czwartek, 18 października 2012

Rozdział 6



Samolot holenderskich linii lotniczych z piątką polskich reprezentantów na pokładzie, wzbił się w powietrze punktualnie o godzinie dziewiątej trzydzieści. Na polskiej ziemi a konkretnie w Warszawie powinni wylądować około jedenastej trzydzieści, jeśli nie będzie opóźnień. Póki co przemiły głos z głośników oświadczył w dwóch językach- holenderskim i angielskim, że lot powinien upłynąć bez problematycznie. Po życzeniach miłej podróży, pasażerowie mogli odpiąć pasy i rozmieścić się wygodnie w swoich fotelach.
Przemek założył na uszy słuchawki, odcinając się tym z najbliższym otoczeniem. Celowo wybrał miejsce przy oknie, gdyż obserwowanie chmur i mikroskopijnego świata w dole, zawsze działało na niego uspokajająco.
Ostatnie dni nie należały do najprzyjemniejszych.Przed jego mieszkaniem w Amsterdamie znalazło się kilka hien z Polski, które poniewczasie postanowiły wyciągnąć na jedynki jego wyjście do palarni sziszy i uratowanie polskiej aktorki. Według prasy był kobieciarzem, który zostawia utalentowaną i piękną Holenderkę dla chwilowego zafascynowania zupełnie nieznaną artystką, o wątpliwym talencie  . Na zakończenie można było sobie obejrzeć galerię zdjęć z jego wypadu do teatru.
Kulminacją nieszczęsnych wypadków, było kiblowanie na ławce rezerwowych w ostatnich meczach klubowych, co postawiło pod znakiem zapytania jego miejsce w podstawowym składzie kadry narodowej w dwóch najbliższych meczach.
Przemyślenia polskiego golkipera przerwał incydent kilka siedzeń dalej.
- Proszę pana… ja się na to nie godzę! Ja chcę rozmawiać z pilotem!- jeden z pasażerów, niski i krępy człowieczek z wąsem a la Adolf Hitler przepychał się ze stewardem.
- Szanowny panie, palenie fajki w samolocie jest surowo zabronione. W toalecie znajduje się czujnik dymu.
- Ja niczego nie paliłem proszę nie godzić w moją narodowość! Myślicie, że jak macie Brukselę to możecie mi podskakiwać! Nie wiecie kim ja jestem!
Steward i jego dwie koleżanki przewrócili oczyma. Do rozmowy wtrąciła się kobieta siedząca w przeciwległym rzędzie siedzień.
- Buraku jeden! To jest Holandia nie Belgia! Czym żeś ty się chłopie zjarał?
- Niech mnie pani nie obraża!- odpowiedział hitlerek.- Ja jestem prezesem! Czy pani wie co to jest za zaszczytna funkcja. Pode mną jest całe zachodnio-pomorskie! Ja jestem baronem!
Starsza pani nie wytrzymała.
- A możesz być nawet księciem Williamem. Gówno mnie to interesuje. Najarałeś się zioła i pierdolisz. A teraz siądź na dupie i będzie git majonez.!
Hitlerek spocił się i zaczerwienił, na jego łysej głowie, otoczonej zaledwie garstką siwych włosów.
Bezpośrednia pasażerka puściła oczko do Wasyla, po czym z szerokim uśmiechem zagłębiła się w lekturę kolorowej gazety.
Marcin zaczerwienił się delikatnie, co nie uszło uwadze Piszczka i Błaszczykowskiego. Lewandowski w tym czasie odpłynął w niebyt pochrapując z cicha.
- No no Wasylku. Spodobałeś się pani.- Piszczek klepnął stopera w ramię.
- Powiem więcej… Leci na ciebie! – dołączył się Błaszczykowski.
Wasyl przezwyciężając chęć zamordowania młodszych kolegów odezwał się cichym i głosem.
- Zamknijcie dzioby misiaczki.
- Calm down…- Łukasz próbował załagodzić sytuację.- Nic się nie stało. A Tytek co on taki dzisiaj w podłym nastroju?- wskazał głową na Przemka przyklejonego twarzą do szyby.
- A tego, że dziennikarze zrobiły z niego don juana. – mruknął Wasyl.
- Z naszego poczciwego Przemysława? Toż to jest ostatni rycerz na białym rumaku, jakiego wydała nasza ojczyzna. – zszokował się Łukasz. – Co prawda Ewka coś mi rano mówiła, że jesteśmy sławni i że teściowa wiesza na mnie psy, ale nie sadziłem, że to grubsza afera. Myślisz że paparazzi będą nas ścigali po Okęciu?
- Myślę, że jest to prawdopodobne.- wtrącił się do rozmowy Kuba. – Poza tym chamskie ze strony Izki, że tak potraktowała Przemka. Gdzie ona znajdzie drugiego takiego?
- To już jest jej problem. – Wasyl jeszcze raz spojrzał na zamyślonego Przemysława. – Drugiego takiego ze świecą szukać.
- Święta racja. I powiem wam coś chłopaki. Musimy go wspierać, ot co! Pogadam z Fornalikiem, wiem że jako kapitan nie powinienem się wpierdzielać do składu, ale żeby chłopaka nie skreślał, że miał gorszy czas w klubie. – Kuba spojrzał na Łukasza i Marcina a ci ochoczo mu przytaknęli.
Lot przebiegł spokojnie, tak jak mówiła stewardessa.
Młyn zaczął się w hali przylotów, gdzie na piątkę kadrowiczów napadł dziki tłum paparazzich, fanów i fanek.
Ci pierwsi rzucali się od jednego do drugiego w celu uzyskania informacji o ich życiu prywatnym. Zależało im zwłaszcza na Tytoniu.
- Przemek to prawda, że rzuciłeś narzeczoną dla polskiej aktorki? – wypiszczała redaktorka SE.
- Przemek ustosunkuj się do informacji, że Fornali wysłał ci powołanie na mecze ze względu na naciski w PZPNie. – odkrzyknął ktoś inny. – Czy myślisz że narzeczona ci wybaczy?
- Nie będę odpowiadał na te pytania.- Tytoń twardo postawił sprawę, zmierzając ku wyjściu z lotniska.
- Tchórzysz?- zawył wąsaty grubas w koszulce z jaskrawym napisem. Nie bacząc na innych pasażerów zmierzających do wyjścia, szturchnął kobietę z córeczką na rekach. W Błaszczykowskim idącym za Tytoniem zagotowała się krew. Odepchnął dziennikarza, który z impetem wylądował na powierzchni płaskiej.
Starsza pani obok której wylądował grubas zdzieliła go torebką w głowę.
- Bandyta! Zostaw panów reprezentantów ty hieno dziennikarska. Zajmij się poważnymi sprawami!
Młoda kobieta z dzieckiem uśmiechnęła się do Kuby.
- Dziękuję panu.
Błaszczykowski uśmiechnął się do blondynki.
- Cała przyjemność po mojej stronie i jestem Kuba!- wykrzyknął na odchodnym.
Piłkarzom jakoś udało się dojść na parking, skąd do warszawskiego hotelu Hayatt zabrał ich wynajęty samochód.
Najbliższe dni reprezentacja poświęciła na treningi i zgrywanie się na boisku. Humory dopisywały wszystkim oprócz Przemka, którego nadal coś gryzło. Inną sprawą było to, że jego zły humor nie wpływał na jakość gry a nawet ją wzmacniał.
W końcu nadszedł dzień meczu z RPA. Na boisku nie pojawił się Kuba, który na treningu uszkodził torebkę stawową. Lewy i Piszczek siedzieli oszczędzający siły na ważniejszy mecz z Anglią a Wasyl przejął opaskę kapitańską. W pierwszej połowie panowie grali jakby ktoś zmotał im nogi powrozem. Wasilewski w szatni nie szczędził chłopakom przykrych słów.
- Ruszcie k***a dupska! Mamy wygrać ten mecz a wy gracie jak panienki.
Ostatecznie Biało- Czerwoni zdołali wymęczyć jednego gola.
Dwa dni później cały zespół szykował się do meczu z Anglikami. Który jednak nie odbył się, gdyż wyższa instancja w niebiosach nie rozpatrzyła pozytywnie wniosku o słoneczną pogodę. Organizator nie miał w swoim teamie osoby, która podjęłaby się arcytrudnego zadania wciśnięcia czerwonego guzika zsuwającego dach. Zawiedzeni kibice buczeli, rzucali w stronę boiska makulaturą a delegat FIFA i działacze związku spoglądali na bajora tworzące się na boisku. Kilku śmiałków z obu drużyn potruchtało w deszczu, by potem schować się w szatniach. Kapitan Błaszczykowski w wywiadzie dał  upust swojemu niezadowoleniu, komentatorzy TVP i Polsatu Sport łapali się za głowy w geście niedowierzania.
Dwóch kibiców łamiąc kordon stewardów wtargnęło na murawę by niczym Don z musicalu Deszczowa Piosenka, pląsać po boisku tuż przed nosami goniących ich ochroniarzy. Ich bieg po Basenie Narodowym, jak nazwali obiekt internauci skończył się przepięknym wślizgiem i obezwładnieniem. Po godzinie tępego patrzenia się na złą pogodę, która pokrzyżowała wszystkim plany, organizator oznajmił iż mecz przełożony zostaje na dzień następny. Kibice gwiżdżąc i wyśpiewując pod pieśń o  PZPN( Jeba*, jeba*PZPN) ruszyli do wyjścia.
W tłumie słychać było wyzwiska a w gęstym i wilgotnym powietrzu czuć było koniec ery Gregory’ego Summer. 
Następnego dnia kibice, którym nie straszna była noc na dworcach w samochodach i innych miejscach do tego nieodpowiednich postanowili wspomóc drużynę. Dwóch bohaterów basenowych zostało zamkniętych w więzieniu a Polska jak długa i szeroka stanęła w obronie dowcipnisiów. Wstawił się za nimi nawet szef rządu.
W świat poszła opinia, że Anglicy mają swojego Monty Pythona a Polska swój PZPN.
Mecz zaczął się dla Polaków słabo. Przez niewielką pomyłkę Łukasza Piszczka Wayne Rooney, kwintesencja angielskiej urody, główny konkurent Jamesa Bonda(oczywiście pod względem seksapilu) strzelił Polakom bramkę z tak zwanego łba.
Do przerwy Polacy bronili się zaciekle, lecz bramki wyrównującej nie było.
I znów w przerwie Wasyl musiał użyć perswazji słownej w postaci wymienienia imienia patronki polskiej kopanej.
Druga połowa była powrotem do polskiej piłki za czasów śp już Kazimierza Górskiego. Biało Czerwoni niczym polska husaria pędząca na Szedów pod Kircholmem, zrzucili Anglików do defensywy. To nasi dyktowali warunki.
Około siedemdziesiątej minuty niejaki Glik, po fantastycznym dośrodkowaniu wbił piłkę ponad ramieniem Joe Harta. Zremisowaliśmy zupełnie jak trzydzieści dziewięć lat wstecz na Stadionie Śląskim. Sędzia odgwizdał zwycięski remis. Anglicy zeszli do szatni z oklapłymi uszami. Wszak drużyna plasująca się w pierwsze dziesiątce rankingu FIFA zremisowała z krajem zajmującym pięćdziesiąt oczek mniej.
- W szatni szczęście.  Tytoń zatrzymał Anglię. Dziennikarze na jakiś czas zapomnieli o jego rzekomych skłonnościach do zdrad. Przemek urósł mentalnie. Wasyl ściskał go i klepał, Lewy popłakał się ze wzruszenia a kontuzjowany Kuba wychwalał Wasyla pod niebiosa. Piszczek dawał wywiad jako pierwszy, zaraz za nim przy dziennikarzu pojawił się Tytek.
- Zatrzymałeś Anglię.- stwierdził dziennikarz spoglądając na spoconego, ale szczęśliwego bramkarza.
- No powiedzmy… Miałem wiele pomocników.
- Razem z Glikiem jesteście bohaterami.
- Myślę, ze to za duże słowo powinniśmy pokusić się o zdobycie trzech punktów.
- Czy chcesz powiedzieć coś fanom.
- Chcę podziękować wszystkim kibicom, którzy pomimo wczorajszego rozczarowania, dzisiaj dzielnie nas dopingowali. – Przemek uśmiechnął się do kamery.
Kilka tysięcy kilometrów dalej w małym amsterdamski mieszkaniu na podłodze w kuchni roztrzaskała się szklanka. Właścicielka przedmiotu wpatrywała się w ekran z wypiekami na twarzy.
- To on! Alona, Alona chodź!
- Czego się drzesz?- przyjaciółka przybiegła z ręcznikiem zawiniętym na mokrych włosach.
- Popatrz na ekran.
- To ten twój bohater?! No, no… Koleżanko o ile umiem czytać po polsku ze zrozumieniem, to w pasku na dole pisze, że ten chłopak zatrzymał Anglię.
- Nie wierzę… Ja go nie poznałam! – Weronika wyszeptała do siebie.

12 komentarzy:

  1. Ojejciu, zarumieniony Wasylek <33333 On tak wygląda jak wojownik, ale naprawdę jest wrażliwy bardzo! W ogóle, Fioluś, śliczna nociulka i już się nie mogę doczekać ciągu dalszego!!!

    Pysiulka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry wieczór. Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam tylko cichutko przypomnieć, że język holenderski nie istnieje - językiem urzędowym Holanddi jest niderlandzki.
    A poza tym git majonez;)
    Pozdrawiam - mama Justyny;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamo! Czepiasz się błędów a Ci holanddia wyszła. To nie poważne :P Ale co racja to fakt. Niderlandzki. Angole ten kraj nazywają Nederland więc :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce w nazewnictwie potocznym występuje j.holenderski :-) A poza tym to miło mi,że jest git majonez :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale mam kilkoro znajomych posługujących się tym jezykiem, więc stałam się zwolenniczką poprawnej formy.
      Git majonez stanowczo;)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. ale Weronika ciemnota ^^ :D To on Alona, to on! :D Hahah, czkeam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział ;) No i teraz Weronika już wie kim jest Przemek ;d Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Myślę, że Wasyl wreszcie znajdzie jakąś fajną panienkę, bo wyraźnie tego potrzebuje. :D Basen Narodowy przechodzi do historii, nie ma co. Weronika widzę w czas zorientowała się z kim miała do czynienia, haha. Uwielbiam to opowiadanie i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. wspaniale, cudnie, bosko idealnie. Jak chce juz kolejny rozdział. A Przemek hmmmm, kochamy go! Weronika to mnie rozwaliła kompletnie, szybkiego refleksu to jej tylko pogratylowac :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak jak zamierzałam ruszam z nowym opowiadaniem, więc zapraszam na razie na prolog gdzie-jestes.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  11. no w końcu udało mi sie nadrobic i jestem baaaardzo zadowolniona z tego faktu. czekam na następny rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń