ten ostrożnie, jakby w środku była bomba, przejrzał zawartość. W osobnej przegródce znajdowały się dokumenty w skórzanym etui.
- Weronika Fijałkowska miejsce zamieszkania Wrocław.
- Wrocław?! A jak my ją do Wrocławia teraz zawieziemy?- Wasyl złapał się za głowę, podczas gdy do przetrząsania torby przyłączył się również Łukasz i Kuba. Nigdzie nie było telefonu komórkowego, w portfelu też nie było karteczki z miejscem, gdzie mogła zatrzymać się owa Weronika Fijałkowska. Tymczasem Przemek delikatnie przytulał do siebie łkającą dziewczynę, klepiąc ją pocieszająco po plecach.
- Ciii nie płacz, wszystko będzie dobrze. Zaopiekujemy się tobą.- otarł jej zapłakane oczy chusteczką, Weronika przestała płakać i spojrzała na niego jak na bohatera.
- Dziękuję ci aniele.- wyszeptała nadal odurzona świństwem, które ktoś wrzucił do jej paczki z papierosami.
- Patrzcie paczka fajek.- Kuba wyciągnął białe opakowanie.
- Ktoś jej podmienił te papierosy, patrzcie na nazwę. Marinex, to nie jest to świństwo po którym chłopaki z klubu rzygali całą noc?- zapytał Wasyl patrząc na trio pochylone nad torebką.
- To samo, sam kiedyś miałem w ustach. Potem Ewka zakazała mi wejścia do pokoju, bo trąciło ode mnie starym capem.- wzdrygnął się Łukasz Piszczek.
- No to sprawa wyjaśniona, ale pytanie co z nią robimy?- zapytał Lewy. – Przecież nie możemy jej tutaj zostawić.
Weronika spoglądała na każdego z osobna, mózg lekko otrzeźwiał, ale teraz dla odmiany czuła się tak niedobrze, że zrobiła się blada jak papier.
Przemek zauważył to i dźwignął ją jakby ważyła mniej niż piórko. Wyniósł blednącą dziewczynę przed lokal, wzrokiem szukając jakiejś ławki. Przy zejściu do kanału zaparkowała wodna taksówka, niewiele się namyślając wsiadł do niej z Werą w ramionach. Uśmiechnęła się do niego zamykając oczy. Powieki stały się ciężkie i pięć minut później spała smacznie w ramionach bramkarza. Długie rzęsy kładły cień na jej blade policzki. Przemek przytulił ją mocniej do siebie podając adres rechoczącemu taksiarzowi.
- Dziewczyna panu zaniemogła?- zapytał bezczelnie.
- Co to pana interesuje?- Tytoń uniósł głos. – Proszę zawieść nas pod ten adres i nie zadawać głupich pytań.
- Się wie szefuńciu, zaraz tam będziemy. Włączył silnik by po chwili sunąć po wodach jednego z sieci amsterdamskich kanałów. Przemek zamyślił się patrząc na mijane po drodze kamienice i światła ulicznych latarni odbijających się w ciemnej wodzie.
Co za chaos!- pomyślał i przykrył dziewczynę kurtką. 

Bohaterowie



Weronika Fijałkowska- 24 latka pracuje w amsterdamskim teatrze musicalowym-"Illusie". Nałogowa palaczka, od czego chce ją odwieść jej najlepsza przyjaciółka.













Przemysław Tytoń- 25 latek, drugi bramkarz Reprezentacji Polski, po Euro przeszedł z Eindhoven do Ajaxu Amsterdam.









Aleksy Hoffman- 28 latek prawnik od lat mieszkający w Holandii. Wnuk znanego, polskiego reżysera Jerzego Hoffmana. 
Spotyka się z Weroniką. 



Isabella van der Meyde- 23 latka, córka bogatego przemysłowca. Studiuje prawo. Dziewczyna Przemka Tytonia.












Marcin Wasilewski - 33 latek, stoper Reprezentacji Polski, razem z Przemkiem Tytoniem zasilił drużynę Ajaxu Amstedam.














Alona Sokołowa- 26 latka, aktorka teatru-"Illusie", z pochodzenia Rosjanka. Najlepsza przyjaciółka Weroniki.












Robert Lewandowski, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek- przed Euro nazywani trio z Dortmundu, teraz "Misiaczki z Ajaxu". Niepoprawni imprezowicze.







*Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa. Fabuła jest fikcją literacką.
Do zobrazowania wyglądu osób występujących w opowiadaniu wykorzystano twarze aktorów i aktorek.