poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 4



Następnego dnia…

Weronika na rowerze przemierzała amsterdamskie ulice, tonące w ostatnich promieniach listopadowego słońca. Drzewa na wpół ogołocone z liści, gięły się na lewo i prawo poruszane wietrznymi podmuchami. Amsterdamczycy korzystając z pięknej pogody tłumnie wylęgli na ulice, mieszając się z turystami łaknącymi poczuć klimat perły Holandii. Przed Pałacem Królewskim, niegdyś pełniącym funkcję ratusza, mieszały się języki i narodowości. Japończycy swoimi małymi aparacikami, próbowali uchwycić wszystko co się tylko dało. Włoska grupka gestykulowała rękami, kłócąc się o coś zażarcie a norweska wycieczka ustawiała się przed wejściem do środka. Na mijanych placach targowych pyszniły się europejskie specjały a kwiaciarki wystawiały najpiękniejsze kwiaty w tym tulipany, główny towar eksportowy Holendrów.  Weronika przystanęła na chwilę, poprawiając koszyk u swojego roweru. Jednoślad był pierwszym poważnym zakupem jakiego dokonała po przyjeździe do miasta. W Amsterdamie można było obejść się bez samochodu, ale brak roweru był uważany za dziwactwo.
Półgodzinna przejażdżka pozwoliła jej się uspokoić, wyciszyć i spokojnie przemyśleć zadanie które miała wykonać wieczorem. Od pół roku grała rolę nieszczęśliwie zakochanej dziewczyny z paryskiego półświatka. Les Miserables, był jednym z najczęściej wystawianych musicali na świecie. Perłą tego gatunku i absolutnym klasykiem, który można było wpasować w realia współczesnego świata. Wera cieszyła się, że otrzymała szansę na zagranie Eponine. Tym bardziej, że pracując z międzynarodową obsadą wiele się nauczyła. Gdy parkowała swój rower w specjalnie zamontowanym stojaku, znajdującym się za teatrem myślami była już w XIX wiecznym Paryżu.
Z zadumy wyrwało ją wołanie Tima i Rubena. Pierwszy grał Mariusa, w którym jego bohaterka nieszczęśliwie się zakochuje, zaś drugi, złotowłosego przywódcę studentów.
- Hej Werka, coś ty taka zamyślona? Może skoczymy na fajeczkę?- Tim, wesołek teatralny puścił do niej zawadiackie oczko.
Dziewczyna uśmiechnęła się,ale propozycji nie przyjęła.
- Nie mam ochoty… Muszę lecieć do charakteryzatorów. Wy też powinniście inaczej Haar wam znowu poleci po premii.
Ruben uniósł nieznacznie jedną brew.
- Że przepraszam po czym? Lars Haar i premia?  Słyszałeś to Tim?
- Słyszałem. – odpowiedział mu kolega.- Werka, przecież pracujesz tutaj jakiś czas, powinnaś wiedzieć, ze ten dusigrosz ma węża w kieszeni. A poza tym zastępuje go van der Berg. Podobno żona Larsa znalazła sobie kochanka z Polski i ten zabalował ostatnio…
- Kochanek czy Haar?- zapytała zdezorientowana. Po chwili dodała jednak.- Właściwie, dlaczego stoimy tutaj i dziamoczemy jak plotkary? Skoro nasze ciało nadzorcze…
-Oraz poganiacz niewolników…- wtrącił się Tim…
- …ma problemy- dodała akcentując ostatnie słowo.- Powinniście mu współczuć!
-Amen.- dodał Ruben.- A teraz chodźmy bo jakimś cudem Larsik dowie się o naszym spóźnieniu i będzie się wyżywał.
Wera pokiwała głową, po czym cała trójka zniknęła we wnętrzu dwustuletniej kamienicy.
Illusie była teatrem stosunkowo młodym. Miała około piętnastu lat, ale kilkoma absolutnymi hitami musicalowymi zdołała wyrobić sobie renomę teatru na poziomie.
Bilety na Les Miserables(Nędzników) sprzedawały się na pniu i zdobycie ich graniczyło niemal z cudem. Ceny też nie były małe, gdy chciało się posiadać dobre miejsca, trzeba było uszczuplić swój portfel o minimum  sto euro. Tańszymi biletami zadowalali się studenci i ludzie i okrojonym budżecie.
Staromodne foyer ze złoto- czerwonymi tapetami oraz krwistymi kanapami, pamiętał jeszcze czasy wczesnej młodości królowej Beatrix. Kryształy zwisające ze złotych żyrandoli skrzyły się w sztucznym świetle. Panowie z obsługi teatru w czarnych garniturach przechadzali się pośród przybyłych rozdając programy oraz służąc pomocą dla  nieznających pomieszczeń.  Na dziesięć minut przed rozpoczęciem spektaklu , teatr przypominał wielki ul. Widzowie tłoczyli się w ciasnych pomieszczeniach, rozmawiając między sobą na wszelkie możliwe tematy. Jak to zwykle bywa towarzystwo dzieliło się na grupki, melomanów- teatrofilów, przychodzących dla towarzystwa( z przymusu albo nie) oraz chcących się pokazać. Ci pierwsi rozmawiali o musicalach aktualnie wystawianych na scenach europejskich, mężczyźni towarzyszący partnerką w wydarzeniu kulturalnych debatowali o giełdach, pracy i rozgrywkach jesiennej kolejki a chcący się pokazać wzbudzali plotki swoimi strojami. Była też ostatnia podgrupa tak zwanych psychofanek. Przyszły one do teatru w chęci popiszczenia i poślinienia się do bożyszcza, które grało aktualnie w danym musicalu.
Wasyl, Tytoń i Trio z Ajaxu w towarzystwie piękniejszej połówki Łukasza Piszczka przybyli do teatru pięć minut przed rozpoczęciem. Wasyl poddenerwowany oddał płaszcz do szatni, odbierając numerek. Humor poprawił mu widok 27, z którą aktualnie grał. Schował kawałek metalu do wewnętrznej kieszeni marynarki w kolorze stalowo-szarym.
- Co tutaj tak pusto?- Lewy przerwał milczenie, rozglądając się foyer przez które trzeba było przejść, żeby dostać się na salę widowiskową.
- Na sali. Dzwonią właśnie drugi raz, bylibyśmy wcześniej gdybyś się tak nie grzebał. – Wasyl zmierzył go ostrym spojrzeniem.
- Nie moja wina, że korki były!
- Tania wymówka!
- Przestańcie się kłócić.- Ewa, żona Łukasza zganiła ich, poprawiając w międzyczasie przekrzywiony krawat swojego ukochanego. – Marcin pamiętasz gdzie siedzimy?- zapytała uśmiechając się łagodnie.
- W pierwszym rzędzie z samego brzegu.
- No to w drogę.- Łukasz podał małżonce ramię, uśmiechając się przy tym rozbrajająco.- Na przygodę kulturze i niech bóstwa mają mnie w opiece nie zasnę!
- Spróbuj tylko.- Ewa pogroziła mu palcem.
Kuba tego dnia był milczący, bolał go ząb. Dentysta zalecił mu leczenie kanałowe, ale środki przeciwbólowe tylko na jakiś czas łagodziły boleści.
Przemek natomiast humorem nie tryskał, bo bądź co bądź był świeżo po rozstaniu. Szanował pasję Wasyla i dlatego dał się namówić na ten musical.
Kilka minut później jakoś znaleźli drogę do swoich miejsc. Przemek usiadł na samym kraju, tak że miał dobry widok na sam środek sceny.
Początek lekko mu się dłużył. Muzyka niezaprzeczalnie była piękna, orkiestra na żywo prawie na każdym robiła dobre wrażenie.  Innego zdania  był Wasyl. Prawie na samym początku, gdy Jean Valjean(tytułowy bohater) był już szanowanym burmistrzem i fabrykantem w paryskim miasteczku, na scenie pojawiła się ona.
Kobieta ze snów Wasyla. Musicalowa Fantine. Złociste włosy spływały jej do pasa, wyraziste oczy zasnute mgłą smutku i najpiękniejsze usta jakie w życiu widział.
Robotnica po wygnaniu z pracy śpiewała o śnie, ukochanym i utraconej nadziei. Marcin poczuł wewnątrz jak kryształowy głos aktorki, drga gdzieś w środku jego jestestwa. Pod koniec piosenki dyskretnie osuszał zroszone łzami oczy. Ciemność ukryła jego uczuciowość.
Podczas przerwy mówiła głównie Ewa, zachwycona musicalem. Kuba wyglądał jak wymęczony na galerach, Lewy oglądał się za długonogą brunetką a Przemek intensywnie nad czymś myślał. W pierwszym akcie na scenie pojawiła się dorosła Eponine, która kogoś mu przypominała. Nie mógł wychwycić kim była.
Jego wątpliwości rozwiały się na początku drugiego aktu, gdy dziewczyna wykonywała solówkę.
Oparta o zrujnowaną XIX wieczną kamienicę zaczęła śpiewać o niespełnionej miłości. Przebrana za chłopca nosiła kaszkietówkę, którą żywiołowo ściągnęła odsłaniając ciemne włosy. Stojąc niemal na skraju sceny spojrzała błękitnymi oczyma wprost na Przemka. Nagle zdał sobie sprawę, że ciemnowłosą nędzarką jest Weronika Fijałkowska. Dziewczyna, którą zabrał ze sobą z Red Banku i przenocował. Miała na sobie perukę, dlatego nie poznał jej od razu. 
-…”Ja kocham i uczę się codziennie,
Cały czas udaję i udaję.
Beze mnie – on woli świat beze mnie,
I znajdzie swoje szczęście,
Choć ominie ono mnie…”- śpiewała rozpoznając w jednym swojego sobotniego wybawcę. Mimowolnie ofiarowała mu tę piosenkę, tak jakby tekst był kierowany do niego.
Tytoń oszołomiony odkryciem zapomniał gdzie jest. W skupieniu słuchał treści piosenki, którą Weronika śpiewała z takim uczuciem.
-"Tak kocham, a jednak,
Sama tak…- zakończyła ze smutkiem w oczach, wycofując się ze sceny oklaskiwana przez publikę. Do samego końca bramkarz wodził za nią wzrokiem. Nie mógł uwierzyć w zbieg okoliczności, jaki doprowadził do ponownego spotkania. Wiedział, że Weronika go poznała, tak jak i on ją rozpoznał.

Po spektaklu tłum ponownie uderzył w stronę foyer. Po odzienie wierzchnie trzeba było stać dwadzieścia minut a pojedyncze drzwi nie mieściły takiej ilości ludzi. Wasyl mechanicznie wkładał płaszcz podśpiewując pod nosem ulubione utwory. Ewa zachwycona aktorami i scenografią dziękowała Łukaszowi za zaproszenie na co jej małżonek spuchł z dumy.
- Gajer, fura i kultura kochanie. – pocałował ją w policzek. – Liczę na dobrą kolacyjkę po…- pochylił się do jej ucha.
- A wiesz, że dzisiaj jestem skłonna stać dla ciebie przy garach.- poprawiła mu klapy beżowego płaszcza.
- Ja bym się napił drinka.- Lewy zwrócił się do Kuby.- Napijesz się misiu?
Kuba skrzywił się, łypiąc jasnymi oczami na przyjaciela.
- Nie dowcipkuj tak…Ja idę do domu! Ząb mnie boli!
- Do wesela się zagoi.- Łukasz klepnął przyjaciela w plecy.
- Czyjego?- zapytał Robert.- Ty jesteś szczęśliwym małżonkiem a nam się nie zapowiada. – popatrzył na kolegów.
Ci nie odpowiedzieli pogrążając się każdy w swoich myślach.
Towarzystwo rozdzieliło się przed teatrem. Kuba dał się Lewemu namówić na wypad w miasto, Piszczkowie pojechali do domu na kolację a Wasyl pojechał do siebie.
Przemek postanowił się przejść, żeby jeszcze raz wszystko sobie przemyśleć. Zerwanie z Isabellą bolało go, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Zamyślony wyszedł za róg kamienicy i natknął się na kłótnie pary.
- Mówiłem ci, żebyś przełożyła ten spektakl.- krzyczał mężczyzna.- Miałem dzisiaj spotkanie biznesowe i miałaś mi towarzyszyć!
Kobieta drżącą ręką odpalała papierosa.
- Rzuć to świństwo!- ryknął elegant. – Wiesz jak brzydzę się dymem.
- Odwal się Aleks. Nie mam zamiaru z tobą dyskutować na środku ulicy. Nie będziesz mi mówił co mam robić, poza tym jak ty to sobie wyobrażasz? Rzucę pracę dla twoich kolacyjek biznesowych? Uświadom sobie, że teatr jest równie poważnym zajęciem jak twoja praktyka adwokacka!
- Moja kobieta nie będzie pracować!- ryknął jeszcze głośniej.- Chodź do samochodu! Jedziemy do domu!- boleśnie złapał ją za ramię, chcąc wciągnąć do zaparkowanego nieopodal Mercedesa.
Tytoń niewiele się namyślając wyskoczył zza latarni i odepchnął mężczyznę. Szarpaną kobietą okazała się Weronika.
- Przestań ją szarpać. – Przemek stanął pomiędzy Aleksym a Weroniką.
- A kim ty jesteś gnojku, żeby mi rozkazywać?!- Hoffman zbliżył się do niego, chcąc wymierzyć mu cios w szczękę. Tytoń był szybszy,pochylając się tak, że pięść mężczyzny przecięła powietrze nad nim.
- Nie będziesz jej szarpał!
- Gówno ci do tego!
Aleksy ponownie stanął przy Weronice , ciągnąc ją w stronę samochodu. Ta jednak wyswobodziła się z jego uścisku i sama go spoliczkowała.
- Zostaw mnie! Jedź już.
- Pożałujesz tego skarbie…- wysyczał jak jadowity wąż. Jasne oczy, gdyby mogły zamordowałyby ją i Tytonia na miejscu.- Zostaniesz tutaj z jakimś obcym gnojkiem?
- To nie jest żaden obcy gnojek, to mój…przyjaciel.
- Chyba kochanek, ale nie będziesz mi przyprawiała rogów.- powiedziawszy to pomaszerował do samochodu z łomotem zatrzaskując za sobą drzwi. Z piskiem opon wyjechał z parkingu sunąc ku głównemu skrzyżowaniu.
Speszona Weronika spojrzała na Tytonia. Po chwilowym milczeniu Przemek postanowił się odezwać.
- Znowu się spotykamy…- dotknął delikatnie jej dłoni.- Zrobił ci coś?
- Nie… Aleksy nie bije kobiet, warczy jak ratlerek ale nie jest w stanie ugryźć.
- To twój chłopak?- zapytał i złapał się na tym, że bardzo go to ciekawi.
- Tak. Spotykamy się. Właśnie byłeś świadkiem naszego konfliktu interesów. I znowu mi pomogłeś. Dziękuję.- uścisnęła mu dłoń rumieniąc się. Jasne włosy okalały jej delikatną twarz. 
- Nie ma sprawy. Podobała mi się twoja gra.
- Nie wiedziałam, że spotkam cię w teatrze.
- Kolega mnie namówił. Ale cieszę się, bo znowu się spotykamy. Podwieźć cię do domu?
- Nie, dziękuję. Mam tutaj rower. Do domu jadę dwadzieścia minut. Ale mam nadzieje, że znowu się spotkamy. Znowu podała mu rękę. – uśmiechając się zniknęła za rogiem. Przemek poczuł, że trzyma w dłoni malutką karteczkę z numerem telefonu. Uśmiechnął się.
- Do trzech razy sztuka. Weroniko…

10 komentarzy:

  1. Widać, że los pcha ku sobie Przemka i Weronikę:) I jestem z tego bardzo zadowolona:)
    A Misiaczki to mnie nawet w teatrze potrafią powalić:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, jak ja kocham takie opowiadania, zwłaszcza, gdy nawiązują do sztuki. Trio, Wasyl i Przemek tworzą naprawdę zgraną garstkę znajomych. Rozbrajają mnie za każdym razem! Cieszę się, że Tytoń znów trafił na Weronikę. Niech wykorzysta numer, który od niej dostał :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejusiu! Ale z Przemusia to bohater jest, no rycerz normalnie! Ale najlepsze są łezki w oczkach Wasylka, sama się prawie popłakałam! Fiolciu, koffam twoje opko!!!!!!!

    Pysiulka

    OdpowiedzUsuń
  4. Moi nauczyciele mnie zabiją! I to przez ciebie! Zamiast wkuwać matmę, siedzę tutaj. No cóż moje dni są policzone ale przynajmniej umrę przy dobrej lekturze;D Postanowiłam przeczytać "bez ciebie nie idę" (o którym mam nadzieję nie zapomniałaś)jeszcze raz, żeby przygotować się na kolejny rozdział. Prawda?:)Tak czy siak, fajne ci te blogi wychodzą. Może wpadniesz i przeczytasz nowy rozdział u mnie (http://diamond-vampire.blogspot.com/? Niedługo pojawią się główni bohaterowie...
    Wariatka

    OdpowiedzUsuń
  5. nowość na metrydwa.blogspot.com
    może będziesz zainteresowana :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję :) Wiesz za co...

    OdpowiedzUsuń
  7. "Do trzech razy sztuka" ♥
    Nmg się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na kolejny, już ostatni przed epilogiem rozdział na metrydwa.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ósemka na: http://illegal-madness.blogspot.com/. Zapraszam ;)).

    OdpowiedzUsuń