Wieczór w knajpie „Red Bank”(czerwona sofa) w
amsterdamskiej dzielnicy, czerwonych latarni zaczynał się dosyć późno. Na
bramce przed wejściem dwóch rosłych karczków spojrzało oceniająco na grupkę
młodych ludzi.
- Karty podkładowa macie?- łysek w zielonej koszulce
łypnął do dwóch chłopaków z grupy.
- Co proszę?- zapytał blondyn potrząsając kręconymi lokami, przyciętymi
tak, żeby wyglądały na artystyczny nieład. W gruncie rzeczy był to przemyślany
trik fryzjerski.
- Karty pokładowe, albo nie wchodzicie.- dodał drugi
ochroniarz jeszcze paskudniejszy od tego pierwszego. Napompowane sterydami
mięśnie sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały rozerwać koszulkę osobnika.
- Proszę.- wysoka brunetka podała jednemu z osiłków
pięć czerwonych biletów, na wierzchu których widniała grafika czerwonej kanapy
na której siedziała roznegliżowana kobieta, śmiało wyginająca swoje kształty.
Pierwszy bardziej kumaty rzucił okiem na kartoniki a drugi odpinał sznur od bramki. Po chwili grupa przyjaciół mogła swobodnie wejść do pomieszczenia. Klub, przy okazji był też palarnią sziszy. Fajki wodne zajmowały miejsca pośrodku okrągłych stoliczków i lóż obitych czerwonymi tkaninami. Dla wymagających klientów były specjalne pokoje, gdzie można było rozłożyć się na miękkich poduszkach i oddać przyjemności palenia.
Pierwszy bardziej kumaty rzucił okiem na kartoniki a drugi odpinał sznur od bramki. Po chwili grupa przyjaciół mogła swobodnie wejść do pomieszczenia. Klub, przy okazji był też palarnią sziszy. Fajki wodne zajmowały miejsca pośrodku okrągłych stoliczków i lóż obitych czerwonymi tkaninami. Dla wymagających klientów były specjalne pokoje, gdzie można było rozłożyć się na miękkich poduszkach i oddać przyjemności palenia.
Wnętrze lokalu spowite było słodko- mdłym dymem o
przeróżnych orientalnych i owocowych zapachach.
- Ależ to capi.- jęknęła niska brunetka poprawiając
włosy, które od wilgoci zaczęły jej się mocno się kręcić. – Mało mamy dymu na
barykadzie? Dzień w dzień gramy musical w którym dym jest chlebem powszednim. Wiecie
jak nienawidzę takich miejsc.
- Spokojnie Alonko.- Ruben, blondyn o anielskich
loczkach uśmiechnął się do niej ukazując klawiaturę bielutkich zębów.- Ty nie
grasz w scenach barykadowych.
Alona spojrzała na niego wzrokiem morderczyni.
- A myślisz, że za kulisami nie czuć tego smrodu?
Sytuację próbowała ratować Dana i drugi z chłopaków
Tim. W musicalu grali zakochanych i tak
też było w rzeczywistości. Oboje ciemnowłosi i ciemnoocy.
- Nie denerwuj Alony, Ruben. Skoro mówi, że ją to
denerwuje to nie powinieneś z nią dyskutować. Tak ma być.- Dana uśmiechnęła się
wesoło a w jej policzkach ukazały się dwa urocze dołeczki.
- Jak musi codziennie przebywać z palaczką, to się
jej nie dziw. – dodał Tim.
Owa palaczka zrobiła teatralnie oburzoną minę i
wystawiła język.
Pasmo jasnych włosów opadło jej na oczy a umalowane
na czerwono usta, rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Lubię tytoń.- odpowiedziała machając paczką
mentolowych Marlboro.
- A ja nie lubię Weroniko Piotrowno Fijałkowska!-
Alona zabrała jej paczkę, chowając do swojej przepastnej torby, gdzie
zmieściłby się maluch w częściach.
Weronika przez holenderskich przyjaciół zwana Werą,
nie zrobiła sobie nic z utraty cennego dla siebie przedmiotu. A raczej
przedmiotów. Palenie było dla niej rytuałem niemalże mistycznym. Papieros do
kawy i po spektaklu, w czasie stresu i wtedy kiedy po prostu miała na niego
ochotę.
- Jestem uzależniona od tytoniu!- odpowiedziała
przekornie.- Wiesz, że nie noszę w torebce jednej paczki.
- Wiemy to!- odpowiedzieli przyjaciele unisono.
Całe towarzystwo wybuchło śmiechem. Po chwili
rozgorzała dyskusja co robić dalej.
- Proponuję się napić. – Ruben tonem przywódczym
skierował przyjaciół ku loży wciśniętej w najodleglejszy róg sali, gdzie disco-
trzaski nie rozwalały bębenków a dym był dość rzadki.
- To idźcie a ja pójdę do toalety.- Weronika złapała
swoją torebkę i zniknęła za filarem, gdzie znajdowała się główna burdel kanapa.
Przepychała się przez gawiedź, snującą się ślimaczym tempem, to dla odmiany
nadaktywną. Klub był palarnią tytoniu, ale w wyzwolonej Holandii a zwłaszcza w
słynnym na całym świecie De Wallen(amsterdamska dzielnica czerwonych latarni)
preferowało się raczej mocniejsze doznania. Trawka czy jak kto woli marihuana była dostępna w kilkudziesięciu jak nie kilkuset rodzajach. Od
słabej wywołującej napady śmiechu po mocniejszy towar, wytwarzający
halucynacje, oraz retrospekcje nie zawsze zgodne z przeszłością. Gdy Wera
dotarła do damskiej toalety ta okazała się zatrzaśnięta. Odczekała zwyczajowe pięć minut i załomotała
pięścią w pomalowane na czerwono drzwi. Z wnętrza opieszale wytoczyły się dwie
rozmazane dziewczyny chichoczące coś pod nosem.
Werka, która czuła silne parcie na pęcherz wleciała
do środka, zapominając o torbie na podłodze. Minutę później zauważyła jej brak
i szybko wyjrzała z ustronnego pomieszczenia.
- Szlag by to!- fuknęła kopiąc w drzwi. Jej
poirytowanie okazało się bezpodstawne, bo torebka leżała tam gdzie ją
pozostawiła. W myślach podziękowała aniołowi stróżowi i poczęła w niej grzebać.
Gdzieś z tyłu głowy czuła zapalający się wskaźnik spadku nikotyny w organizmie.
Alona zarekwirowała jej jedną paczkę, ale ona nie była taka głupia, żeby nie
zabrać zapasowej. Za kosmetyczką leżała druga, napoczęta wcześniej paczuszka, z
wciśniętą do środka różową zapalniczką z Hello Kitty.
Weronika rozpromieniła się jak słoneczko, gdy między
ustami trzymała ów biały przedmiot pożądania. Drżącą ręką odpaliła papierosa,
zaciągając się dymem. Niczym w starych hollywoodzkich filmach wyciągnęła go z
ust, wypuszczając kłąb biało-szarego dymu. Czerwona szminka pozostawiła ślad
ust na papierowej otoczce papierosa.
Na palenie rytualne nie było czasu, więc zrobiła
jeszcze kilka zaciągnięć, po czym niedopałek wrzuciła do kosza na śmieci.
Psiknęła w usta odświeżaczem, zagryzła Orbitką i poszła szukać znajomych. Nie
uszła daleko, bo nagle wyraźny wcześniej, kolorowy korowód młodych ludzi zaczął
jej się rozmywać, tworząc bezkształtny i rozmazany miraż. Głowa stawała się
ciężka a wnętrze rozsadzało uczucie nie skrępowanej radości. To tak jakby nagle
wewnętrzna tama, tłumiąca euforię nagle puściła i radość wesoło buzowała w jej
wnętrzu.
Weronika zaśmiała się perliście i poczęła machać
głową w takt piosenki. Ściągnęła żakiet, rzucając go na oparcie sofy, gdzie całowała
się jakaś parka.
- Yeaaah! – młoda aktorka wyginała się na parkiecie,
torebka tak pilnie wcześniej strzeżona, teraz leżała pod stołkiem barowym.
Dwóch mięśniaków towarzyszyło dziewczynie, bezczelnie ją obmacując.
Nagle Wera potknęła się o kufel, który ktoś nieopatrznie
porzucił na parkiecie. Przeleciała w powietrzu lądując pod nogami grupki
mężczyzn.
- Ładny lot.- zachichotał jeden z nich pomagając
poturbowanej dziewczynie wstać.
- Ale lalunia. – dodał drugi klepiąc tego pierwszego
w ramie. Obaj rozmawiali po polsku. Do otępionej Weroniki dochodził sens ich
słów.
- Mieliśmy się napić i poszukać Wasyla i Tytonia.-
dodał trzeci z wyrzutem robiąc przy tym minę obrażonej panienki.
- Uspokój się Lewy! Marudzisz jak stara Zagulina.
Przecież zaraz przyjdą i się napijemy, lepiej byś się za jakaś laską obejrzał. –
pierwszy z grupki wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Piszczu nie stresuj chłopaka, wiesz że on nie lubi
ganiać po klubach. Laska go rzuciła i wolałby popłakać w kąciku.- dodał drugi.
- Odszczekaj to Błaszczykowski!- ryknął Lewy. W
jasnych oczach zalśniła furia. Nikt nie będzie mu wytykał braku partnerki.- Sam
jesteś miglanc, już trzecia cię rzuciła.
- Ja ją rzuciłem!- zakpił Kuba.- Ciebie rzuciła laska.
- Och do cholery przestańcie pierdolić! Jesteśmy
misiaczkami z Ajaxu, tak nas nazwały nasze nowe, holenderskie fanki.-
uśmiechnął się do Weroniki, która próbowała zrozumieć sens ich słów. Słyszała
każdego podwójnie i o zgrozo widziała tak samo.
-Witajcie misie kochane!- zza filaru wyłoniła się
sylwetka naczelnego dowcipnisia reprezentacji a zarazem polskiego rzeźnika,
czołgu i pewnie też niedźwiedzia, tygrysa i lamparta. Wasyl wyszczerzył w
uśmiechu białe zęby. Wera przeraziła się, gdyż twarz z dość ostrymi rysami, w
świetle dziennym potrafiąca wzbudzić grozę teraz dwoiła jej się i troiła. Była
to interesująca facjata, ale dość niepokojąca zarazem. Zza Wasyla wyłonił się wysoki, mężczyzna o włosach
w kolorze ciemny blond.
Jednak pod wpływem zapalonego przez Werę „papierosa” jawił jej się jako złocisty anioł o jasnych jak wiosenne niebo oczach w otoczeniu glorii.
Jednak pod wpływem zapalonego przez Werę „papierosa” jawił jej się jako złocisty anioł o jasnych jak wiosenne niebo oczach w otoczeniu glorii.
- Anioł!- szepnęła i wyswobodziła się z uścisku Piszczka.
Przylgnęła do swojego skrzydlatego i wtuliła się w jego klatkę piersiową.
- Uhuhuhu- zahukał Wasyl.- Przemusiu masz
adoratorkę.
Trio zarechotało.
Przemek Tytoń, drugi bramkarz reprezentacji i nowa,
niekwestionowana jedynka Ajaxu, spłonił się niczym dziewica. Nie lubił takich
sytuacji. Żałował, że znalazł się w takim miejscu, po Euro liczba jego fanek
wzrosła o 300 proc i nie czuł się z tym komfortowo. Poza tym Isabella będzie
wściekła i znowu zrobi mu awanturę, że szlaja się po klubach.
- Kim pani jest?- zapytał po holendersku. Jasnowłosa
dziewczyna spojrzała na niego niewiarygodnie błękitnymi oczyma i przytuliła się
mocniej.- Weronika- odpowiedziała po polsku.
- To Polka!- zauważył inteligentnie Kuba.
- Chłopaki, ona jest zjarana! Popatrzcie jak się
chwieje.
Weronika przestała się przytulać do swojego
anielskiego przedstawiciela i zaczęła na zmianę śmiać się i płakać. Przemkowi
zrobiło się jej żal. Wasyl też nie wyglądał na zadowolonego.
Kuba zauważył przedmiot walnięty pod jeden ze
stołków barowych, po chwili szedł do nich z wielką, niebieską torebką.
- Patrzcie to może jej?- machając nią przed nosem
Lewego.
Ten ostrożnie, jakby w środku była bomba, przejrzał
zawartość. W osobnej przegródce znajdowały się dokumenty w skórzanym etui.
- Weronika Fijałkowska miejsce zamieszkania Wrocław.
- Weronika Fijałkowska miejsce zamieszkania Wrocław.
- Wrocław?! A jak my ją do Wrocławia teraz
zawieziemy?- Wasyl złapał się za głowę, podczas gdy do przetrząsania torby
przyłączył się również Łukasz i Kuba. Nigdzie nie było telefonu komórkowego, w
portfelu też nie było karteczki z miejscem, gdzie mogła zatrzymać się owa
Weronika Fijałkowska. Tymczasem Przemek delikatnie przytulał do siebie łkającą
dziewczynę, klepiąc ją pocieszająco po plecach.
- Ciii nie płacz, wszystko będzie dobrze. Zaopiekujemy się tobą.- otarł jej zapłakane oczy chusteczką, Weronika przestała płakać i spojrzała na niego jak na bohatera.
- Ciii nie płacz, wszystko będzie dobrze. Zaopiekujemy się tobą.- otarł jej zapłakane oczy chusteczką, Weronika przestała płakać i spojrzała na niego jak na bohatera.
- Dziękuję ci aniele.- wyszeptała nadal odurzona
świństwem, które ktoś wrzucił do jej paczki z papierosami.
- Patrzcie paczka fajek.- Kuba wyciągnął białe
opakowanie.
- Ktoś jej podmienił te papierosy, patrzcie na
nazwę. Marinex, to nie jest to świństwo po którym chłopaki z klubu rzygali całą
noc?- zapytał Wasyl patrząc na trio pochylone nad torebką.
- To samo, sam kiedyś miałem w ustach. Potem Ewka zakazała
mi wejścia do pokoju, bo trąciło ode mnie starym capem.- wzdrygnął się Łukasz
Piszczek.
- No to sprawa wyjaśniona, ale pytanie co z nią
robimy?- zapytał Lewy. – Przecież nie możemy jej tutaj zostawić.
Weronika spoglądała na każdego z osobna, mózg lekko
otrzeźwiał, ale teraz dla odmiany czuła się tak niedobrze, że zrobiła się blada
jak papier.
Przemek zauważył to i dźwignął ją jakby ważyła mniej
niż piórko. Wyniósł blednącą dziewczynę przed lokal, wzrokiem szukając jakiejś
ławki. Przy zejściu do kanału zaparkowała wodna taksówka, niewiele się
namyślając wsiadł do niej z Werą w ramionach. Uśmiechnęła się do niego
zamykając oczy. Powieki stały się ciężkie i pięć minut później spała smacznie w
ramionach bramkarza. Długie rzęsy kładły cień na jej blade policzki. Przemek
przytulił ją mocniej do siebie podając adres rechoczącemu taksiarzowi.
- Dziewczyna panu zaniemogła?- zapytał bezczelnie.
- Co to pana interesuje?- Tytoń uniósł głos. –
Proszę zawieść nas pod ten adres i nie zadawać głupich pytań.
- Się wie szefuńciu, zaraz tam będziemy. Włączył
silnik by po chwili sunąć po wodach jednego z sieci amsterdamskich kanałów.
Przemek zamyślił się patrząc na mijane po drodze kamienice i światła ulicznych
latarni odbijających się w ciemnej wodzie.
Co za chaos!- pomyślał i przykrył dziewczynę kurtką.
Co za chaos!- pomyślał i przykrył dziewczynę kurtką.
Ojej, Pzemo ma swoje opko teraz! Jak fajnie! I Wasylek tam jest! Ej, a to nie ty piszesz takie czaderskie opko o Kubulku Błaszczykowskim?
OdpowiedzUsuńTo pisałam ja, Pysiulka, ale wtopa zapomniałam się podpisac, hihi :)))
OdpowiedzUsuńOooo, no, nie powiem, ciekawe :D Czkeam na kolejny. -Wiks.
OdpowiedzUsuńOooo, super, Wera troche z dobrego profilu to się nie zaprezentowałam. Przemek jest słodki i czekam na kolejne, jeśli moga bys informuj mnie na moim blogu.
OdpowiedzUsuńZarąbiste. ;d Przemek bohaterem, on ma to chyba we krwi. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!!!!!
Wiem, wiem, dziś juz komentowalam ale isze z informacją niecierpiącej zwłoki zapraszam na nory rozdział na http://taniec-igly-i-nitki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowość na: http://robert-lewandowski-opowiadanie.blogspot.com/. Zapraszam ;)).
OdpowiedzUsuńZaintrygował mnie Twój pomysł i muszę przyznać, że styl pisania mas zna poziomie. Co więcej kształtujesz ciekawe charaktery piłkarzy, wielbię ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, informuj na www.karmisz-zludzeniami.blog.onet.pl
Jednopart nr 3, na: http://once-story.blogspot.com/. Zapraszam ;))
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń