wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 14



  Rozdział 14
„Tęsknię za sobą, kiedy nie znałam bólu. Tęsknię za pustką, w której nie znałam miłości. Tęsknię za czasem, kiedy mogłam powiedzieć, że jeszcze nigdy nie tęskniłam”

    Weronika wyszła z hali przylotów wpadając prosto w stęsknione ramiona ojca.
Krzysztof Keller przytulił najstarszą córkę, głaszcząc ją po jasnych lokach. Dziewczyna spojrzała na przystojnego bruneta, którego włosy gdzieniegdzie przecinało srebrzyste pasmo.
W łagodnych, piwnych oczach trenera Śląska Wrocław, widać było morze miłości, którym obdarzył córkę odkąd razem ze swoją żoną Agatą postanowił ją adoptować.
- Jak ci minął lot Weroniczko?- zapytał biorąc od niej wózek z bagażami.
Dziewczyna spojrzała na ojca ze łzami w oczach.
- Znośnie, ale cały lot myślałam o babci. Jak ona się czuje?
- Niestety bez zmian. Teraz są przy niej Agata i Natalia. Zawiozę cię do domu, przebierzesz się, zjesz coś i odwiedzisz babcię.
- Nie! Chcę jechać do niej od razu.- Wera zaprotestowała żywiołowo.
Ojciec nie oponował, nie chciał kłócić się z córką. Wiedział, że najbardziej ze wszystkich przeżywa chorobę Antoniny.  Była jedynym ogniwem łączącym ją ze swoimi prawdziwymi rodzicami. Jej rodzona matka Nicoletta od urodzenia była sierotą a ojciec Maksa i mąż Antoniny umarł przedwcześnie na raka wątroby.
Wera kochała swoich przybranych rodziców, ale więź z babką była dla niej wyjątkowa. Miała tę świadomość, że przynależy do kogoś, że nie była znajdą a kochanym i upragnionym dzieckiem. Antonina kochała również Natalkę, żadnej z wnuczek nie faworyzowała, taki sam stosunek do dziewczynek mieli również rodzice Agaty i Krzysztofa.
Keller otworzył bagażnik wkłądając do środka bagaże córki. Weronika tymczasem wsiadła na miejsce pasażera zapinając pasy. Ojciec płynnie włączył się w ruch drogowy, kierując się do Akademickiego Szpitala Specjalistycznego.
Dwadzieścia minut później zajechali pod placówkę medyczną.
Na oddziale kardiologicznym panował senny nastrój, długi korytarz rozwidlał się na samym końcu. Przy jednej z sal  siedziały cztery osoby. Agata Keller z córką Natalią, oraz rodzice jej męża Maria i Władysław.
Weronika przywitała się ze wszystkimi, babcia Maria załamywała ręce nad chudością wnuczki, matka zaś głaskała ją delikatnie po głowie.
Po paru minutach dziewczyna uspokoiła się na tyle, że mogła wejść do sali.
Pomieszczenie było wypełnione aparaturą medyczną do której była podłączona Antonina Fijałkowska. Drobna staruszka o siwych kręconych włosach,niegdyś w kolorze pszenicznego blondu wyglądała jakby zapadła w przyjemny sen. Na jej twarzy nie było oznak bólu ani cierpienia.
Weronika ze łzami w oczach podeszła do babci łapiąc ją za drobną dłoń.
- Babciu, babciu… - rozpłakała się a jej łzy moczyły białą szpitalną pościel.- Nie odchodź!  Tak bardzo cię kocham, nie zostawiaj mnie.- przytuliła się do drobnego ciała staruszki.
Nagle poczuła na głowie czyjąś dłoń. Zerwała się patrząc w otwarte, błękitne oczy Antoniny.
- Weroniczko to ty? Czekałam na ciebie.- wyszeptała kobieta.- Musisz być silna dziecinko. Ja nie umrę. Nie mogę tego zrobić! Obiecałam twojemu ojcu że zawsze będę się tobą opiekowała. – poklepała ją po ręce.
Do sali wszedł lekarz prowadzący. Wysoki mężczyzna z zaczesanymi w kitkę, kręconymi włosami z oczami o najpiękniejszym odcieniem błękitu jaki kiedykolwiek widziała.
Posłał dziewczynie pokrzepiający uśmiech.
- Dzień dobry. Nazywam się Jan Kamiński i jestem lekarzem prowadzącym. Pani babcia przeszła zawał, ale nie był na tyle rozległy, że trzeba było operować. Pani Antonina jest bardzo silna i myślę, że organizm przyjmie leki. Ale musi zostać tu przynajmniej tydzień a potem dużo odpoczywać. Zawsze powtarzam rodzinie, że muszą być w formie żeby opiekować się chorym. Rozmawiałem z pani rodzicami i dowiedziałem się, że dopiero co pani przyleciała. Proszę pojechać do domu, my dobrze zaopiekujemy się babcią.- powiedziawszy to uśmiechnął się jeszcze raz.
Weronika nie wiedziała dlaczego, ale Jan Kamiński wzbudził w niej duże zaufanie. Pojechała do domu rodziców rzucając się na łóżko i zapadając w zdrowy sen.
Dwa tygodnie później…

    Dom Przemka Tytonia nawiedzili jego kumple w składzie Piszczu, Kuba i Lewy. Wasyl miał dołączyć później, gdyż na dzisiaj wykupił bilet na Nędzników.
Misiaczki postanowiły wyrwać kumpla z matni do której wpadł zaraz po wyjeździe Weroniki. W tym celu zaordynowali whisky i pizzę oraz granie w najnowszą wersję FiFy.
Tytoń zgodził się nie chcąc robić im przykrości. Przez pierwszy tydzień zasypał Werę milionami mailów, na które nie odpowiedziała. Codziennie zamęczał Alonę, jedyną osobę od której mógł cokolwiek się dowiedzieć. Aktorka wyjaśniła, ze przyjaciółka wzięła trzy tygodnie wolnego i chce spędzić je z babcią. Potem będzie musiała wrócić na próby do nowego musicalu. Haar łaskawie zgodził się nie egzekwować kary jaką na nią nałożył.
- Przemku przynieś szkło to naleję.- Piszczu pokazał butelkę Johnny Walkera.
Bramkarz poczłapał do kuchni przynosząc cztery kieliszki do whisky.
Kuba z Lewym rzucili się na grę. Kłócili się jak zwykle kto ma grać Realem.
- Ja  będę grać Realem!- Lewy przestawiał coś w grze.  Kuba walnął go w ramię.
- Nie bo ja chcę grać!
- Miałem propozycję przejścia do Realu!- odpowiedział  Lewandowski.
- Ty? Do Realu? Chyba po piwo!- zaśmiał się Błaszczykowski.
- Spokój misie!- Piszczek wkroczył pomiędzy dwóch kolegów. Wyglądali jak dwa nieopierzone koguty, które biją się o kurę.
- Żaden nie będzie grał Realem. Kubulek zagra Manchesterem a Lewy  Chelsea. Kapiszi?
Chłopaki spuścili potulnie głowy i włączyli grę.
Tymczasem Łukasz nalał Przemkowi obfitą porcję trunku.
- Napij się chłopie, bo widzę że tego potrzebujesz. Kobieta?
- Skąd wiesz? – zapytał bramkarz.
- Żartujesz sobie? Snujesz się od dwóch tygodni, grasz jak wściekła bestia i przestałeś żartować. Martwimy się o ciebie. Wasyl nabrał wody w usta, powiedział że masz problemy ale nie jest w jego kompetencjach żeby rozpowiadać o tym.
- Świetny z niego kumpel. Z was zresztą też. Napijmy się.
Stuknęli się szkłem, po chwili dołączyli do nich Kuba i Lewy.
Godzinę później do mieszkania zawitał Wasyl. Chłopcy mieli nieźle w czubie. Lewy i Kuba spali na kanapie w czułych objęciach a Tytoń żalił się Piszczkowi.
- Fiesz co stary? Jestem do dupy! Ona mie nie kce! Fiesz?
- No fiem Tytku, fiem. Moja Efka tesz tak zrobiła! Hik! Ale potem byli…byliśmy rasem! Kocham jom!- wyznał Łukasz.
- Ja Were też kocham! – odparł żarliwie Tytoń.
Wasyl obserwował ich z progu nie wiedząc czy się załamać czy zacząć śmiać.
Przemek z Piszczkiem nadal bulgotali przerzucając się życiowym doświadczeniem, podczas gdy Kuba przebudził się wyrywając z objęć Lewego.
- O Jezusie! Gdzie są kluczyki do czołgu?!- jęknął macając się po kieszeniach.
- SSssso?- zapytali Piszczu i Tytek. Lewy ani drgnął chrapiąc donośnie.
- No te do bulbatora!
- Ssso on pierdoli?- Łukasz złapał za kieliszek, który wyleciał mu z rąk spadając na puszysty dywan.
Wasyl postanowił interweniować.
- Chłopaki macie już dość. Koniec imprezy. Kuba do pokoju gościnnego, Tytek do siebie, Lewego zostawiamy na kanapie a ty Piszczu jedziesz ze mną. Ewa się będzie niecierpliwić.
- Ale ja kce zostać!- jęknął Piszczek.- Muszę być z Tytusiem!
- Tytuś będzie w dobrych rękach.- poklepał go po głowie.
Kuba poczłapał do gościnnego, Lewy spał kamiennym snem a Przemek zamknął się w sypialni.
Wasyl odwiózł ululanego Piszczka, zataczając go do sypialni. Wdzięczna mu Ewka ucałowała go w policzek.
- Dzięki Ci Wasylu. Te zapijaczone mordy jak zwykle narozrabiały.
Dzień później.
Jasne światło wdarło się do sypialni świecąc prosto w oczy Tytonia.
Mężczyzna obudził się z potężnym kacem, obok łóżka stała butelka z wodą i środkiem przeciwbólowym. Szybko połknął medykament i popił, czując się jakby mózg odmawiał mu posłuszeństwa.
- Ja pierdolę.-wyrwało mu się gdy człapał do łazienki.
Po załatwieniu pilnej potrzeby fizjologicznej i wykąpaniu się poszedł robić śniadanie. Lewy spał na kanapie w salonie nie zmieniając pozycji w jakiej zasypiał. Zamiast obejmować Błaszczykowskiego, trzymał w ramionach poduszkę.
Przemek włączył ekspres czekając na kawę.
Po chwili rozległ się dźwięk telefonu komórkowego.
- Halo?
- Przemek? Z tej strony Alona. Jesteś w stanie za godzinę być na lotnisku? Weronika przylatuje!
Po ostatnim zdaniu kac przeszedł mu całkowicie.
- Tak! Już się ubieram!- rozłączył się.
Godzinę później stał swoim samochodem na po drugiej stronie ulicy, przy którym stał budynek lotniska.
Z bukietem żółtych tulipanów czekał na pojawienie się Weroniki. Musiał jej wszystko wyjaśnić, zapewnić że to nie był jednorazowy seks i bardzo mu na niej zależy.
Dziewczyna pojawiła się w drzwiach.
Serce podskoczyło jej z radości, że go widzi. Chciała z nim porozmawiać.
Patrzyła prosto w jego oczy, nie zauważając rozpędzonego taksówkarza. Auto uderzyło w idącą dziewczynę wyrzucając ją w powietrze jak bezwładny worek.
Leżała w kałuży krwi z wykręconą nogą bez przytomności.
Przemek wyrzucił kwiaty biegnąc do ukochanej. Dotykał jej bezwładnych rąk i sinej twarzy patrząc na wszystko z przerażeniem.
- Weronika! Obudź się kochana proszę cię!
Nie obudziła się. 
________________________________________________________________
Błagam nie zabijajcie mnie! Od dawna planowałam ten wypadek i ten rozdział był do tego najlepszy. 
Ale nie martwcie się Weronika przeżyje. 
                                                                              Pozdrawiam :)

12 komentarzy:

  1. To masz szczęście bo bym cię zabiła za to...
    Zajebista notka...
    Czekam na next..;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurde, dobrze, że napisałaś, ze Weroniczka przeżyje, bo ja prawie zawału dostałam! Mam na ścianie taki plakat z Wasylkiem, akurat zaraz przy łóżku i normalnie o mało bym nie napluła na ten plakat albo sobie na lapa herbatą!!!! Myślałam, że ją tak na śmierć!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. RETY NO, masz szczęscie, że napisałas, że przeżyje, bo serce już miałam w gardle.
    Hahah pijane Misiaczki, genialne :D
    Przemo na pewno będzie przy Werze cały czas, bo sądząc po wyapdku to chwilę w szpitalu poleży kobietka..
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh ...zmieniłaś styl pisania .?
    Jakoś tak mi się zdaje ...
    Dobrze , że przeżyje ... bo jak nie to się tam przejdę :D
    Pierdziele ... jakie emocje były :D muszę ochłonąć :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chcę ci grozić... ale już nie żyjesz!:) Biedna Weronika...
    Najbardziej mnie rozwalił czołg Kuby ale cóż, ma prawko, to niech jeździ czym chce! Ja się w to nie mieszam:)
    Do następnego!
    Wariatka

    OdpowiedzUsuń
  6. Z żółtymi tulipanami do dziewczyny, którą się kocha? Oh... Przemku zły wybór, trzeba był wziąć białe albo czerwone. :)
    No przepraszam bardzo, ale jeżeli Weronika... hm... no... została potrącona, to ja nie wiem... Chociaż z jednej strony pewnie Tytoń będzie się łasił koło niej, kiedy ona będzie leżała w szpitalu...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawie dostałam zawału pod koniec rozdziału! I nawet rymuję xD Rozdział jak zwykle genialny, bardzo dobrze że Wera przeżyje bo było by słabo ;)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, ale z tej Weroniki fajtłapa! Ciągle w opresjach i teraz nawet Tytoń już nie pomógł. Urgh, mam nadzieję, że później będzie nieco przyjemniej, bo na razie to strasznie ją katujesz, kochana :D Upite Misiaczki to najsłodsze Misiaczki. Bogu dzięki za ogarniętego Wasyla, bo bez niego to byliby biedni.

    OdpowiedzUsuń
  9. Narąbane misiaczki to fajne misiaczki <3
    Naprawdę lubię rozmawiać z pijanymi ludźmi, którzy nie zachowują się agresywnie :D
    Nie ma to jak wsparcie kolegów i dywagacje z alkoholem.
    Tylko dlaczego? Dlaczego ta cholerne taksówka ? ;/
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowna była scena, jak się upijali - " Lewy i Kuba spali na kanapie w czułych objęciach" - cudownie by to musiało wygladać ;) A jak Przemek z Weroniką wreszcie chcieli pogadać, to oczywiście coś musiało im przeszkodzić. Standard.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uff. Dobrze, że przeżyje :)
    Akcja w domu Przemka była po prostu mega :D
    A miśki są takie słodkie :))

    Od dawna obserwuję twoje blogi, ale dopiero teraz założyłam swojego i zostawiam komentarz.
    Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam :*

    Zapraszam do siebie :) http://moje-serce-bije-dla-ciebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. he he, kluczyki do bulbatora - umarłam . no tak, dać dzieciom alkohol, hi hi, dobrze ze Wera przezyje, czekam na następny i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń