wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 11



Nie jesteś sama, nie jesteś sama
Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas…

Nadszedł dzień meczu towarzyskiego artystów (włączając celebrytów) z politykami. Szatnia przed spotkaniem huczała, aktorzy i twarze telewizji motywowali się nawzajem.  W drużynie Weroniki i Alony znalazły się jeszcze dwie kobiety piosenkarka i prowadząca wieczorny dziennik. Drużyna polityków posiadała panią sztuk jeden grającą w ataku. 
Przemek z Wasylem i triem zasiedli na trybunach. Misiaczki zabrały ze sobą chipsy, popcorn i puszki. z Coca Colą.
- Zapowiada się fajowe widowisko. – Lewy z charakterystycznym pstryknięciem otworzył puszkę z napojem. Uśmiechnął się przy tym cwaniacko, bo dostała mu się ta ze swoją własną podobizną.
- Amatorzy.- zakpił Kuba. – Baby nie powinny wyłazić na boisko, bo jeszcze sobie nogi połamią.
Piszczek pacnął przyjaciela w czerep.
- Debil. Jesteś zazdrosny bo trenowałeś tego ichniego Lisa z telewizji. Facet ma żółte zęby i trzy włosy na krzyż. Nie to co Wasyl i Przemek oni mieli całkiem fajne kobitki, szczególnie ta Weronika. Poznałem, że grała tę nędzarkę z Uliczników.
- Nędzników- poprawił go Wasyl.
- No fajna dupa-  skomentował Lewandowski z ustami pełnymi popcornu.
Przemek miał ochotę strzelić mu w twarz.
- Powiedz o niej tak jeszcze raz a wsadzę ci ten kubeł na łeb.- wysyczał do kolegi z drużyny. Kuba zamarł z chipsem w ręku, Piszczek wytrzeszczył  oczy a Wasyl zachichotał.
- Nie denerwuj się Przemku. Napatrzył się na tę niemiecką gwiazdę z cyckami to wszystkich mierzy jedną miarą. Poza tym wyczuwam wpływ Wojtusia. Pamiętacie tę historię z zarywaniem dup na drogi samochód? – Wasyl spojrzał na towarzystwo. Piszczek w lot podłapał temat. Nie przepadał za Szczęsnym, odkąd ten doniósł na niego ówczesnemu trenerowi.
- Wiecie, Wojtuniowi Michał Anioł gęby dłutem nie haratał, więc dupy…przepraszam dziewczyny rwie na samochody. Ale widziałeś tę jego ostatnią raszplę? Jak nic kuzynka Jolanty Rutowicz. Moja Ewka twierdziła, że ta jego niunia uczyła ją jak namalować liverpoolskie brwi. Kobieta mi prawie ze śmiechu zeszła.
- A co to są te liverpoolskie brwi?- zapytał Błaszczykowski.
- Namalowane czarną kredką, długie na pół czoła. Do tego obowiązkowa solarka i ciemny puder. – Piszczek rzekł tonem mentora.
- Dobra chłopaki. Mordy w kubeł bo mecz się zaczyna.- Wasyl tonem kapitańskim uciszył towarzystwo.- Pogadacie sobie potem.
Mecz zaczął się czasowo przy czym połowy z czterdziestu pięciu minut zostały skrócone do trzydziestu. Weronika przez pierwsze piętnaście nudziła się jak mops. Okazało się, że artyści mają więcej siły niż politycy i właściwie pojedynek rozgrywa się na drugiej połowie boiska. Bramkarz polityków miał ręce pełne roboty. W dwudziestej minucie Alona zdołała trafić do bramki przeciwników, jednak politycy szybko zorganizowali kontrę. Jeden z polityków dostał z korka w głowę.. Sędzia podyktował karnego.
Weronika zamarła. Wezwała w duchu wszystkie bóstwa opiekuńcze.
Facet, który miał strzelać do jej bramki miał ponad dwa metry. Fijałkowska przygotowała się psychicznie i fizycznie. Ciało napięło się w oczekiwaniu, gwar z trybun ucichł na moment.
Polityk zrobił rozbieg i strzelił w prawy róg, Weronika zamknęła oczy rzucając się dokładnie w tor lotu futbolówki. Wybiła piłkę wpadając w kałużę, powstałą z ulewy przed meczem. Trybuny ryknęły entuzjazmem.
Misiaczki zakrzyknęli wysypując popcorn a Przemek klaskał uradowany.
W drugiej połowie do bramki wszedł aktor telenowelowy, podczas gdy Weronika przebierała się w służbowy strój. Musiała jechać na popołudniowy spektakl Nędzników. Jej zmienniczka  dostała półpaśca.
Fijałkowska żałowała, że nie zdążyła przywitać się z Tytoniem ani mu podziękować. A miała za co.
Od akcji pod teatrem codziennie dzwonił i pytał o zdrowie. Na treningach był kochany i przyjacielski. Czasami przecierała oczy ze zdumienia, że spotkała przeciwieństwo Hoffmana.
Amsterdam o tej porze był wyludniony. Listopadowa niedziela po południu nie nastrajała do spacerów a ruch wracających zza miasta miał wzmóc się za kilka godzin.
Wera wpadła do teatru zziajana. Charakteryzatorki szybko wykonały swoją robotę i młoda aktorka mogła z marszu wcielić się w rolę Eponine.
Kątem oka dostrzegła w pierwszym rzędzie Aleksego. Uśmiechał się szyderczo a jego wzrok pałał żądzą mordu.
Weronikę sparaliżowało. Podczas On my own zapomniała tekstu i szyła niemiłosiernie. Nie mogła doczekać się sceny śmierci, żeby nie widzieć okropnej twarzy swojego jeszcze nie eks chłopaka. Jeszcze się z nim nie rozmówiła. Bała się panicznie. Dzwonił kilka razy nagrywając niewybredna żarty na automatyczną sekretarkę. Dostała też kilka chamskich maili.
Donosił także szmatławcowi w Polsce, dzięki czemu o rzekomym romansie jej i Przemka dowiedziało się pół kraju. W Holandii nikt nie zwracał na to uwagi nad Wisłą było inaczej.
Scenę finałową Les Mis, zagrała jak na autopilocie starając się nie patrzeć w publikę. Zignorowała również bukiet żółtych róż z jadowitym liścikiem od młodego prawnika.
Po spektaklu nie zmywając charakteryzacji chciała czmychnąć z teatru. Na jej drodze stanął dyrektor.
- Dokąd to?- zapytał zdenerwowany.- Mamy do pogadania panno Fijałkowska.
Weronika spojrzała na reżysera i włodarza  teatru w jednym. Czuła, że szykuje się długie przemówienie z wymówkami w tle.
- Do domu panie dyrektorze. Miałam ciężki dzień.
- Słyszałem, że obroniła pani karnego. Ale dzisiejsza gra została kompletnie spartaczona. Czułem się zażenowany.- podkreślił dobitnie.- Co ma pani na swoje usprawiedliwienie?
Dziewczyna spojrzała na Haara jakby wyrosła mu trzecia głowa.
- Uganianie się po boisku i brak regeneracji. Chyba każdemu może się zdarzyć. – odpowiedziała sucho.
Haar aż się cały zagotował. Jego twarz spurpurowiała a oczy prawie wyszły z orbit.
- Ma pani czelność wygadywać takie bzdury? Wie pani gdzie gra? To jest teatr na poziomie europejskim tutaj nie ma mowy o złych dniach. Pa pani zakichany obowiązek grać jak na premierze i guzik mnie interesuje pani zła kondycja.
Zawieszam panią na dwa najbliższe przedstawienia. Odliczymy to pani z pensji a Monika wskoczy za panią do pierwszej obsady! Nie będę tolerował takiej niesubordynacji!
- Co proszę? Jest pan osłem!- krzyknęła po polsku i wybiegła z teatru. Nie zauważyła Aleksego obłapiającego się ze swoją sekretarką. Wsiadła do samochodu i z piskiem opon odjechała w stronę centrum.
Przeleciała przez miasto niczym startujący w rajdzie Kubica, wyładowując emocje na pedale gazu i dławiąc się własną furią i łzami. Nie zastanawiając się co robi, kierowała się prosto do domu Tytonia.
Zahamowała z wściekłym jazgotem opon, zostawiając na asfalcie czarne krechy stopionej gumy i po chwili stała już przed drzwiami mieszkania piłkarza, wciskając przycisk dzwonka niemal do oporu.
- Wera? - Zamek szczęknął i w uchylonych drzwiach ukazał się Tytoń z ręcznikiem w dłoni. Jego jasne włosy, zwykle schludnie zaczesane na bok, tym razem sterczały na wszystkie strony. - Wybacz, nie słyszałem dzwonka, prysznic wszystko zagłuszał.
- Mogę wejść? - zapytała aktorka, siąkając dość żałośnie nosem. - Muszę się komuś wygadac, bo mnie szlag trafi.
Odsunął się, wpuszczając ją do środka. Sam widok jego wysokiej, smukłej postaci, odzianej w wyblakłe dżinsy i t-shirt, podziałał na Werę jak balsam. Przemek był taki.. kojący. Sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
Umoszczona wygodnie na kanapie, opowiedziała Tytoniowi o tym, co zaszło w teatrze.
- Ten bezczelny sukinsyn siedział na widowni - mówiła, z trudem hamując zgrzytanie zębami i drżenie głosu. - Śmiał się ze mnie!
Bramkarz zacisnął szczęki oraz pięści, czując, co nader rzadko mu się zdarzało, gwałtowną potrzebę gruntownego przemodelowania gęby tego cholernego fagasa. Jak on śmiał tak ją nękać?
- Wyleciałam przez niego z obsady na dwa spektakle - Wera zaczęła płakać. - Boję się, Przemek.
Tytoń delikatnie otarł jej łzy opuszkami kciuków.
- Nie płacz - powiedział, tuląc ją do siebie. - On nie jest tego wart.
Ale Wera nie mogła się opanować. Tłumione emocje znalazły swe ujście w postaci niepohamowanego strumienia łez.
Tytoń, jako człowiek rozważny, gdy ujrzał, że kołysanie w ramionach i głaskanie po głowie nie pomaga, a młoda aktorka najwyraźniej nie może przestać szlochać, postanowił zaordynować innego rodzaju lekarstwo.
- Poczekaj - rzekł, puszczając Werę z objęć.
Po chwili wrócił, niosąc paczkę chusteczek higienicznych, butelkę wybornej wiśniówki (prezent od przyjaciół z Polski) i dwa kieliszki. Nalał hojnie do obu naczyń, bo sam czuł potrzebę wzmocnienia swych sił, a następny dzień miał najzupełniej wolny, po czym zaserwował Werze kieliszek lekarstwa.
Wypiła duszkiem, Tytoń poszedł w jej ślady. Medykament podziałał bez pudła, w ruch poszły chusteczki i po chwili Wera mogła znowu mówić.
I mówiła, wspomagając się wiśniówką, której Tytoń nie żałował ani jej ani sobie. Opisała dokładnie spięcie z dyrektorem, nie żałując epitetów i podkreślając odporność pryncypała na wszelką logikę.
- Nawet mu nie tłumaczyłam co się stało, to by było kompletnie bez sensu - westchnęła. - A on mi poleciał po pensji i wywalił z obsady na dwa spektakle. Jak tak dalej pójdzie  będę musiała wracać do Polski...
- Nie! - wyrwało się bramkarzowi. - To znaczy, nie będziesz miała innego wyjścia?
- Nie wiem - potrząsnęła głową.  - To jest wszystko takie porąbane...
Tytoń objął Werę ramieniem i spojrzał jej głęboko w oczy.
"Ma takie długie rzęsy"  przemknęło aktorce przez głowę. "I takie jasne jak len."
- Poradzisz sobie - rzekł, przykładając czoło, do czoła Wery. Jego głos był głęboki i uspokajający. - Jesteś świetną aktorką, wiesz?
Nie myśląc co czyni, Wera położyła rękę na karku bramkarza, gładząc palcami ciepłą skórę.
- Powinnam ci podziękować - szepnęła.
- Za co? - usta Przemka dotykały teraz niemal jej ucha.
- Za wszystko. Za to że mi pomagałeś, broniłeś... I za tego karnego dzisiaj - zachichotała, jej ciepły oddech owionął szyję piłkarza. Nie wiedzieć czemu zrobiło mu się gorąco.
- Mhm. To była świetna robota - odpowiedział.
Po czym pocałował usta Wery, te słodkie czerwone usta, które znajdowały się tak blisko jego własnych.
No i stało się. Wera, z początku zaskoczona, szybko dała się ponieść namiętności. To było tak słodkie i cudowne, ten delikatny pocałunek, bliskość Przemka, jego zapach... Przywarła do Tytonia całym ciałem, wsuwając dłonie pod jego podkoszulek, czując pod palcami ciepłą skórę i grające pod nią twarde mięśnie.
Wkrótce t-shirt Przemka i bluzka Wery legły, splątane razem na podłodze, podczas gdy ich właściciele obdarzali się coraz śmielszymi pieszczotami i pocałunkami. Płynęli na rzece namiętności, która, przynajmniej na chwilę, staje się też rzeką zapomnienia, badali palcami i ustami tajemne zakątki swych ciał, wypełniając ciszę nocy coraz głośniejszymi westchnieniami i jękami.
Tytoń rozebrał siebie i Weronikę do końca, gorącymi ustami znaczył szlak wzdłuż jej ciała od pagórków piersi aż po pępek, zataczając językiem kręgi wokół niego.
Kobieta westchnęła przeciągle wczepiając palce w jego włosy.
Piłkarz na moment oderwał się od rozpalonej skóry kochanki  by wycisnąć na jej ustach kolejny namiętny pocałunek. Wera zarzuciła ręce na jego barki rozkoszując się grą mięśni pod śliską od potu skórą.
Załkała, prężąc ciało w łuk, gdy poczuła go w sobie. Delikatnymi ruchami prowadził ją ku krawędzi, za którą rozciągała się niezmierzona otchłań rozkoszy. Teraz byli połączeni w kosmicznej unii ciał i dusz, wspólnie opadając w tę otchłań. Po ucichnięciu burzy zmysłów leżeli na łóżku, dysząc jak gladiatorzy po walce.
Przemek przeczesał ręką wilgotne włosy w jego głowie poczucie winy biło się z niewiarygodną falą szczęścia. Wera wtuliła twarz w jego pierś, usiłując nie myśleć co będzie dalej. Tak zasnęli.
______________________________________________________________
Ufff :D Najcięższa do tej pory scena, napisana pod wpływem chwili i dzięki wsparciu i pomocy pewnej osóbki :D:* Nie miało tak być, ale czułam że trzeba pogmatwać trochę stosunki Przemka i Weroniki.
Miłego czytania :)  
                                                                               Fiola :)

9 komentarzy:

  1. ohohooo .! Uwielbiam takie końcówki , w sumie uwielbiam dużo zboczonych rzeczy ... no , ale rozdział fajny i życzę powodzenia w pisaniu następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, no Fiolka! Jak doszłam do tych momentów, to sobie aż wylałam colę na klawiaturę, no! Takie gorące, Jeeeeeezu! Ej i co oni teraz zrobią? Nie mogę się już doczekać następnej noci!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. To tera foch i odpały rodem z plotkary? :D ale i tak dzięki jasne jak len trum tum :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam! Naprawdę! Masz tak niesamowite słownictwo... Unia ciał czy jak to tam... No nie wierze. I jestem zachwycona! Informuję może o nowościach?

    OdpowiedzUsuń
  5. Rany! Trafiłam tu z polecenia koleżanki, która była zachwycona twoim opowiadaniem i teraz ja zdecydowanie podzielam jej zdanie! Genialnie piszesz, naprawde cholernie mi się podoba *_* i cholernie ci zazdroszczę tej umiejętności :)

    proszę uprzejmie o informowanie o nowościach pod numerem GG: 4370454 :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. tekst o Szczęsnym i Michale Aniele po prostu zmiótł mnie z krzesła.... Skąd Ty to bierzesz??? szczerze Ci się przyznam też mam bujną wyobraźnie, między innymi dlatego poszłam do klasy humanistycznej, ale twoje teksty pobijają wszystko... naprawdę chylę czoła przed twym talentem, kiedy zdradzisz swoje nazwisko, pierwsza kupie Twoją książkę....
    Pozdrawiam, Humanistka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no, powaliłaś mnie z nóg!
    Nigdy w życiu nie czytałam tak wspaniałego opisu seksu, tak emocjonalnego i poetyckiego, kwintesencja!
    Faktycznie, namieszałaś w ich relacjach...
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatni fragment opowiadania opisałaś po mistrzowsku, co jest naprawdę godne pochwały. Całość rozdziału również mi się podoba. Ta spina Weroniki z dyrektorem na pewno nie była niczym przyjemnym, więc musiała jakoś odreagować i skończyło się, jak skończyło. Ciekawi mnie, jakie będą tego następstwa.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwól, że twoje opowiadanie przeczytam później. Jest trochę rozdziałów, więc do wtorku powinnam się wyrobić. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń