sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 21

                                                          <Music>
Początek maja
Amsterdam

    Minęło cztery miesiące od wyjazdu Weroniki a Przemek nadal nie potrafił otrząsnąć się po tym niespodziewanym rozstaniu. Już nie szalał tak jak to miało miejsce na samym początku, teraz wszystkie emocje zamknął głęboko w sobie. Pielęgnował ból i tęsknotę jak ogrodnik cieplarnianą roślinę w obawie przed niszczycielskim mrozem.
Wznowił treningi zaraz po tym, gdy skończyły mu się racjonalne argumenty do zwolnienia lekarskiego. Inną sprawą było to, że prawie kompletnie stracił pewność siebie i trener Boer przestał na niego stawiać. Od czterech miesięcy żył jak w kokonie odsunięty od świata i jego biegu, obserwując zmagania drużyny z perspektywy ławki rezerwowych.
Sobota od zawsze była dla niego dniem sprzątania i robienia zakupów. Przestał martwić się o takie błahostki i gdyby nie pomoc kolegów i Alony zarósłby brudem i grzybem. Dzień wcześniej wyszorowali jego dom na wysoki połysk, także teraz mógł siedzieć na tarasie i bezmyślnie wpatrywać się w fontannę usytuowaną w ogrodzie sąsiadów. Ich dzieciaki korzystając z pięknej pogody biegały po trawie chlapiąc się wodą z plastikowych pistoletów.
- Dawaj Milan! ochlap Amelię!- krzyczał jeden z rudowłosych bliźniaków, który musiał być Jessem.
Drugi z braci Milan biegł za młodszą o rok siostrzyczką wydając z siebie charakterystyczne dla Indian odgłosy.
Wokoło dzieci biegał labrador Bruno szczekając za każdym razem gdy mała Ami piszczała.
Bramkarz obserwował sielankowy widok nie czując zupełnie nic. Dawniej wesoło pogawędziłby z Lisą, matką dzieciaków która zaprosiłaby go na obiad.
Dzisiaj miał wszystko i wszystkich w przysłowiowej dupie. Wiedział, że zachowuje się jak ostatni wał i gbur, ale nie potrafił otrząsnąć się z tej sytuacji. Wera nie była pierwszą dziewczyną z którą chodził, nie zostawiła go też jako pierwsza. Przed nią była chociażby Isabella.
Po rozstaniu z Izą poczuł lekkie uczucie zranienia i braku zaufania, tak jakby ktoś dziabnął go szpilką. Chwilę bolało, ale szybko przeszedł do porządku dziennego. Z Weroniką było z goła inaczej. Odchodząc wyrwała mu serce a brak jej przy nim odebrał mu chęci do życia. Czuł się jak wepchnięty do szklanego pojemnika bez  powietrza z możliwością obserwowania upływu czasu i ludzi stojących za szkłem.
Wszystko byłoby lepsze od tego wyniszczającego go od środka bólu i uczucia kiedy chce iść dalej ale mięśnie odmawiają posłuszeństwa.
Z rozmyślań wyrwał go dzwonek u drzwi, którego natrętny dźwięk wwiercał mu się w mózg. Z ociąganiem poczłapał do drzwi frontowych otwierając je na oścież. Przed domem stała jego była dziewczyna Isabella van der Meyde patrząc na niego ze współczuciem w błękitnych oczach. Jak zwykle wyglądała olśniewająco w jasnych jeansach, kremowym sweterku i niebotycznie wysokich szpilkach. Blond włosy spływały na jej ramiona i plecy prostymi pasmami, wycieniowanymi ręką fryzjerskiego mistrza.
- Witaj...- podeszła całując go w policzek na powitanie.
Poczuł wokół siebie zapach drogich, dusznych perfum. Idealnie umalowana twarz dziewczyny była tylko kilka centymetrów od jego własnej.
- Co cię do mnie sprowadza?- zapytał cofając się w głąb mieszkania.
Isabella uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Była piękna i idealna a jednak nie czuł do niej już nic.
Nie chcąc okazać się ostatnim burakiem zaprosił ją do salonu nie czekając aż odpowie na pytanie zniknął w kuchni. Po chwili przyniósł dzbanek z mrożoną herbatą i dwiema szklankami.
- Boisz się mnie?- zapytała Isabella. - Nie czekałeś aż powiem ci dlaczego tutaj przyszłam.- wodziła po szklance idealnie wypielęgnowanym paznokciem pociągniętym krwistoczerwonym lakierem.
- Dlaczego mam się ciebie bać? - odpowiedział na pytanie.
- Nie wiem...- podniosła szklankę do ust powoli napełniając je zimnym napojem. - Może masz jakieś obawy przed spotkaniem ze mną?- zapytała wpatrując się w Tytonia intensywnie.
Przemek spojrzał na nią z brakiem zainteresowania. Zupełnie nie reagował na jej sztuczki, domyślił się po co przyszła.
- Isabello... rozstaliśmy się jakiś czas temu. Nie wiem czego ode mnie oczekujesz i po co przyszłaś?- odpowiedział chłodno.
Dziewczyna podniosła się z fotela z gracją, po czym zaczęła zmierzać ku niemu krokiem dzikiej kotki. Przemek wstał z kanapy a wtedy przysunęła się doń kładąc mu rękę na torsie, drugą wodziła po jego brodzie z kilkudniowym zarostem. Jej palec począł kreślić kontury jego ust.
- Wiesz zawsze uważałam, że masz seksowne usta. Kiedy cię ujrzałam na tym bankiecie to od razu miałam ochotę żeby wzięły moje wargi w posiadanie.- powiedziawszy to pocałowała go obejmując mocno w pasie.
Tytoń nie zareagował, stał nie dotykając jej ale pozwalał się całować. Po kilku chwilach jakby coś się w nim odblokowało przygarnął ją mocno do siebie, pocałunek przybrał na silne, stał się mocny niemalże brutalny.
Isabella w duchu odtrąbiła zwycięstwo, wtedy bramkarz oderwał się gwałtownie od jej ust odsuwając się na odległość kilku kroków.
- Skoro dostałaś to czego chciałaś.- spojrzał na nią zimnym wzrokiem.- To możesz już sobie pójść. Nie zerżnę cię jeśli masz na to ochotę! Nigdy do ciebie nie wrócę bo zwyczajnie cię nie kocham i nie potrzebuję pocieszenia! Wynoś się!- ryknął na całe gardło.
Panna van der Meyde stała z rozchylonymi jak u śniętej ryby ustami, wpatrując się w Przemka jak na zjawisko paranornalne. Krzyczący Tytoń był tak abstrakcyjnym widokiem, że nie wiedzieć czemu kompletnie ją zamurowało. Pośpiesznie zabrała swoją torebkę od Prady i wyszła na tyle szybko, na ile pozwalały jej stopy obute w wysokie obcasy.
W drzwiach minęła Wasyla z Miasiakami, którzy przybyli na codzienne sprawdzenie sytuacji. Alona złośliwie, ale też z dozą humoru i przekory mówiła o nich Pingwiny z Madagaskaru.
Isabella zmierzyła Wasyla wzrokiem bazyliszka popychając stojącego na jej drodze Lewego.
- Odsuń się kretynie!- fuknęła po czym zniknęła stukając obcasami.
- A tej co?!- Kuba odwrócił się widząc jak damulka wsiada do swojego porshe.
- Pewnie urażona godność.- odpowiedział Piszczek.
Wasyl nie zawracał sobie głowy na dywagacje o co chodzi eks lasce Tytka. Wszedł do domu bez pukania kierując się prosto do salonu z którego dochodziły ryki rockowego koncertu na MTV.
Przemek siedział na fotelu z rozwalonymi na szklanym stoliku nogami.
- Ścisz ten łomot!- Marcin próbował przekrzyczeć darcie rockmana.
Tytoń nie zareagował, Piszczek znalazł pilota i bezceremonialnie wyłączył telewizor.
- Spadaj!- Tytoń rzucił się na niego ale powstrzymali go stojący najbliżej Kuba i Lewy.- Odwaliło wam, że mnie ciągle niańczycie?! Odpierdolcie się w końcu i dajcie mi święty spokój!- kopnął fotel idąc na górę.
Wasyl opadł na kanapę z trudem powstrzymując się przed wykonaniem *headdeska* przy najbliższym stoliku.
- Lewy skocz do lodówki po browary! Błaszczu jakie mamy opcje?- zapytał Wasyl jako  głównodowodzący.
Kuba wydawał się jakby nieobecny stojąc przy wyjściu na taras.
- On też się nieszczęśliwie zakochał?- zapytał Piszczka.
- Pamiętasz tę laskę z lotniska jak lecieliśmy na mecz z Anglikami?
- Mgliście objaśnij mi sprawę.
- Spotkał ją ponownie u konsula, okazało się że to jego siostra. Zaczęli się umawiać i chyba coś z tego będzie. Wczoraj jak byłem na kolacji z moją Ewką to ich widziałem. Ma na imię Agata i wydaje się sympatyczna. - zaraportował Łukasz.
- Chociaż jemu się układa, nasz drugi Romeo nadal cierpi przez Julię.
- Jaką Julię? - w pokoju pojawił się Lewy z czteropakiem piwa.
Wasyl otworzył puszkę z charakterystycznym kliknięciem, po czym wlał w siebie sporą porcję bursztynowego napoju.
- Jakbyś czasem czytał książki albo chadzał do teatru to wiedziałbyś jaką.- odpowiedział
Lewy patrzył na niego z zupełnym  brakiem zrozumienia.
- Weronika to Julia a Tytek to Romeo baranie! - Piszczu puknął go w głowę.
Lewandowski dopiero wtedy zatrybił o co chodziło starszym kolegom posyłając im głupawy uśmieszek.  Kuba nadal stał pogrążony we własnym, romantycznym świecie.

Kilka dni później

   Frank de Boer stukał palcami w wypolerowany blat biurka w gabinecie prezesa klubu. Przed kilkoma godzinami do sieci wypłynęło nagranie na którym jeden z chłopców do roznoszenia napojów oraz podawania piłek wsypuje coś do bidonu z napojem izotonicznym.
Prezes z trybie natychmiastowym wezwał zawodników do stawienia się w klubie w celu przeprowadzenia badań. Mówiąc mniej elegancko mieli nasikać do pojemniczków przy niezależnym człowieku z laboratorium. Właśnie przyszły wyniki które jasno i czytelnie wskazywały kto ma we krwi niedozwolone substancje.
- Tytoniowi gnojek dosypywał tego świństwa od jakiegoś czasu. Czy chłopiec mówił dlaczego to zrobił?- prezes spojrzał na trenera oczekując szczegółowego raportu.
- Został przekupiony.
- Przez kogo?! Frank na boga wiesz jakie kurwa mamy szczęście?! Tytoń ma teraz gorsze dni, gdyby grał zostalibyśmy umoczeni! Sprawa śmierdziałaby jak stare gacie!
- Wiem prezesie.- de Boer gotował się w środku.
W pomieszczeniu rozległo się pukanie do środka wsunął się Przemek Tytoń.
- Chłopie ktoś cię musi nienawidzić. W twoich siuśkach wykryliśmy niedozwolone substancje.
- To ten chłopiec z nagrania, ale dlaczego to robił? -zapytał zdezorientowany bramkarz.- Przecież ja go kompletnie nie znam!
- Może masz jakiś wrogów?
- Nie przypominam sobie...
- Chcieliśmy się od ciebie tego dowiedzieć, ale jak widać ktoś bardzo cię nie lubi i nie raczył ci swojego braku sympatii okazać wprost.  Na dzisiaj masz wolne wracaj do domu a tym młodocianym zajmiemy się osobiście.- odpowiedział Frank.
Tytoń pożegnał się z kumplami i zupełnie bez emocji wrócił do domu.
Tymczasem Wasyl po skończonym treningu powlókł się do siebie zupełnie skołowany. Afera z dopingiem, zakochany Błaszczykowski i mający wszystko w dupie Tytoń to za dużo jak na jednego człowieka.
Miał ochotę paść na kanapę z zimnym piwkiem w dłoni i pooglądać telewizję. Alona od rana do nocy przesiaduje w teatrze na próbach do nowego musicalu. Widują się tylko w łóżku i przy śniadaniu, co odbija sie na ich związku.
Zaparkował przed domem, złapał z siedzenia pasażera swoją torbę treningową i poczłapał w stronę drzwi wejsciowych.
Zdziwił się gdy ustąpiły pod naporem ręki. Czyżby jego dziewczyna była w domu?
Z kuchni dochodziły dźwięki rozmowy.
Alona rozmawiała z kimś przez telefon prawie krzycząc. Mówiła po rosyjsku, ale było to na tyle wyraźne i głośne że nie miał problemu z domyśleniem się o co chodzi.
- W szpitalu?! Coś jest dziecku? Babciu powiedz mi! - kobieta kurczowo trzymała swojego iphone'a. - Jak to zagrożona ciążą? Anemia i przemęczenie?! Do cholery jasnej dlaczego nie powiedzieliście mi że jest z nią źle? Nie chcę słyszeć, że miałam się nie martwić! Co ona sobie myślała? Przylatuję najbliższym lotem!- odłożyła aparat na blat kuchenny odwracając się w stronę wejścia do kuchni w którym stał Marcin.
Patrzył na ukochaną zimnym wzrokiem.
- Wiedziałaś! - powiedział powoli i wyraźnie. Ton jego głosu zapowiadał nadciągającą awanturę.
- Marcin ja ci wszystko wytłumaczę...- zająłakała się Sokołowska. - Musisz mnie zrozumieć...ja...
- Wiedziałaś gdzie jest Weronika i nic nie powiedziałaś! Pozwoliłaś żeby ten chłopak prawie oszalał! Widziałaś jak cierpi i nie może sobie poradzić, jak jego kariera idzie się jebać! Dlaczego?! - spojrzał na nią z nieukrywaną wściekłością.- Dlaczego do kurwy nędzy nic nie powiedziałaś?!
W oczach Alony zalśniły łzy. Poczuła się jak ostatnia oszustka i zdrajczyni. Przysięgła Weronice...
- Marcin....
- Przestań! Przestań opowiadać mi bajki i w końcu przerwijmy to pasmo kłamstw i zmyłek! Masz mi natychmiast powiedzieć całą prawdę! - złapał ją za rękę ciągnac w stronę salonu. Był zły... był wściekły i rozczarowany jej zachowaniem i kłamstwami w których żyli przez ostatnie miesiące.
Usiedli na kanapie twarzą do siebie. Alona płakała, szybko jednak opanowała się po czym zaczeła mówić.
- Nie wiedziałam co planuje Weronika...- zaczęła. Potem opowiedziała mu jak spotkała przyjaciółkę w progu petersburskiego mieszkania jej babci, Jekateriny. Opowieść Wery z której jasno wynikało, że Hoffman ją szantażuje a także przyrzeczenie jakie musiała jej złożyć.
- Mogłaś mi powiedzieć. Przemkowi nikt nie zaszkodzi, wszystko wyciekło na nagraniu wideo. Nie będzie konsekwencji, ale musimy mu powiedzieć.- Wasyl widzac załamaną Alonę zmiękł i przytulił ją mocno do siebie.
- Marcinku...jest jeszcze jedna sprawa. Nie wiem czy dosłyszałeś, ale Weronika spodziewa się dziecka Przemka i właśnie leży w szpitalu w Petersburgu. On musi do niej pojechać.
- Pakuj się skarbie jedziemy po Tytka w drodze zabukujemy bilety a po przylocie policzę się z tą gnidą parszywą! Obije mu ryj tak, że własny dziadunio go nie pozna!
__________________________________________________________________
Uff! Ciężkie są te ostatnie rozdziały, same tragedie i tajemnice.
Ale nie martwcie się wszystko powoli zmierza ku końcowi. Jeszcze trzy rozdziały i epilog. 

Na pocieszenie nadmienię, iż stworzyłam już nowego bloga na którym rozdział pojawi się zaraz po zakończeniu Uzależnionej.
Jeśli macie ochotę to możecie spojrzeć na bohaterów.
Blog znajdziecie pod adresem Ja,Tytek i werther's original

Jak zapewne zauważyłyście tutaj i na reszcie moich blogów pojawiły się odświeżone bannery! Jest to dzieło Martiny, której serdecznie dziękuję :*
Wam jestem wdzięczna, że wytrzymujecie ze mną i moim pisaniem oraz za każdy budujący komentarz i tyle komplementów dotyczących mojego stylu pisania. To bardzo miłe :)
Dłużej już Was nie zanudzam, życzę miłego czytania i zachęcam do czytania pięciopartów mojego pióra(a raczej mojej klawiatury). 
                                                                               Buziaki :*

14 komentarzy:

  1. Nooo, jak Wasylek dorwie Hoffmana, to ten se będzie mógł abonament u chirurga zamówić. I dobrze mu tak!!! A Werka niech wraca do Tytka natychmiast!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu prawda wyszła na jaw.. Ciesze się bardzo...
    Mam nadzieje że teraz wszystko się ułoży i za niedługo będziemy światkami happy endu ;D
    Czekam na next ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. No .! Już myślałam że przeleci Isabellę a tu nic .! I dobrze .! Idealnie .! Świetnie .!
    No .! Wyszło szydło z worka .!
    Pokłócili się z Marcinem .. w sumie mogła mu powiedzieć ... Ae się pogodzili :D to się nazywa zgrana parka
    Mordę mu obić .! Wasyl ma rację .! Po mordzie go .! hahaha

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczuwałam pojawienie się Isabelli, aż zdziwiło mnie, że nie zjawiła się szybciej.Podła intrygantka ... Ciesz się, że Przemuś w odpowiednim momencie otrzeźwiał i przepędził ją...
    Uwielbiam tutaj Wasilewskiego prawdziwy, twardy facet!
    A misiaczki to takie słodkie, nieporadne cukiereczki ♥
    Równowaga charakterów ;D
    Niech w końcu Przemek leci do Wery!
    Tylko jeszcze ten przeklęty Hoffman ... o.O
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. taki kumpel jak Wasyl to skarb ! ;d
    co się będę rozpisywać, genialnie piszesz, nic więcej, nic mniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Geniusz, geniusz, geniusz. Mogę czytać twoje rozdziały godzinami. tak cholernie się ciesze, że z tym dopingiem wszytsko się wyjaśniło! Tytek leć do Werki i ratujcie wasze wspólne dziecko! Chcę Happy End... Kubuniu zakochany... Też mu się pewnie jakoś ułozy :)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział
    zapraszam do mnie
    http://kolllorowe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. No , no świetne opowiadanie . Czekam z niecierpliwością jak to się wszystko skończy . Pozdrawiam ; D

    OdpowiedzUsuń
  9. Tu dopingi, tam szantaże, jedni drugich kryją, ktoś się ukrywa.. :)Kurde, to coraz bardziej pachnie jakąś mafią ;D
    A tak serio to kolejny super rozdział, oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No i bardzo dobrze, że Alonka powiedziałą Wasylowi. Hoffman powinien w pierdlu zgnić, i tyle na ten temat mam do powiedzenia. Mam nadzieje, że dziciorkowi Tytka i Wery nic nie jest... Czekam na nowy! : D

    OdpowiedzUsuń
  11. Wygląda, jakby wszystko zmierzało ku lepszemu, kwestia tylko - co z dzieckiem? Mam nadzieję, że jakoś im się to wszystko poukłada :) Strasznie im kibicuję ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam!!! jestem tu po raz pierwszy :) jestem Twoją fanką i twoich opowiadań :) a poza tym zapraszam na mój pierwszy blog
    http://zapomniec-o-przeszlosci.blogspot.com/

    :) sama nie wiem czy to wam się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem już po wszelkich poprawkach w szkole, więc bez problemu nadrabiam całą resztę. Przez nawał zajęć tradycyjnie mam masę zaległości i przepraszam, że późno komentuję w ostatnim czasie.

    A co do rozdziału:
    Byłam pewna jak nic, kiedy ktoś pukał do drzwi Przemka, że jest to Isabella. Mściwa, mała jędza! Nie wiem jak można być aż tak zawistnym. To nie do pomyślenia według mnie.
    Przemek trochę nie fair zachował się wobec kolegów po najściu przez Isabellę. Robią dla niego co mogą, a ten tak się odpłaca.
    Świetnie, że wyszło na jaw wszystko z tym dopingiem, bo już się tym stresowałam! Przez głowę przechodziły mi różne scenariusze tego jak może to wypłynąć. Bałam się, że będzie to sprawka byłego Weroniki, ale cała ulga wyszło co wyszło.
    Nieciekawie, że z Weroniką jest źle, ale świetnie, że Alona i Marcin chcą lecieć do Petersburga wraz z Przemkiem.
    Już nie mogę się doczekać co będzie w kolejnym rozdziale!

    Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajny rozdział :) Żałuję że nie zaczęłam czytać wcześniej ;) Chciałabym mieć takiego przyjaciela jakim jest Wasyl w tym opowiadaniu *.*
    Zapraszam również do mnie:
    http://boiskowiprzyjacile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń