sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 24 ostatni

Cztery miesiące później
     Czas płynął nieubłagalnie przygotowując Weronikę i Przemka do roli rodziców. Wakacje spędzili nad Bałtykiem spacerując po piaszczystej plaży polskiego morza. Wera w ostatnich miesiącach zamieniła się w okrągłą bułeczkę, jak nazywał ją Przemek, jedynym utrapieniem był doskwierający ból operowanego w grudniu biodra. Po porodzie miała zgłosić sie do ortopedy i ustalić termin ostatniej operacji, która da odpowiedź czy noga będzie w pełni sprawna i pozwoli wrócić jej do pracy.
Dziewczyna tęskniła za teatrem, jego specyficznym zapachem,  ludźmi z którymi współpracowała a zwłaszcza za widzami, którym codziennie dawała wytchnienie od szarej rzeczywistości. W czerwcu była na premierze Trzech Muszkieterów gdzie w rolę Milady wcieliła się Alona.
Fijałkowska nie czuła zazdrości, cieszyła sie z sukcesu przyjaciółki oklaskując ją równie mocno i żywiołowo jak chłopak Alony- Marcin Wasilewski. 
Na premierze pojawiła się również babcia Jekaterina, rodzice Sokołowskiej oraz rodzina Weroniki. Babcia Fijałkowska zaprzyjaźniła się z babcią Sokołowską czego skutkiem był wspólny rejs po Morzu Śródziemnym. Wnuczęta przyjęły to z uśmiechem, natomiast rodzice odradzali dwóm starszym paniom dzikie eskapady.
Sierpień Przemek spędził na zgrupowaniu Ajaxu w austriackim Gestein wisząc na telefonie przez całe popołudnie ku ogólnej radości kolegów z klubu. Wasyl podśmiewał się najwięcej a sam potajemnie wydzwaniał do Alony urządzając "sex telefon", jak to określił Kuba Błaszczykowski, który bez pukania wpadł do jego pokoju.
- Co masz na sobie?- zamruczał stoper, uśmiechając się głupawo do słuchawki.
- Strój do ćwiczeń Wasylku.- odpowiedział kapitan reprezentacji patrząc jak jego starszy kolega oblewa się purpurą.
- Oddzwonię później!- Wasilewski odłożył iphone'a mierząc blondyna groźnym spojrzeniem.- Błaszczykowski nikt cię nie nauczył pukać?
- De Boer coś od ciebie chce nie czepiaj się, nie moja wina że mruczysz Alonce do słuchawki. Nie lepszy byłby skype?- spojrzał na laptopa leżącego na komodzie pod oknem.- Miałbyś lepsze widoki. - poruszył znacząco brwiami.
- Kubulku nie wtykaj nochala w nie swoje sprawy. Idź mi stąd zaraz pójdę do Franka a gdzie reszta misiaczków i Tytoń?
- Przemysław aktualnie przebywa u lekarza bo coś go postrzyknęło, Lewy śpi a Piszczu pojechał do miasteczka po czekoladę. Chcicy dostał i mówi że mu cukier spadł a Pepe(kucharz) nie chciał mu nic udzielić. - wyrecytował Błaszczykowski.

    Można powiedzieć, że mała Natalia Antonina Tytoń przybyła na ten świat niespodziewanie jak hiszpańska inkwizycja. Była noc trzydziestego pierwszego sierpnia na pierwszego września Weronika cały poprzedni dzień spędziła na dyrygowaniu narzeczonym, który zmordowany jak galernik przesuwał i ustawiał meble w dziecinnym pokoju. Po pięciokrotnym przesuwaniu komody po wszystkich możliwych miejscach miał wszystkiego serdecznie dość.
- Nie tutaj kochanie, tu postawimy przewijak.- Wera usiadła na fotelu bujanym masując się po okazałym już brzuchu. Jej twarz przypominała ksieżyc w pełni a pierścionek zaręczynowy chwilowo spoczywał w kasetce na biżuterię, gdyż palce młodej aktorki przypominały serdelki.
Przemek zabrał się za przesuwanie.
- Nie skarbie, jednak nie...- Weronika zmieniła zdanie a Przemka prawie szlag trafił. Marzył aby w końcu mała przyszła na świat a Wera przestała przestawiać wszystko z kąta w kąt.
- Ptysiu ja już nie mam siły... Przecież wszystko jest ślicznie ustawione, nic tylko czekać na rozwiązanie.- jęknął bramkarz masując się po kręgosłupie.
Narzeczona spojrzała na niego z wyrzutem.
- Tak czekać... Ty sobie będziesz czekał a to ja muszę odwalić całą robotę!
- Kochanie nie denerwuj się... pączusiu...
- Nie mów do mnie pączusiu! Ja na ciebie nie mówię tyczka. - mruknęła robiąc epickiego focha.  Sama ze sobą nie mogła wytrzymać, czuła jak hormony wewnątrz niej buzują niczym bąbelki w coca- coli. Dziwiła się Przemkowi, że jeszcze nie rąbnął drzwiami i nie poszedł się upić.
- Wera czy wszystko w porządku?- Tytoń podszedł do fotela biorac jej spuchnięte palce w swoje dłonie. Ucałował delikatnie miejsce gdzie jeszcze miesiąc temu lśnił pierścionek zaręczynowy.
- Przepraszam cię Przemek. Denerwuję się czymś, sama nie wiem czym. Że będę złą matką i że nie podołam! To wszystko jest takie dziwne i mam ochotę sama na sobie popełnić jakąś straszliwą zbrodnię. Dziwię się, że ty jeszcze ze mną wytrzymujesz. - spojrzała na narzeczonego w którego oczach zamiast złości odbijała się miłość, troska i współczucie.
- Kochałbym cię nawet wtedy gdybyś kazała mi dźwigać Hardkorowego Koksa.- zażartował czym wywołał w Werze rozczulenie.
Wieczorem obejrzeli jeszcze ckliwą komedię romantyczną na której Wera wypłakiwała oczy a która Przemka uśpiła po dziesięciu minutach. Ze zmęczenia uruchomiło się w nim chrapanie, którego odgłosy wybudzały go co jakiś czas.
Potem słyszał już tylko jak narzeczona wyłącza telewizor i sama zasypia. Stracił świadomość jakby ktoś wyciągnął mu wtyczkę. Nic mu się nie śniło pozwalając całkowicie się zresetować. Ostatnimi czasy nerwowe napięcie udzieliło się także jemu, przez co miewał koszmary przeróżnych scenariuszów. Najczęściej tulił do siebie córeczkę, która znikała ukradziona przez Aleksego Hoffmana a on szukał ją bezskutecznie.
- Przemek...- ktoś delikatnie potrząsał ramionami Tytonia.
Niechętnie otworzył zaspana oczy, przecierając je z resztek snu. Weronika siedziała na skraju łóżka ubrana w sukienkę,  oraz wełniany zapinany sweter do kolan.
- Co się stało? Wyjeżdżasz gdzieś?- zapytał mało inteligentnie, jeszcze nie do końca się obudził.
Blondynka uśmiechnęła się rozbawiona pytaniem bramkarza.
- Wybieramy się razem. Rodzę kochanie...- pogłaskała go delikatnie po ręce- Czy mógłbyś podrzucić mnie i Natkę do kliniki?
Wera, Natka, klinika...poród!
Tytoń uświadomił sobie, że to już wypadając z łóżka zaplątany w kołdrę i prześcieradła. Poślizgnął się na panelach zostawiając za sobą nakrycia i pędząc do szafy. W ekspresowym tempie wsunął na siebie zielone, letnie spodenki, różową koszulkę i błękitną bluzę. Wyglądał dosyć osobliwie, ale Weronika nie miała śmiałości powiedzieć mu żeby się przebrał.
- Kochanie dobrze się czujesz? Może wezwać pogotowie? Wasyla? Chłopaków?- gorączkował się przestępując z jednej nogi na drugą.
- Przede wszystkim weź głęboki oddech.
Bramkarz posłusznie spełnił zalecenie.
- A teraz się uspokój i słuchaj mnie uważnie. Torba jest w garderobie z prawej strony za wieszakiem na płaszcze. Weź ja do samochodu a ja już do ciebie tam idę.
- Ale kochanie a jak upadniesz? Przecież ty rodzisz!- spojrzał na nią zestresowany i przestraszony jakby zaraz to on miał zacząć rodzić.
- Poród nie trwa pół godziny nie powinieneś oglądać seriali.
- To misiaczki oglądają nie ja! Kuba z Lewym Na Wspólnej a Piszczek lubi Julkę ja oglądałem tylko przypadkowo. - bronił się bramkarz.
- Dobrze, przypadkowo oglądałeś a teraz błagam idź do samochodu. - jęknęła w chwili gdy nadszedł kolejny skurcz.
Przemek migiem wyprowadził samochód z garażu, wrzucił torbę szpitalną na tylne siedzenie i wrócił pomóc Weronice, która szła powoli w stronę podjazdu. Zdołała usadowić się na siedzeniu pasażera, Przemek trzasnął drzwiami i zasiadł za kierownicą. Pięć minut później pędził na złamanie karku przez opustoszałe o tej porze ulice Amsterdamu. Był już kilka kilometrów od kliniki położniczej, gdy zatrzymał go suszący przy drodze policjant.
Mundurowy pochylił się do okna i zaświecił Tytoniowi latarką w twarz.
 - Panie, a co pan taki nerwowy?
- Panie władzo kochany, ja muszę do szpitala! Ja rodzę, to znaczy nie, ona rodzi, to znaczy... - Przemek zaplątał się w zeznaniach. Wera, jedną dłonią masując brzuch, drugą poklepała ukochanego uspokajająco po ramieniu.
- Rodzę a mój narzeczony bardzo się denerwuje.- dziewczyna wyjaśniła policjantowi siląc się na wymuszony uśmiech.
Służbista machnął zamaszyście na kolegę w radiowozie tłumacząc mu w kilku słowach zaistniała sytuację.
Drugi z policjantów przyglądał się przez chwilę zniecierpliwionemu Tytoniowi, który stukał palcami po kierownicy.
- Frank to przecież jest ten Tyton! Pcimek Tyton! - zauważył uśmiechając się szeroko.- Piękny powrót do bramki! Mój syn pana uwielbia czy dałby mi pan autograf dla niego?
- Panie, dam panu co pan chcesz, zaproszę chłopca na trening ale proszę mnie już puścić, zapłacę mandat!
- No wie pan co?! - zapytał pierwszy z oburzeniem.- Proszę się przesunąć do tyłu ja poprowadzę a mój kolega pojedzie przed nami żeby było szybciej.
Przemek posłuchał sadowiąc się na tylnym siedzeniu a policjant z brawurą godną kierowcy karetki ruszył do kliniki. Zaparkował przed wejściem pomagając Weronice wyjść z samochodu. Przed szpitalem czekał już Wasyl z Aloną, których Weronika powiadomiła jeszcze przed obudzeniem Tytonia.
Policjancie szybko zorganizowali wózek dla rodzącej a za nimi szedł zdezorientowany i zdenerwowany bramkarz.
- Matko Bosko Kochano, Tytoń coś ty znowu narozrabiał, ze twoją przyszłą ślubną przywozi do szpitala policja?- Wasyl szedł obok przerażonego przyjaciela. Alona pobiegła za Weroniką i policjantami chcąc pomóc przy wypisywaniu dokumentów.
- Jechałem! A oni mnie zatrzymali a potem jak się dowiedzieli, ze gram w Ajaksie to postanowili nas odwieść. Boże Wasyl!- Przemek zatrzymał się na moment łapiąc kolegę za ramiona. - Ja będę ojcem!
- Toś Amerykę odkrył. Może podejdziemy do pielęgniarek i dadzą ci coś na uspokojenie? Masz być przy porodzie?
- Mam.
- No to chodźmy, to pewnie trochę potrwa...
Pięć godzin później i pięć kaw później Wasyl siedział przy automacie licząc kropki na abstrakcyjnym obrazie wiszącym na korytarzu. Alona rozmawiała przez telefon z rodzicami i babcią a misiaczki dzwoniły, że pojawią się tutaj zaraz po treningu. Rodzice Weroniki, oraz jej siostra i babcia byli już w drodze do Holandii. Przemek był w sali przedporodowej dodając Weronice otuchy, chociaż jego- Wasyla zdaniem to raczej ona dodawała odwagi jemu.
-Ileż to może jeszcze potrwać?- mruknął pod nosem stoper.
Kolejne pięć godzin później w holu czekali już rodzice Weroniki, jej siostra odwiozła babcię do domu Tytonia a misiaczki właśnie zabierały się z treningu.
Drzwi sali porodowej otworzyły się a w nich ukazały się dwie pielęgniarki z chwiejącym się na nogach Przemkiem w środku.
Wasyl zerwał się z miejsca.
- Już? - zapytał bladozielonego przyjaciela.
- Trochę mi słabo - wystękał Przemek.
- Oddychaj - zalecił surowo Wasilewski, sadzając kumpla na zwolnionym przez siebie siedzisku. - Głęboko i powoli. Tytoń zastosował się do rad stopera i po chwili wrócił do normalnych barw.
- Weronika! - poderwał się. - Muszę tam wracać! W tym momencie zza drzwi rozległ się gromki pierwszy krzyk małej Tytoniówny.
-Wera! Natka! - Przemek rączo jak gazela zniknął za drzwiami sali.
Już na wstępie został ponownie odziany w strój ochronny a w jego ramionach ułożono małe, krzyczące zawiniątko. Spojrzał na swoją nowo narodzoną córeczkę a potem posłał narzeczonej rozanielony uśmiech. Przysiadł na krześle przy łóżku Wery pozwalając żeby mała piąstka zacisnęła się wokół jego palca.
- Kochanie ona jest absolutnie idealna.- skomplementował pierworodną.- Jak nam się to udało?
- Jakoś daliśmy sobie radę. Teraz tylko trzeba dociągnąć do osiemnastki a potem już z górki. Będziesz miał ręce pełne roboty, podwójne gadanie o ciuchach, sukienkach, butach torebkach...randkach.- Weronika pomimo zmęczenia była w bardzo dobrym humorze.
Przemek jeszcze raz spojrzał na córeczkę.
- O nie! Żadnych randek do osiemnastki a potem będę miał wszystko pod kontrolą!-oświadczył zdecydowanie. - Żaden chłopak nie będzie kręcił się wokół mojej córeczki, ona jest tatusiowym oczkiem w głowie!
Weronika zachichotała spoglądając na ukochanego z miłością, pewna że w tej chwili mówi to najzupełniej poważnie.

17 październik
   Dzisiejszego dnia Polacy znów starli się z Anglikami, tym razem na angielskiej ziemi a ściślej na sławnym Stadionie Wembley gdzie przeszło czterdzieści lat temu zatrzymali Anglię.
Na Narodowym również udało się Orłom zremisować z Synami Albionu, ale do pierwszego miejsca w grupie potrzeba było wygranej na ich terenie.
Kolejka do polskiej bramki była zawiła i długa niczym do mięsnego w osiemdziesiątym pierwszym.
Fornalik miał wielki ból głowy kogo wytypować na ten arcyważny mecz od którego zależał bezbolesny awans na Mistrzostwa Świata w Brazylii oraz unikniecie kolejnej fali krytyki.
Prasa naciskała na wystawienie golkiperów na co dzień grających w angielskiej lidze a mieliśmy ich aż trzech.
W końcu postawił na Przemka Tytonia, który po kryzysie w poprzednim sezonie wrócił zmotywowany i silnie psychiczny.
- A dlaczego pan stawia na Tytonia a nie np na Szczęsnego? Albo na Boruca?- dopytywał się redaktor Pol.
- Myślę że w trakcie meczu uzyska pan odpowiedź na to pytanie. - odpowiedział cokolwiek enigmatycznie Waldemar Fornalik.
W wielkim skrócie spotkanie wyglądało bardzo przyzwoicie a Przemek w pierwszej połowie nie miał za dużo do roboty.
Remis zero do zera po czterdziestu pięciu minutach nie zadowalał jednak ani kibiców obydwu drużyn, ani trenerów a zwłaszcza zawodników.
W drugiej połowie Wayne Rooney zdołał wykiwać polskich obrońców, czego skutkiem był gol w siedemdziesiątej minucie.
Wasyl zaklął szpetnie kopiąc korkiem w murawę, odrywajac przy tym kawał trawy.
- Ruszcie się kurwa!- ryczał na wszystkich.
Fornalik usiadł zrezygnowany na ławce trenerskiej układając już w myślach przemowę dymisyjną.
W osiemdziesiątej minucie Ashley wślizgiem ostro wjechał w pędzącego z piłką Roberta Lewandowskiego, który wzbił się w powietrze a potem upadł niczym szmaciana lalka tłukąc sobie boleśnie bok. Sędzia natychmiast wyrzucił Anglika z boiska dyktując rzut karny dla Polaków. Kibice Polscy z ekscytacją podeszli do tej informacji zamierając w geście oczekiwania gdy kapitan Błaszczykowski szykował się do oddania strzału.
Celnie wbił futbolówkę w lewy róg nie dając szansy Joe Hartowi, który nie spodziewał się, rzutu w tę stronę.
Kibice na stadionie krzyknęli, krzyczeli wszyscy oglądający mecz przed telewizorami. Weronika oglądała mecz w domu wyciszając krzyki podnieconego Włodzimierza Szpakowskiego. Mała spała smacznie nakarmiona, ubrana w biało-czerwone śpioszki z numerem 1 i nazwiskiem Tytoń.
Dziewczynka była jeszcze za malutka żeby mogła jechać z mamą do Anglii a Weronika nie chciała zostawiać jej w Amsterdamie i samej jechać. Wspierała Przemka i chłopaków przed telewizorem.
Na stadionie była jednak Alona ubrana w biało- czerwone barwy zasiadając razem z Ewą Piszczek i dziewczyną Kuby- Agatą.
Agata była siostrą ambasadora Polski w Holandii a z Kubą spotkała się równy rok temu na lotnisku. Ponownie zobaczyli się na przyjęciu "polskiego Ajaxu" w ambasadzie a potem wszystko potoczyło się już z górki. Błaszczykowski zakochał się bez pamięci w uroczej blondynce, która jako jedyna potrafiła przemówić mu do rozsądku.
Lewy jeszcze podczas wykonywania karnego został zniesiony z boiska przez sanitariuszy a na jego miejsce wszedł Arek Milik, grający na co dzień w Bundeslidze.
W dziewięćdziesiątej minucie na tablicy wyświetliło się cztery minuty doliczonego czasu. Polacy podniesieni na duchy karnym Kuby, postanowili jeszcze raz zaatakować bramkę Harta.
W dziewięćdziesiątej trzeciej minucie  ruszyli na połowę Anglików, próbując rozproszyć Anglików.   Szpakowski krzyczał, że na polskie połowie zostało już tylko powietrze a reszta przeprowadzała najważniejszą akcję swojego życia. Obraniak podał do Milika, który źle przyjął a piłka odbijając się trafiła  w nadbiegającego Przemka Tytonia który wybił biodrem wprost pod nogi niepilnowanego Wasyla. Marcin podziękował w duchu na tę życiową szansę i huknął z całej siły nad głową Harta.
Piłka wpadła do siatki a zaraz po niej sędzia gwizdkiem zakończył spotkanie.
Wasyl w geście euforii wypruł w stronę sektora gdzie siedziały rodziny piłkarzy i w porywie radości zdarł z siebie koszulkę odsłaniając biały podkoszulek na którym czarnym tuszem wypisano "Wyjdź za mnie Alona!". Operatorzy kamer najechali na Wasyla tak, że każdy mógł przeczytać co widnieje na koszulce polskiego stopera.
Alona wpatrywała się to w telebim to w swojego chłopaka. Wybiegła z trybun wprost na murawę rzucając się w ramiona Marcina.
- Wyjdę za ciebie! Konkretnie, kompletnie jesteś wariatem ale się zgadzam!- pocałowała go namiętnie na oczach kilkudziesięciu tysięcy kibiców i wielomilionowej publiczności przed telewizorami.
Wasyl czuł się niczym werther's original, zdołał ograć Anglię i zaręczyć się z najwspanialszą kobietą na świecie. Wszystkie media okrzyknęły go bohaterem narodowym a ci, którzy uważali go za starego i niepotrzebnego drużynie ugryźli się w języki.
Jedynym, który znalazł w tej sytuacji minus był Jan Tomaszewski. Eks bramkarz oraz zagorzały prawicowiec podobno wypowiedział takie słowa.
" Nie po to tyle lat walczyliśmy z rusyfikacją, żeby teraz jeden z naszych orłów brał za żonę Rosjankę".

31 grudzień 2013 rok
   Sylwester tego roku zapowiadał się wyjątkowo hucznie bo na ten dzień wyznaczono datę ślubu Przemka i Weroniki.
Ceremoniał miała odbyć się w katedrze św Jana Chrzciciela w rodzinnym mieście panny młodej- Wrocławiu, po czym goście zostali zaproszeni do jednego z hoteli w Śródmieściu.
Weronika stała przed dużym lustrem w sypialni swoich rodziców a babcie Jekaterina i Antonina poprawiały jej sukienkę.
Po czterech miesiącach od porodu nadal była uroczo zaokrąglona ale cała promieniała szczęściem, że nareszcie będzie żoną miłości swojego życia. Miała na sobie kremową sukienkę przepasaną w talii złotą szarfą. Starannie upięte włosy zdobiła pojedyncza kremowa róża identyczna jak te wykorzystane do ślubnej wiązanki.
Babcie miały na sobie gustowne kostiumy  a druhny zwiewne, srebrzyste sukienki przepasane szmaragdowymi szarfami. Mała Natalka spoczywała w ramionach swojej większej odpowiedniczki, przybrana siostra Weroniki również nosiła to imię, podobnie jak nieżyjąca już babcia Przemka. Mama Tytonia, Anna rozmawiała przyciszonym głosem z przybraną matką Weroniki.
- Wyglądasz prześlicznie!- do pokoju wsunęła się Alona biorąc od Natalii dziecko.
- Natka, Natusia...- zagruchała do niej.- Jesteś najśliczniejsza na świecie.
-  Cały czas mam wrażenie że Alona mówi do mnie.- ciemnowłosa Kellerówna uśmiechnęła się do jasnowłosej siostry.
- Przemka babcia miała tak na imię a poza tym zawsze mi się podobało i ciesze się, że mam dwie Natalki.- uścisnęła serdecznie siostrę.- Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna.
- Ty dla mnie też...
Dziewczyna Kuby Agata, wraz z żoną Piszczka, Ewą zapinały kwiat w butonierce wiercącego się Przemka.
Łukasz kręcił wszystko swoją kamerą a Kuba bawił się nową lustrzanką.
- Uśmiech Wasylku!- pstryknął zdjęcie oślepiając stopera fleszem.
- Popstrykaj sobie Przemka.- mruknął Marcin. Od rana był jakiś poddenerwowany i niespokojny, tak jakby co najmniej sam miał zaraz się żenić.
Przemek natomiast był niezwykle wyluzowany, uśmiechał się do swojego przystojnego oblicza w lustrze.
Chłopcy powydurniali się jeszcze trochę poganiani przez druhny a potem państwo młodzi spotkali się w czarnej Wołdze, która miała zawieść ich do kościoła.
Żeby ożywić trochę samochód, do prawego lusterka przymocowano kolorowe balony napompowane helem.
- Za chwilę będziesz moja na zawsze.- Przemek pochylił się żeby pocałować Weronikę.
- Ja już od dawna jestem twoja panie Tytoń.- zachichotała panna młoda.
W kościele udali się w towarzystwie Alony i Wasyla do zachrysti w której podpisali dokumenty do ślubu konkordatowego a potem uśmiechając się do siebie przeszli zaśnieżonym chodnikiem wprost do drzwi wejściowych.
Organista uderzył w organy, podczas gdy młoda para sunęła krokiem spacerowym po wyłożonym na tę okazję czerwonym chodniku. Usiedli na przybranych kwiatami krzesłach a zaraz za nimi świadkowie.
Ceremonia przebiegała gładko, ksiądz z namaszczeniem prowadził mszę świętą, babcie i matki płakały a druhny uśmiechały się rozmarzone. Przemek odziany w czarny smoking i ciemny płaszcz spoglądał zakochanym wzrokiem na kobietę,której zaraz będzie ślubował wierność aż do smierci.
Kapłan właśnie rozpływał się nad zaletami narzeczonych, gdy drzwi do świątyni otworzyły się z hukiem a w progu pojawił się Aleksy Hoffman.
- Koniec ślubu!- wystrzelił w powietrze z pistoletu.
Goście krzyknęli  chowając się za ławkami, Przemek z Wasylem zasłonili Alonę i Weronikę.
Hoffman był ubrany w jasne jeansy uwalone błotem i krwią. Jasne włosy niegdyś starannie ostrzyżone i wymodelowane teraz zwisały w tłustych strąkach. Na zawsze nienagannie ogolonej twarzy widniał kilkudniowy zarost a przekrwione oczy patrzyły nienawistnie.
- Młody człowieku co to ma znaczyć?- duchowny postanowił przemówić.
- Stul pysk klecho!- zapiszczał Hoffman.- Ta wywłoka mnie zostawiła dla nic nieznaczącego bramkarzyny! Zrobiła sobie z nim bachora a teraz chce wyjść za niego! Nie powiem, że po moim trupie bo oboje pójdą w piach! - ruszył do przodu nie zauważając że z środkowej ławki wypada Robert Lewandowski podcinając mu nogi. Zaraz za nim skoczył Łukasz Piszczek i Kuba Błaszczykowski obezwładniając szaleńca.
- Koniec zabawy.- Kuba przygrzmocił Hoffmanowi ku ogólnemu zaskoczeniu i co tu dużo ukrywać radości zebranych.
- Zawsze chciałem to zrobić.- rzekł kapitan reprezentacji do swoich kolegów.- Kontynuujcie my zabierzemy tego pana...- misiaczki wyprowadziły pokrzykującego Aleksego, który poprzysiągł zemstę wszystkim zebranym.
Kilka minut później dzielne trio oddało niedoszłego mordercę w ręce policji. Jak później się okazało, wnuk słynnego reżysera dostał wyrok za szantaż, usiłowanie zabójstwa i pomoc w praniu brudnych pieniędzy amsterdamskiej mafii narkotykowej.
Ślub mógł byc kontynuowany.
- Ja Przemysław biorę sobie ciebie Weroniko za żonę i ślubuję ci: miłość, wierność oraz uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci....- wyrecytował bramkarz.
- Ja Weronika biorę sobie ciebie Przemysławie za męża i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci....- w oczach Weroniki zalśniły łzy szczęścia.
Państwo młodzi wsunęli sobie na palce palce platynowe obrączki.
- Weroniko, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności...
- Przemysławie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności...
Kapłan uśmiechnąwszy się dobrotliwie pobłogosławił państwa młodych.
- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja powagą kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...
-Amen- załkała jedna z ciotek Przemka.
Kościelny machnął ręką na organistę, który gromko odegrał marsza weselnego przy którego dźwiękach młodzi państwo Tytoń wyszli z katedry wprost w wirujące płatki śniegu, ozdabiające Wrocław w ten ostatni dzień 2013 roku.
W powietrzu zalśniły złote jednogroszówki, które miały symbolizować ich wspólne, szczęśliwe oraz dostatnie życie.
- Kocham cię!- Przemek pocałował Weronikę przytulając ją mocno do siebie.
- Ja ciebie też kocham!- odpowiedziała mu uszczęśliwiona...

                                                                      Epilog
25 lat później- 21 maj 2038r.

    Reprezentacja Polski szykowała się do Mistrzostw Europy pod czujnym okiem selekcjonera, pięćdziesięcioośmioletniego Marcina Wasilewskiego. Trener Wasilewski, prywatnie szczęśliwy i spełniony ojciec na boisku był silnym przywódcą, ale też dobrym wujkiem który podchodzi do każdego zawodnika z dużym zainteresowaniem i zaufaniem.
Nawet największe gagatki  i cwaniaczki siedzą cichutko jak trusie, gdy przemawia trener.
Selekcjoner Wasilewski podszedł do ćwiczących na drugiej połowie bramkarzy, których ćwiczenia prowadził jego wieloletni przyjaciel Przemysław Tytoń.
Czas nie oszczędził ich obu, malując na ich twarzach zmarszczki oraz posrebrzając ich skronie. Nie popadli też w modną w ich wieku wymianę żon na młodsze modele, będąc wiernymi przez ćwierć wieku swoim zaślubionym małżonkom.
Przemysław z Weroniką oprócz Natalii doczekał się także bliźniaków Janka i Igora, którzy podobnie jak ojciec wybrali kariery sportowe. Dwudziestotrzyletni Igor właśnie ćwiczył pod okiem ojca i wuja, podczas gdy jego lustrzane odbicie przebywało w chwili obecnej na zgrupowaniu siatkarskiej kadry w Spale.
Obaj młodzianowie mierzący dwa metry byli ważnymi elementami swoich drużyn.
Natalia w tamtym roku skończyła łódzką filmówkę na wydziale reżyserii, pracując teraz nad dokumentem o Sankt Petersburgu.
Państwo Wasilewscy mieli dwójkę dzieci rówieśnika bliźniaków Maksymiliana, napastnika polskiej reprezentacji oraz osiemnastoletnią Lenę, uczennicę liceum.
Żony trenerów otworzyły teatr musicalowy w rodzinnym mieście Wasyla, Krakowie prowadząc go z sukcesami od dziesięciu lat.
- Jak tam Jasiek?- Wasyl podszedł do najlepszego przyjaciela wypytując o swojego chrześnika, który jako jedyny męski potomek rodzin Wasilewskich i Tytoniów wybrał karierę siatkarską.
- Trenuje ostro. Ignaczak nie daje im wytchnienia, ale to dobry facet i znakomity trener. Myślę, że Liga Światowa i Olimpiada jest ich.- odpowiedział Przemysław.- Igor rzucaj się mniej agresywnie, popatrz jak robi to Adam. - upomniał syna.
- Nadal  tak wszystko dokumentuje jak ćwierć wieku temu? Muszę ci się przyznać, że byłem fanem jego cyklu "Igłą szyte".
- A kto nie był? Teraz dokumentuje jego syn Sebastian też jest libero.
- Rodzinne. Słuchaj za tydzień wyjeżdżamy do Lizbony bo mamy tę przyjemność otwierać Euro z Portugalczykami w tym czasie Jasiu nie będzie grał w Rzymie?
- Będzie ale umówiliśmy się z Weroniką że ona pojedzie wspierać Janka a ja z racji zawodu i funcji drugiego z rodziców jestem wtedy z wami w Portugalii.
- Ja nie mam takich problemów mój Maksio jest jeden, ale straszny z niego raptus muszę nad nim zapanować żeby nie zaczął gwiazdorzyć. A miałem się pytać czy Natka przyjedzie z Pitra na mecze?
- Natalia leci do Rzymu ma pretekst żeby spotkać się z tym młodym Bartmanem. - mruknął Tytoń.
- Szykuj się na bycie dziadkiem.- zachichotał Wasilewski.- Będziesz pchał wózek i śpiewał piosenki.
- Czyś ty oszalał? Ona ma dopiero dwadzieścia pięć lat! Kariera przed nią a ten cały Michał Bartman to jest bawidamek i cwaniaczek.
Wasyl spojrzał na wzburzonego Tytonia nie mogąc się powstrzymać od podrażnienia starego kumpla.
- Daj spokój bardzo fajny chłopak, może trochę narwany ale to chyba przeszło w genach. Pamiętasz ten bal sportowców w 2014 po tym jak zajęliśmy trzecie miejsce w Brazylii? Jak się spiliśmy razem ze Zbychem i wylądowaliśmy w pociągu do Gdyni? Alona do tej pory mi to wypomina, że będąc w ciąży z Maksem musiała po nas jechać.
- Pamiętam i właśnie dlatego mam takie obiekcje.- mruknął trener bramkarzy.
Na murawę wbiegła osiemnastoletnia brunetka w krótkich szortach, koszulce z numerem 1 i białych tenisówkach. Podbiegła wprost do robiącego sobie przerwę Igora Tytonia całując go prosto w usta.
Wasyl zobaczywszy ten obrazek zagotował się w środku jak czajnik postawiony na dużym gazie.
- Tytoń do mnie!- ryknął niczym ranny niedźwiedź.- Co to za całusy z moją córką na treningu! Lena powinnaś być teraz w szkole jest...- spojrzał na zegarek.
- Szesnasta trzydzieści tatku a ja jestem po zajęciach. - pocałowała ojca w policzek uśmiechając się do swojego chrzestnego.- Witaj wujku.
- Ja się kategorycznie nie zgadzam...- zaczął Wasyl
- Oj tato ja mam osiemnaście lat i chcę się pożegnać z Igorem, niby kiedy mam to zrobić, skoro jutro lecicie do Austrii? Porywam go na dziesięć minut wujaszku.- mrugnęła do ubawionego Tytonia.
- I co Wasylku?- zakpił Tytoń. - Czekam aż wytkniesz mi, że Igor ma ojca imprezowicza i dlatego nie nadaje się dla Leny. - trener bramkarzy poruszył zabawnie brwiami czekając na ripostę ze strony przyjaciela.
- Ech...- machnął ręką Wasilewski biegnąc w stronę kadrowiczów, oraz pokrzykując na nich żeby zabrali się do roboty.
 Tytoń wzruszył ramionami uśmiechając się szeroko.
                                                               *Koniec*

______________________________________________________________________
Nadeszła pora pożegnania się z Tytkiem, Werą , Aloną, Wasylem i misiaczkami.
Było to drugie pisane przeze mnie opowiadanie, więc mam do niego wielki sentyment. 

Dziękuję Wam za to, że byłyście ze mną i moimi bohaterami przez pięć miesięcy tworzenia Uzależnionej :) Za każdy komentarz i miłe słowo dziękuję stokrotnie!
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań.
Zapraszam Was serdecznie pierwszy odział "Ja, Tytek i Werther's original"- http://ja-tytek-i-werthersy.blogspot.com opowiadanie będzie inne, ale mam nadzieję, że i ono dostarczy Wam przyjemnych wrażeń. :D

Jeszcze raz dziękuję! 
 Na pożegnanie zaśpiewają Tytek i Wasyl :) 
                                 Pozdrawiam serdecznie Fiolka :*

23 komentarze:

  1. Ojej... Ojej... Ojej... No nie mogę przestać płakać, najpierw ze śmiechu, potem ze wzruszenia. Ojejejejejejej. Fioluś, to było przecudowne opko i tak mi strasznie smutno, że się już kończy :((((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Rettyy, po 1 dziękuję ci za to opowiadanie. Płakałam na nim nie tylko ze smutku, wzruszenia ale i ze szczęścia :) czekałam na kolejne rozdziały z wystęsnieniem a tu juz koniec... Ale jaki genialny koniec! Akcja misiaczków w kościele- powalająca. Przejęcie Tytka porodem, oświadczyny Wasyla, zazdroszcze ci wyobraźni. A to 25 lat później juz totalnie podbiło moje serce :)
    Dziękuję jeszcze raz! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kłaniam się nisko i biję brawa!
    Podziwiam Cię za to, że od początku do końca pisałaś z takim samym zapałem, mega wyobraźnią i stylem utrzymującym się na tym samym poziomie oraz za dużo sportu i wartości w tym opowiadaniu. Pozwalasz uwierzyć mi w szczęśliwe zakończenia, dziękuję ;)
    A to 25 lat później? o mamuniu ♥
    Dzieci Przemka, dziecko Wasyla i Zibiego mmmmm piękne ♥ Taki trochę skłaniający do refleksji epilog, zmiana warty, zmiana pokoleń, poglądu, punktu widzenia od punktu siedzenia.
    Świetne! I życzyłabym sobie takie samego scenariusza w ostatnim meczu eliminacyjnym jak tu opisałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo, po prostu cudo <3
    Dziewczyno z twoim talentem do pisania ten blog jest jednym z najlepszych !
    Potrafisz zaciekawić i wgl.
    Szkoda , że to już, ale jak zakończyć to w dobrym stylu i ty to własnie zrobiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  5. długi i ciekawy
    mi się strasznie podobał epilog masz pomysł ;)
    zakładasz jeszcze jakiś nowy blog?

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękne to było <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O łał 5 miesięcy? Jak ten czas szybko leci, ale co się dziwić wszystko co dobre się kończy. A te opowiadanie było zawodowe. Szkoda że tak szybko się skończyło. Cieszę cię że tego Alexego zamknęli - wariat jeden. Nie mogę sobie jakoś wyobrazić starszych panów Wasilewskiego i Tytonia. :D Życzę dalszej weny. Na 100 % będę zaglądała na inne twoje blogi :D
    PS. kuba-sam-meczu-nie-wygrasz jest świetne :D

    OdpowiedzUsuń
  8. I wszystko skończyło się Happy Endem, chociaż wystraszyłaś mnie z tym Hoffmanem na ślubie ale trio z Dortmundu, pięknie go obezwładniła na czele z Kubusiem ;]
    Też liczę na wygraną naszych na Wembleu ;D
    No cóż Fiola spisałaś się na złoto ;*
    Życzę duuużo weny, bo wiem jak to jest z nią czasem ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowite i ostatni rozdział i epilog. Naprawdę świetny pomysł, z przedstawieniem życia głównych bohaterów 25 lat później. Może duet Wasyl- Tytoń troszkę się postarzał, ale ich rozmowy wciąż powalają na kolana:D
    Gratuluje zakończenia drugiego świetnego opowiadania i czekam na nowe opowiadanie o Tytku:)

    OdpowiedzUsuń
  10. cudne zakończenie: narodziny, ślub i 25 lat później:))było mi smutno ze zakończyłaś, ale piszesz jeszcze blogi:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepiękne! Po prostu arcydzieło sztuki! Szczególnie zakochałam się w epilogu (wręcz popłakałam się ze śmiechu).
    Naprawdę rewelacyjne. Zresztą całe opowiadanie takie było.
    Piszesz niesamowicie, uwielbiam czytać Twoje opowiadania i tak dalej :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudne cudna cudne! Serio. Trochę długie, aż się zaczynałam cieszyć ze nigdy tego nie skończysz :D Będę bardzo tęsknić za tym blogiem... Ale może Tytek i wearthersy osłodzą mi życie ^^
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. To było piękne! Szzkoda, że to już koniec... :(
    Cała ta historia była tak emocjnująca, a przy zakończeniu płakałam ze śmiechu. Nie umiem sobie wyobrazić Wasyla i Tytonia po pięćdziesiątce ;D
    Gratuluje tak wspaniałego opowiadania! :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Uuuu
    Szczególnie rozczulił mnie epilog
    Igła trenerem <3
    Sebastianek libero po tatusiuu
    Synek Bartmana
    Fanka Resovii .?

    OdpowiedzUsuń
  15. Mega ... Trener Wasilewski :D Aż chciałabym trenować pod jego okiem :)
    Mam nadzieję że twoje słowa są prorocze i w Brazylii nie zajmiemy niższego niż trzecie miejsce ;d
    To było świetne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak mnie się to zakończenie strasznie podoba! Jejku! Boskie! I jeszcze te powiązania z siatkówką :) niczego mi więcej do szczęścia nie potrzeba ;D
    Epilog jest wspaniały!
    Świetne opowiadanie!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeeeeezu. Jesteś mistrzem, absolutnym. Biję pokłony. Naprawdę. To jak wykreowałaś epilog do całej realnej historii... Matko! Uwielbiam

    Zapraszam również do mnie na II serię na pepita-cruz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozwaliłaś mnie tym ostatnim odcinkiem. Po prostu płakałam ze śmiechu. Cieszę się, że Aleksy nie spełnił swojej groźby, a Państwo Tytoń w końcu zostali małżeństwem.
    Końcówka wyszła ci pierwsza klasa. Nie ma to jak rozmowa o dzieciach :P, no i być w szoku, że ICH dzieci jednak "coś" łączy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten rozdział i epiolg były jednymi z najlepszych napisanych przez ciebie "fragmentów" w tym opowiadaniu. :)
    Cieszę się, że nastąpił happy end, i cóż mogę więcej rzec? Cieszę się szczęściem państwa Tytoń.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Uuu Krzysio *.*

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo podobała mi się ta historia. Była świetna i cieszę się, że wszystko szczęśliwie się zakończyło :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Fioluś twoje opowiadanie było przecudne ! Powinnaś zostać zawodową pisarką. Świetnie się czytało , i wogóle meega ;* Szkoda się żegnać , ale cóz nadszedł czas. Na pożegnanie taka sobie piosenka : ://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=FKZAj2UHzRs

    Ja gorąco ściskam cie , pozdrawiam i całuski ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Jejaaaa......Cudooooo ♥

    Mam nadzieję,że jeszcze nas czymś obdarujesz....

    Zapraszam do mnie http://gunner16.blogspot.com/ ♥

    OdpowiedzUsuń